Odbić się od dna

SLD nie ma innej drogi niż „skręt w lewo”. Kontynuacja kursu LiDu, a więc próby bycia Platformą-bis skazuje tę formację na trwałe polityczne zmarginalizowanie.

2008-07-10, 11:23

Odbić się od dna

SLD nie ma innej drogi niż „skręt w lewo”. Kontynuacja kursu LiDu, a więc próby bycia Platformą-bis skazuje tę formację na trwałe polityczne zmarginalizowanie.

Polska lewica znajduje się dzisiaj w głębokim kryzysie. Dotyka on przede wszystkim lewicowych partii, ale przekłada się także na środowiska intelektualne i związkowe, które nie znajdują możliwości realizacji swoich pomysłów.

Dwa z trzech największych polskich związków zawodowych, a więc OPZZ i Sierpień ’80, odwołują się do jednoznacznie lewicowych wartości. Wśród akademików coraz większe uznanie i popularność zdobywa skupione wokół Sławomira Sierakowskiego środowisko Krytyki Politycznej. Lewica posiada jednak niewielką parlamentarną reprezentację w postaci „skręcającego w lewo” SLD. Środowiska, odwołujące się do podobnych wartości, nie chcą lub nie potrafią ze sobą współpracować. Dla zrozumienia przyczyn takiego stanu rzeczy należy się cofnąć przynajmniej o siedem lat.

Miller, Hausner, dno

REKLAMA

W 2001 roku SLD wygrał wybory parlamentarne. Partia kierowana przez Leszka Millera zdobyła 41 proc. głosów, a w pierwszych miesiącach rządów poparcie dla nowego premiera przekraczało 50 proc. Miller, kreujący się na polskiego Blaira, dla wielu środowisk był nadzieją, że w Polsce po 12 latach transformacji powstanie prawdziwa partia socjaldemokratyczna.

Nadzieje te szybko okazały się płonne, a Leszek Miller zaczął prowadzić politykę bardzo odległą od zasad, do których odwoływał się w trakcie kampanii. Niedługo po objęciu urzędu nowy premier wprowadził liniowy CIT, zaproponował wprowadzenie liniowego podatku od dochodów osobistych, zaczął obcinać transfery socjalne. Zwieńczeniem tej polityki był tzw. „plan Hausnera”, który oznaczał ostateczne zerwanie z lewicowością.

Jednocześnie aplikowane przez Millera rozwiązania okazały się skrajnie nieefektywne. W okresie jego rządów bezrobocie w Polsce wzrosło do 20 proc., poziom zatrudnienia spadł do 51,9 proc., wzrosła także liczba ludzi żyjących w skrajnej biedzie: z 9,5 proc. w 2001 roku do 12 proc. w 2004.

Także po Millerze nie było lepiej. Dla SLD jedynym plusem jego rządów był fakt, że z partii odeszło wielu wywodzących się jeszcze z PZPR „działaczy”. Plus ten szybko okazał się jednak rzeczą bez znaczenia. Skompromitowany Sojusz całkowicie stracił zdolność przyciągania do siebie ideowych osób, a to spowodowało, że odchodzących zastąpili ludzie tacy sami tylko nieco młodsi.

REKLAMA

Politycy ci próbowali za wszelką cenę uwiarygodnić swoją formację. Ze względu na brak ideowości i odpowiedniego przygotowania nie potrafili jednak tego dokonać. Wchodząc w wyborczą koalicję z Partią Demokratyczną, praktycznie zrezygnowali z lewicowej tożsamości. Sensem istnienia tego bytu politycznego miała być obrona – rzekomo zagrożonej przez rządy Prawa i Sprawiedliwości - demokracji. Starano się zbudować oś podziału w oparciu o przeciwieństwo reprezentowanej przez LiD „technokracji” oraz PiSowskiego „populizmu”. SLD decydując się na ten krok próbował stać się nową Unią Wolności. Jednak okres ten to czas bezbarwnego i bezideowego zarządzania partią przez Wojciecha Olejniczaka.

Działania rządu Millera i późniejsze nieudane próby podniesienia lewicy przez Kwaśniewskiego spowodowały, że wszystkie grupy społeczne, które liczyły, że Sojusz może być ich polityczną reprezentacją poczuły się oszukane.

"Zapateralski", związki, bis?

Zjednoczenie środowisk lewicowych to główny cel nowego przewodniczącego SLD. Grzegorz Napieralski zapowiada ostry „skręt w lewo”. Póki co ów skręt przybiera głównie formę bardzo wyrazistej i wzorowanej na Hiszpanii retoryki antyklerykalnej. Ma ona wzniecić w Polsce dyskusję o miejscu Kościoła w życiu publicznym. Jednak tak naprawdę „skręt w lewo” ma dotyczyć znacznie większej liczby spraw – zwiększenia roli związków zawodowych oraz przeformułowania zasad kierujących politykami gospodarczą i społeczną. Wszystko to ma na powrót uczynić z SLD parlamentarną reprezentację polskiej lewicy. Takie zapowiedzi znajdują poklask w OPZZ. Nadzieje związane z nowym przewodniczącym deklarują też niektóre ze środowisk kobiecych. I tak naprawdę nikt więcej.

REKLAMA

Inne grupy wciąż mają poważny problem ze współpracą z SLD. Na przykład Michał Syska, wiceprzewodniczący SdPl, mówi: „nie wierzę w szczerość zwrotu SLD w lewo, jako iż dokonali go ci sami ludzie, którzy byli za interwencją w Iraku, za podatkiem liniowym i za politycznymi koncepcjami Leszka Millera.”

Współpraca z partią Napieralskiego jest programowo odrzucana, ponieważ partia ta jest uważana za niewiarygodną, a na dokładkę bezideową i niezwykle cyniczną w polityce. Nawet jeżeli deklaracje „polskiego Zapatero”, dotyczące wprowadzenia socjaldemokratycznej linii programowej i wspierania środowisk pracowniczych, są szczere to niełatwo będzie mu do tego przekonać potencjalnych sojuszników.

Jednocześnie dla SLD nie ma innej drogi niż „skręt w lewo” i próba pozyskania wspomnianych grup. Kontynuacja kursu LiDu, a więc próby bycia Platformą-bis skazuje tę formację na trwałe polityczne zmarginalizowanie.

Tomasz Borejza

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej