Olek Ostrowski o ataku szczytowym na Cho Oyu. "Mogłem cieszyć się w samotności"

Rekord Olka Ostrowskiego stał się faktem. Polak zjechał na nartach ze szczytu Cho Oyu (8201 m n.p.m.). Polak opowiada o kulisach ataku na "Turkusową Boginię".

2014-10-05, 11:25

Olek Ostrowski o ataku szczytowym na Cho Oyu. "Mogłem cieszyć się w samotności"
Olek Ostrowski na szczycie Cho Oyu. Foto: http://www.climb2ski.pl/

29 września o godzinie 16:45 czasu chińskiego Olek Ostrowski samotnie stanął na szczycie Cho Oyu, pokonując kolejny etap swojej wielkiej wyprawy.

Atak szczytowy rozpoczął się już 27 września - dojście do pierwszego obozu zajęło mu 4 godziny, z drogą do drugiego uporał się w 6 godziny. Zdobycie szczytu utrudniły problemy żołądkowe, z powodu których Ostrowski cierpiał jeszcze w późniejszej fazie wyprawy.

Na szczyt dotarł jako ostatni tego dnia - przed nim dokonało tego kilkadziesiąt osób - Polakowi udało się to w około 15 godzin, bez użycia dodatkowego tlenu.

"Miałem szczęście cieszyć się ciężko wypracowanym szczytem w samotności przez ok. 45 minut - byłem ostatni, który zdobył szczyt 29 września" - relacjonował Ostrowski.

REKLAMA

Foto:http://www.climb2ski.pl/
Foto:http://www.climb2ski.pl/

 

Potem rozpoczął się zjazd.

Warunki nie były optymalne, a w niektórych miejscach Ostrowski był bliższy biegom narciarskim niż właściwej jeździe na nartach.

REKLAMA

"Niestety w niższych partiach warunki śniegowe pozostawiały również dużo do życzenia. Zmieniały się, co kilkanaście metrów z przewianego śniegu przez beton i szreń łamliwą do miejscami poduch nawianego śniegu. Zjazd wymagał sporej koncentracji i pochłaniał dużo energii. Po drodze odnalazłem łapawicę, którą upuściłem przy operacjach na poręczówkach podczas podejścia. Do obozu drugiego dotarłem po ok. 1,5 – 2 h jazdy ze szczytu" - opisywał.

Najpierw obóz drugi i pakowanie rzeczy, które z nartami na nogach nie było łatwe, ale na pewno...komiczne, co przyznał sam zainteresowany, który zdecydował się zdjąć sprzęt na czas likwidowania stanowiska. Następnie droga powrotna do pierwszego obozu i zejście do punktu, z którego rozpoczął się atak szczytowy.

- Chciałbym podziękować w tym miejscu wszystkim, którzy uwierzyli, że samotna wyprawa narciarska w Himalaje ma rację bytu. Uwierzyli w szalonego chłopaka z Bieszczad, który powiedział, że chce to zrobić i mu pomogli.

Przedsięwzięciu medialnie patronował Portal Polskiego Radia.

ps, polskieradio.pl, climb2ski.pl

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej