Cesarzowi, co cesarskie

Kościół cieszy się znacznym wpływem na polską scenę publiczną. Wynika to z polskiej historii, kultury i tożsamości narodowej. Nie znaczy to jednak, że wpływu tego nie można oceniać.

2007-09-10, 17:04

Cesarzowi, co cesarskie

Kościół rzymskokatolicki cieszy się znacznym wpływem na polską scenę publiczną. Wynika to z polskiej historii, kultury i tożsamości narodowej. Nie znaczy to jednak, że wpływu tego nie można poddawać ocenie, także ze względu na dobro państwa i jego prawne normy.

Szkoła, źr. wikipedia.pl

Z dużym zdziwieniem przeczytałem tekst Konrada Turzyńskiego, „Rozum w sercach”. Jest to niejasna filipika na Sojusz Lewicy Demokratycznej. Nie mnie oceniać sympatie polityczne pana Turzyńskiego, nie mogę jednak przejść do porządku dziennego nad faktem, że ze zbytnią dezynwolturą traktuje on zapowiedź Sojuszu, choć słuszniej byłoby już mówić o Lewicy i Demokratach, zaskarżenia do Trybunału Konstytucyjnego rozporządzenia o wliczaniu do średniej oceny z religii w szkołach. Polityczne antypatie to jedno, zwrócenie uwagi na meritum zagadnienia – to zupełnie inna rzecz. W grę wchodzi kwestia następująca: czy w świeckim kraju, uznającym – przynajmniej nominalnie – rozdział państwa i Kościoła, funkcjonariusze państwowi zobowiązani są do przestrzegania konstytucyjnych zasad i reguł prawnych, określających te kwestie?

Sprawa jest znana: nowy minister edukacji, prof. Ryszard Legutko postanowił odwołać zarządzenie w tej kwestii, wydane przez swego poprzednika, Romana Giertycha. Spotkał się natychmiast z zarzutem ze strony wysokiego hierarchy kościelnego, abp Leszka Sławoja-Głódzia, że „rusza na wojnę z Kościołem”. Do chóru dołączyli niebawem inni, m.in. abp Dziwisz, abp Nycz. Padł dość niezwykły zarzut pod adresem zdeklarowanego konserwatysty, myśliciela na tyle stanowczego w swych sądach i analizach, że przez mało eleganckich przeciwników określanego mianem „filozofa skinów”. Jak się okazuje, nawet ktoś taki może okazać się nie dość rzymskokatolicki. Minister Legutko nie ukrywał zdumienia, mówiąc nieco później w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” (4 IX 2007): – Nie był to konflikt z Kościołem. Kilku hierarchów wypowiedziało opinie, które mnie zdziwiły. Sprawa wynika z nieporozumienia. Biskupi patrzą na tę sprawę inaczej niż minister, który ma konkretny problem prawno-praktyczny. Mam wątpliwości, czy to jest zgodne z konstytucją, a najprawdopodobniej - takie pomruki już słyszeliśmy - to zarządzenie zostanie zaskarżone. Nie jestem w stanie rozstrzygnąć, na ile te wątpliwości są zasadne, ale są, i trzeba się z tym liczyć. (...) Tuż przed początkiem roku szkolnego nie wiem i nie jestem w stanie się dowiedzieć, jak wygląda przygotowanie szkół do nauczania etyki. Wiadomo, że do tej pory jej prawie nie było, bo młodzież się nie zgłaszała albo zgłaszała się w niewielkiej liczbie, zwłaszcza że mogła wybrać trzecie rozwiązanie, czyli kreskę na świadectwie. Jeśli do średniej liczy się religia, to etyka też. Trzeba więc zagwarantować dostępność etyki.

Problem pozostaje nadal otwarty, bo rząd Jarosława Kaczyńskiego pod naciskiem opinii hierarchów cofnął decyzję ministra Legutko. SLD, niezależnie od oceny, jaką wystawia mu Konrad Turzyński, ma zatem nadal niezbywalne prawo zaskarżyć rzeczone rozporządzenie do Trybunału Konstytucyjnego. W polityce bowiem nie tyle liczą się intencje, czy nawet etyczne cenzurki, jakie wystawia się tym lub innym ugrupowaniom w zależności od własnych sympatii i racji, ale względy czysto pragmatyczne i formalne. Można zatem prawić złośliwości pod adresem SLD, czy szerzej – lewicy (z którą Turzyński utożsamia Sojusz nieco na wyrost), można powoływać się na cytaty z Pisma Świętego, by zarzucić ludziom tej partii hipokryzję – i można to czynić publicznie, bez zarzutu bycia oszołomem – ale nie wolno przechodzić do porządku dziennego nad porządkiem ustrojowym własnego państwa. I nad faktem, że - wbrew marzeniom jednych i koszmarnym wizjom drugich - nie żyjemy w teokracji, ale – w lepiej lub gorzej funkcjonującym – świeckim, demoliberalnym państwie, w porządku ufundowanym na fundamencie Rewolucji Francuskiej. Oczywiście, możliwa jest taka lub inna ocena tego typu państwowości, jego krytyka, a nawet kontestacja, ale nie znaczy to, że można to państwo traktować instrumentalnie, a rządzące nim reguły – jako błahostkę, z którą nikt się nie liczy. Lepiej, by nie mylić konserwatyzmu z przyzwoleniem na praktyczny teokratyzm, który w tej materii nie byłby niczym innym, jak zakamuflowaną i z pozoru bardzo świątobliwą formą psucia tegoż państwa.

REKLAMA

Polski model ustrojowy pozwala na głębokie przenikanie rzeczywistości państwowej i kościelnej. Ludzie Kościoła: hierarchowie, kler niższy, zakonnicy i świeccy wierni na dobre i złe współtworzą i odpowiadają za polską rzeczywistość. Niezależnie od tego, że całkiem spora jest rzesza nominalnych katolików, wierzący są bardzo aktywni i to na różne sposoby: przez udział w życiu politycznym, społecznym, kulturalnym. Radykalnych zwolenników sekularyzacji jest niewielu, ich wpływ trudno uznać za znaczący. Ugrupowania zdecydowanie antyklerykalne, jak Polska Partia Postępu „RACJA” wegetują gdzieś na marginesie sfery publicznej, zasklepione w agresji i dość obskuranckim myśleniu o Kościele. Nic nie wskazuje na to, by miało się to prędko zmienić. Tak zwana lewica, czyli Sojusz Lewicy Demokratycznej, bardzo rzadko próbował ograniczać wpływ Kościoła na sferę publiczną, wiedząc, że dla własnego dobra musi w tym względzie zachować umiar. W tym sensie zapowiedź zaskarżenia do Trybunału Konstytucyjnego decyzji o wliczaniu do średniej oceny z religii wydaje się niemal aktem heroicznym. Jeśli mamy serio traktować projekt państwa jako bytu pluralistycznego, a przy tym serio traktującego swoje założenia ustrojowe, trzeba jasno stwierdzić, że SLD ma do tego pełne prawo. Więcej: ma taki obowiązek w sytuacji, gdy dyskurs polityczny zdominowany jest przez centroprawicę, a część jej zwolenników wyraźnie przejawia tendencje quasi-teokratyczne. Zaś kościelni hierarchowie, jako dobrzy obywatele państwa polskiego, winni zwracać większą uwagę na racje świeckich reprezentantów tego państwa. Bo Bogu trzeba oddać co boskie, ale i cesarzowi to, co cesarskie.

Krzysztof Wołodźko

Przeczytaj komentowany tekst: "Rozum w sercach"

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej