Słaby Robert Lewandowski czy nieskuteczny Bayern Monachium? Jeden mecz nie przekreśla dokonań Polaka
Bayern Monachium przegrał szósty raz z rzędu z Realem Madryt w ramach rozgrywek Champions League i znacznie utrudnił sobie sytuację przed rewanżem na Santiago Bernabeu. Miało to być starcie dwóch tytanów - Roberta Lewandowskiego i Cristiano Ronaldo, niestety zawiódł jeden i drugi. Więcej stracili na tym gospodarze.
2018-04-26, 18:40
Jupp Heynckes miał być tym, który pierwszy przełamie fatalną passę Bawarczyków w starciach z ekipą "Królewskich". Ostatnie mecze między tymi drużynami w ramach europejskich pucharów to tylko i wyłącznie zwycięstwa Realu Madryt. We wtorek monachijczycy mieli okazję żeby się w końcu przełamać, bo kiedy jak nie z Heynckesem na ławce i do tego przed własną publicznością.
Duże nadzieje pokładane były w kapitanie reprezentacji Polski Robercie Lewandowskim. Wydaje się, że cały plan jaki skrupulatnie budował Jupp Heynckes runął w momencie kontuzji skrzydłowego "Die Roten" Arjena Robbena. "Latający Holender" opuścił murawę już w... 8 minucie spotkania, podobnie jak kilka chwil później Niemiec Jerome Boateng. Zarówno skrzydła jak i obrona ekipy gospodarzy "zachwiały" w posadach. Mimo tych strat zespół ze stolicy Bawarii nie stracił na jakości. Mistrz Niemiec znacznie przeważał w tym spotkaniu i tak naprawdę "Lewy" i spółka nie zagrali słabych 90 minut - po prostu w oczy raziła ich nieporadność i nieskuteczność pod bramką rywali.
Cień nadziei pojawił się po pierwszej bramce autorstwa Joshuy Kimmicha, który otworzył wynik meczu w Monachium. Wydawało się, że Bawarczycy pójdą za ciosem i w końcu dobiją "Królewskich" kończąc hegemonię hiszpańskiej drużyny na europejskich arenach. Niestety "bramkę do szatni" zdobył Brazylijczyk Marcelo, co tylko jeszcze bardziej skomplikowało sprawę monachijczyków przed początkiem drugiej części spotkania. Wymuszone kontuzje dwóch podstawowych zawodników, stracony gol na kilka sekund przed gwizdkiem sędziego - czy może być gorzej? To był właśnie moment kiedy Real uwierzył, że można ponownie zranić Bawarczyków na ich własnym terenie.
Mecz zapowiadał wielki pojedynek dwóch piłkarzy. Po jednej stronie kapitan reprezentacji Polski Robert Lewandowski, z drugiej zaś Portugalczyk Cristiano Ronaldo. Obrona Bayernu mimo, że popełniła kilka błędów, w tym ten przy straconej bramce na 1:1 - skutecznie wyłączyła z gry gwiazdę "Los Blancos". Wg danych statystycznych serwisu "Opta" - Ronaldo w meczu na Allianz Arena nie oddał żadnego strzału w światło bramki Svena Ulreicha. Trudno w to uwierzyć, jednak jak się okazuje nawet najlepsi zawodzą w decydujących momentach. Zespół Zinedine Zidane'a mimo słabej postawy Portugalczyka udowodnił, że jest czymś więcej niż tylko drużyną opartą na grze "CR7". Drużyna z Madrytu zagrała jako spójny kolektyw, który wyrósł ponad czołowego gracza madrytczyków. Ponadto doświadczenie i ogranie ekipy z Santiago Bernabeu w sposób wyrachowany załatwiło wyjazdowy mecz z monachijczykami.
