Karcenie nie zawsze złe
Zakaz karcenia, proponowany przez rząd, nie zwiększy bezpieczeństwa dzieci, a ugodzi w normalne rodziny.
2009-01-25, 06:38
Rząd ostatecznie wycofał się z projektu całkowitego zakazu bicia dzieci, w zamian proponuje zakazać karcenia, "polegającego na zadawaniu cierpień fizycznych lub psychicznych, naruszających godność małoletniego". Czy spowoduje to zmniejszenie liczby przypadków przemocy w stosunku do najmłodszych? Raczej nie. Ewentualne zmiany zamiast w zwyrodnialców uderzą w normalne rodziny.
W zeszłym roku premier Donald Tusk zapowiedział, że jego rząd będzie dążył do wprowadzenia całkowitego zakazu bicia dzieci. W projekcie noweli o przeciwdziałaniu przemocy, którą przygotowało Ministerstwo Pracy, zakazano stosowania kar cielesnych, zadawania cierpień psychicznych i innych form poniżania dziecka. Popełniającemu przestępstwo miało grozić wyrzucenie z mieszkania, nawet jeśli był jego właścicielem. Prześladowanie dziecka miało stać się przestępstwem ściganym z urzędu. Ostatecznie zmiany pozostały na papierze.
Nie każda przemoc jest zła
Pomysł nie miał bowiem poparcia w samym rządzie. Resort sprawiedliwości i Rada Legislacyjna przy premierze nie stawiają bowiem znaku równości pomiędzy karami cielesnymi i znęcaniem się nad dzieckiem. - Klaps nie może podlegać karze w sytuacji, kiedy jest on w interesie dziecka - podkreślał minister Zbigniew Ćwiąkalski. Obie instytucje stwierdziły, że bez elementów przymusu nie sposób czasem zapewnić dziecku bezpieczeństwa. Publicysta Tomasz Terlikowski dodaje, że użycie przez rodzica siły jest czasami jedyną możliwością, by chronić dziecko przed nim samym.
REKLAMA
Resort sprawiedliwości uznanł, że kodeks karny i konstytucja dostatecznie chronią prawa najmłodszych. Rozdział kodeksu karnego zatytułowany „Przestępstwa przeciwko rodzinie i opiece” zabezpiecza rodzinę przed przemocą zarówno fizyczną, psychiczną jak i ekonomiczną. Osobny zakaz - zdaniem resortu - spowodowałby zalanie prokurator tysiącem spraw, w których rodzice nawzajem oskarżaliby się o dawanie dziecku klapsów.
Terlikowski zaznacza, że propozycja Ministerstwa Sprawiedliwości, by zakazać karcenia "polegającego na zadawaniu cierpień fizycznych lub psychicznych, naruszających godność małoletniego”, może oznaczać karanie każdego zachowania rodziców, które zostanie uznane za naruszające godność dziecka. - Decyzja o tym, czym jest kara naruszająca godność dziecka, zależeć będzie już wyłącznie od sędziego - dodaje publicysta. Dowolność interpretacyjna zostanie więc, zapewne jeszcze częściej niż ma to miejsce dotychczas, wykorzystywana przez adwokatów przy sporach rozwodowych. Rodzic, który dał dziecku klapsa, będzie miał zapewne mniejsze szanse nad sprawowaniem nad nim opieki.
Spór trwa
Joanna Kluzik-Rostkowska zaznacza, że nie można porównywać rodziców, którzy stosują lekkie kary - np. klapsy, z tymi, którzy znęcają się nad swoimi dziećmi. Podejrzewa, że zmiany, które proponuje rząd, mają na celu ingerowanie państwa w każdą rodzinę. Podobnie uważa profesor Aleksander Nalaskowski, który radzi politykom, by nie mieszali pedagogiki z psychiatrią. - Ludzie, którzy znęcają się nad swoimi dziećmi, to dewianci. Z własnych doświadczeń, jako ojciec i dziadek, wiem, że klaps jest skuteczny, gdy jest wzmocnieniem słów. Moim sposobem na posłuch u dzieci był prztyczek w ucho, dzięki niemu dzieciak skupiał się i mógł mnie wysłuchać. Karząc je w ten sposób tak samo je kochałem jak wówczas, gdy kupowałem im klocki. – podkreśla profesor.
REKLAMA
Czy Polaków trzeba cywilizować?
Osią konfliktu w sporze medialnym, jaki wynikł przy okazji prac nad nową ustawą, stała się definicja kary cielesnej. Większość mediów podchwyciła tezę, jakoby każde użycie siły, także klaps, było niemożliwe do zaakceptowania dla nowoczesnego społeczeństwa. Teza ta jest skutecznie uwiarygodniana informacjami o kolejnych małoletnich ofiarach swoich zwyrodniałych opiekunów. W ten sposób do jednego worka zostali wrzuceni ci, co maltretują swoje dzieci, i rodzice karzący je klapsem.
Czy lubimy maltretować dzieci?
- Przypadki znęcania się nad dziećmi, stanowią absolutny margines w naszym życiu społecznym - podkreśla profesor Nalaskowski. - Obecnie mamy do czynienia z tabloidyzacją problemu, wyciąga się fakty, które stanowią margines i czyni się z nich regułę powszechną i obowiązującą - dodaje. „Kocham nie biję” takie hasło zdominowało dyskusję nad poprawą ochrony najmłodszych, można je było również zobaczyć na plakatach w największych polskich miastach. Nowoczesnych, otwartych, tolerancyjnych i kochających swoje dzieci rodziców, którzy zamiast karcić przytulają swoje pociechy, przeciwstawiono tym, którzy mają odwagę powiedzieć, że nie każda przemoc wobec dziecka jest czymś nagannym. Czarno–biały podział społeczeństwa na dobrych i złych rodziców (po uprzednim postawieniu pytania „Kto jest za biciem dzieci?”) rozbił się niczym bańska mydlana w zetknięciu z rzeczywistością. Okazało się, że większość Polaków doskonale potrafi rozróżnić klapsa od maltretowania. Okazało się także, że Polacy nie są zainteresowani zbytnią ingerencją państwa w swoje życie osobiste i światopoglądowe. Z badań wynika, że wąska grupa „elit” chce narzucać polskim rodzinom rozwiązania niezgodne z ich światopoglądem. Rozdźwięk ten - zdaniem Jana Pospieszalskiego - wynika z faktu, iż bardzo dużo osób ze środowisk dziennikarskich, medialnych prowadzi nieuregulowany tryb życia rodzinno-towarzyskiego. - Oceniają z tej perspektywy społeczeństwo, które w większości kieruje się innymi niż oni wartościami. Podobnie sprawa wygląda z dużym segmentem popkultury. Widać to na przykładzie choćby telenowel, które mają podglądać „normalne życie”, a które ostatecznie stają się projekcją wąskiej grupy medialnej, ich patologii i doświadczeń życia rodzinnego i osobistego. Utrwala to w ludziach, którzy żyją inaczej, poczucie „fałszywej normy”, że rozwody, konkubinaty, luźne związki to coś naturalnego – dodaje Pospieszalski.
REKLAMA
Rodzina to nie patologia
Wystarczy zajrzeć do rejestrów policyjnych, by dowiedzieć się, że większość przestępstw w „rodzinie” ma tak naprawdę miejsce w związkach partnerskich czy konkubinatach. Tam częściej dochodzi do przestępstw na tle seksualnym, gdyż w wielu przypadkach nie istnieje biologiczna bariera pomiędzy ojczymem a pasierbicą. Warto dokładniej wsłuchać się w informacje płynące z mediów, gdzie niezwykle często pojawia się motyw przestępcy - konkubenta, samotnej matki, libacji alkoholowej w mieszkaniu partnerów. - Naturalną cechą państwa, które chce odbierać wolność swoim obywatelom, jest ingerencja w życie rodzinne. Jeśli uda się ją rozbić, to w krótkim czasie uda się ludziom odebrać wolność. Dzięki temu w imię liberalnej ideologii, tak jak to kiedyś robiono w imię totalitarnych ustrojów, urzędnicy będą mogli odbierać władzę nad dziećmi rodzicom i formować je tak jak będą uważali za słuszne – tłumaczy Terlikowski.
Petar Petrović
REKLAMA