Roland Garros: Monfils odrodzony niczym Feniks z popiołów

2013-05-30, 17:15

Roland Garros: Monfils odrodzony niczym Feniks z popiołów
Gael Monfils. Foto: Wikipedia/Charlie Cowins

Kibice tenisowi i organizatorzy wielkoszlemowego turnieju Roland Garros wciąż czekają na sukces swojego reprezentanta. Ich nadzieje rozbudził niezniszczalny Gael Monfils.

W pierwszej rundzie, w pięciosetowym maratonie, Monfils wyeliminował rozstawionego z numerem szóstym Czecha Tomasa Berdycha. W kolejnej, w czterech, uporał się z Łotyszem Ernestsem Gulbisem, a teraz na jego drodze stanie Hiszpan Tommy Robredo.

"Leć daleko Feniksie" - to tytuł z czołówki czwartkowego wydania dziennika "L'Equipe", który poświęcił Gaelowi całe dwie kolumny. Dziennikarze wspominają historie jego sukcesów, jak półfinał Roland Garros z 2008 roku, czy ćwierćfinały z lat 2009 i 2011 (o dziwo zapominają o ćwierćfinale US Open 2010), ale i upadków, głównie powodowanych brakiem formy po kontuzjach.

Miejscowa prasa jest w stanie 27-letniemu Monfilsowi wybaczyć fakt, iż od dawna mieszka i trenuje w szwajcarskim Trelex. Ale chyba tylko dlatego, że od ponad dwóch dekad on był najbliżej sięgnięcia po Puchar Muszkieterów. Przed pięcioma laty powstrzymał go w półfinale sam Roger Federer. Tym razem może być podobnie, ale rundę wcześniej, bo tam właśnie Szwajcar znów może się z nim spotkać.

Ostatnim Francuzem, który zwyciężył na paryskich kortach ziemnych, był Yannick Noah w 1983 roku. Pięć lat później bliski triumfu był Henri Leconte, ale przegrał wówczas w finale ze Szwedem Matsem Wilanderem w trzech setach.

Od tego czasu głód sukcesu jest ogromny, czego dowodem jest ciągłe szukanie potencjalnego mistrza Roland Garros, które w ostatnich sezonach stało się prawdziwym królestwem Hiszpana Rafaela Nadala. Potęguje go fakt, iż Francuska Federacja Tenisowa (FFT) należy do czterech najbogatszych na świecie.

Większość z jej wielomilionowych przychodów stanowią wpływy z organizacji i transmisji telewizyjnych jednej z czterech lew Wielkiego Szlema. Znaczna część trafia na szkolenie młodych talentów i wspieranie czołowych gwiazd kraju.

Można w sumie powiedzieć, że w tym przypadku głowa od przybytku może boleć, bo podczas tegorocznej edycji sztandar niesie ósmy tenisista świata Jo-Wilfried Tsonga.

Tuż za nim w szyku stoją: numer dziewięć na świecie Richard Gasquet (w drugiej rundzie spotka się z Michałem Przysiężnym), 18. Gilles Simon, 26. Benoit Paire (rywal Łukasza Kubota w 2. rundzie), 27. Jeremy Chardy, 32. Julien Benneteau czy 55. Michael Llodra, przy okazji bardzo dobry deblista.

Wciąż jednak magiczną granicą nie do przejścia dla nich jest czwarta runda, a sporadycznie 1/4 finału. Trudno znaleźć powód tego stanu rzeczy, choć być może to nadmierna presja kibiców i oczekiwania działaczy FFT.

To łatwo wyczuć niemal na każdym kroku, szczególnie, gdy kilkutysięczna widownia głośnymi śpiewami zagrzewa "trójkolorowych" słynnym "Allez, allez les Bleus!" (Francuzi zazwyczaj występują w Roland Garros w niebieskich koszulkach).

mr

Polecane

Wróć do strony głównej