REKLAMA
Bayern, który od kilku sezonów stara się dotrzeć do finału Champions League ponownie pokładał wielkie nadzieje w Robercie Lewandowskim. Nie jest przecież tajemnicą, że napastnik "Biało-czerwonych" jest jedną czołowych postaci w stolicy Bawarii. Przy okazji spotkania na Allianz Arena zaczęto przytaczać pamiętny mecz między Borussią Dortmund i Realem Madryt, w którym to Polak zaaplikował "Królewskim" cztery bramki.
Niestety nic z tych rzeczy. We wtorek kapitan reprezentacji Polski był cieniem samego siebie, zawodnik Bayernu nie był w stanie wziąć na siebie ciężaru gry. Już od dłuższego czasu mówiło się o tym, że Lewandowski to nie jest typ piłkarza, który bierze grę na siebie i jest sam w stanie wykreować podbramkowe sytuacje. W półfinale Ligi Mistrzów przeciwko Realowi Polak próbował, ale niestety żadna z tych akcji nie zakończyła się golem. Najlepsza była okazja z pierwszej minuty spotkania kiedy to Lewandowski dośrodkowywał w pole karne Navasa, ale Muller był źle ustawiony i w konsekwencji piłka przeleciała przez "szesnastkę" drużyny gości nie znajdując drogi do bramki.
Później Lewandowski więcej leżał na murawie niż miał okazji pod bramką Navasa. Ponadto Polak był często faulowany przez piłkarzy Zidane'a podobnie jak w ćwierćfinale przeciwko drużynie Sevilli. Każdy z przeciwników Bayernu Monachium wie jaką siłą rażenia dysponuje polski napastnik, jednak mecz z Realem w jego wykonaniu był tym o którym lepiej szybko zapomnieć.
Niemieckie media nie oszczędziły kapitana reprezentacji Polski, ale trzeba pamiętać że są takie mecze które po prostu piłkarzom nie wychodzą. Lewandowski przez to, że gra w jednym z najlepszych klubów w Europie jest na ustach wszystkich czołowych mediów sportowych. Każde kiepskie spotkanie, błędy czy niewykorzystany karny są z miejsca odnotowywane i komentowane. Za wtorkowe spotkanie Polaka skrytykował sam legendarny Oliver Kahn, który w przeszłości sięgał z Bayernem po Puchar Europy. Zdaniem "Tytana" Lewandowski mimo, że posiada w Monachium status wyjątkowego nie jest w stanie udźwignąć presji takiego meczu jak ten z Realem Madryt. Zdecydowanie zabrakło czegoś więcej w wykonaniu napastnika reprezentacji Polski, ale trzeba przyznać że sam Bayern zagrał zbyt zachowawczo, szczególnie po stracie pierwszej bramki.
REKLAMA
***
Nie należy skreślać Bawarczyków w kontekście rewanżu na Santiago Bernabeu. Tegoroczna Liga Mistrzów jest nieobliczalna, co pokazały ćwierćfinały. Nawet strata dwóch, trzech bramek na własnym boisku nie przekreśla szans na awans do kolejnej fazy rozgrywek. 1 maja nie będzie już miejsca na błędy i kalkulacje, wszystko musi działać perfekcyjnie.
Bayern przetrzebiony kontuzjami, podrażniony Lewandowski czy Ronaldo, który celuje w kolejne rekordy. To wszystko składa się na piłkarski spektakl, gdzie być może "Lewy" okaże się tym, który po raz pierwszy od pięciu lat przyczyni się do tego, że Bayern ponownie zagra w wielkim finale Champions League. Byłaby to dobra wizytówka przed zbliżającym się mundialem w Rosji. Dzisiaj chyba wiele osób zapomina ile Robert Lewandowski dał "Dumie Bawarii", z pewnością nie można skreślać Polaka przez pryzmat meczu z ubiegłorocznymi triumfatorami Ligi Mistrzów. Napastnik mistrza Niemiec wciąż może zadecydować o tym, że to Bawarczycy będą rezerwować bilety do Kijowa.
Mateusz Brożyna, PolskieRadio.pl
REKLAMA