Zawieźli pijanego mężczyznę do lasu, 36-latek zmarł. Rozpoczął się proces policjantów

2019-09-09, 18:37

Zawieźli pijanego mężczyznę do lasu, 36-latek zmarł. Rozpoczął się proces policjantów
Oskarżony Filip S. przed rozprawą. Foto: PAP/Jakub Kaczmarczyk

Policjanci Karolina F. i Filip S. w trakcie służby zostali wezwani na interwencję do leżącego przy drodze, nietrzeźwego 36-latka. Zamiast wezwać pogotowie, czy odwieźć go do izby wytrzeźwień, zawieźli do lasu – tam mężczyzna zmarł. 

Do zdarzenia doszło w połowie maja ub. roku. W podpoznańskich Pobiedziskach rodzina zgłosiła zaginięcie 36-latka. Mężczyzna miał wyjść z domu, nie było z nim kontaktu. Sprawę zaczęła badać policja. Dzień później zwłoki mężczyzny znaleziono przy drodze w kompleksie leśnym przy jeziorze Dobre.

Policjanci wezwani do nieprzytomnego mężczyzny

Śledczy ustalili, że w dniu, kiedy doszło do zdarzenia, funkcjonariusze Komisariatu Policji w Pobiedziskach, Karolina F. i Filip S., pełnili służbę patrolową. Niedługo przed zakończeniem służby, zostali wezwani na interwencję do nieprzytomnego mężczyzny, który leżał na poboczu przy drodze. - Pomimo przybycia na miejsce funkcjonariusze nie podjęli żadnych działań mających na celu ustalenie w sposób pewny stanu zdrowia mężczyzny. Nie sprawdzili jego trzeźwości, nie zapewnili mu opieki medycznej oraz nie udokumentowali w notatniku służbowym faktycznego przebiegu przeprowadzonych czynności – informowała Prokuratura Okręgowa w Poznaniu.

Pijanego 36-latka policjanci wywieźli do lasu. Mężczyzna zmarł


Śledczy wskazali, że policjanci "umieścili nieprzytomnego mężczyznę w radiowozie, po czym wywieźli go wbrew jego woli do lasu w okolicach Pobiedzisk i tam pozostawili". Następnego dnia mężczyzna zmarł. Prokuratura wskazała jednak, że powołani w sprawie biegli z Zakładu Medycyny Sądowej "nie stwierdzili, by śmierć pokrzywdzonego nastąpiła w wyniku bezpośredniego działania oskarżonych funkcjonariuszy".

Policjantka przed sądem Policjantka przed sądem

Proces w tej sprawie rozpoczął się przed Sądem Rejonowym w Gnieźnie. Karolina F. i Filip S. zostali oskarżeni o "niedopełnienie obowiązków służbowych podczas przeprowadzanej interwencji, bezprawne pozbawienie wolności oraz nieumyślne narażenie na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, a także niedopełnienie obowiązków w związku z realizacją nakazu zatrzymania oskarżonego". Nie pracują już w policji. Grozi im do 5 lat więzienia.

Policjant odmówił składania wyjaśnień

Filip S. powiedział w sądzie, że przyznaje się tylko w części do jednego z zarzucanych mu czynów. Odmówił składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania. Powiedział, że leczy się psychiatrycznie, ponieważ nie może pogodzić się z tym, że Piotr M. nie żyje. W poprzednich wyjaśnieniach, odczytanych przez sąd, oskarżony podkreślił, że w trakcie interwencji, to Piotr M. powiedział funkcjonariuszom, że nie chce wracać do domu. Miał tłumaczyć, że jego matka zapisała go na leczenie, nie chciała by pił, a gdyby go zobaczyła w tym stanie – "to by dostała zawału".

Pokrzywdzony miał także powiedzieć policjantom, że "jak wytrzeźwieje, to sam wróci do domu". - Gdy go zostawialiśmy nie miał żadnych obrażeń – dodał oskarżony. Po odczytaniu wyjaśnień, oskarżony zwrócił się do obecnej na Sali rozpraw matki Piotra M. Oświadczył, że bardzo by chciał przeprosić rodzinę zmarłego i złożył kondolencje matce z powodu śmierci syna. - Bardzo żałuję, nie chciałem, by do czegoś takiego doszło – podkreślił.

Policjantka się przyznała


Oskarżona Karolina F. przyznała się w sądzie do zarzucanych jej czynów. Powiedziała jednak, że nie chce składać wyjaśnień, natomiast będzie odpowiadała na zadawane jej w sądzie pytania. W poprzednich wyjaśnieniach, kobieta wskazywała, że przebieg zdarzenia był inny, niż wersja przedstawiona przez drugiego z oskarżonych Jak mówiła, w trakcie interwencji Filip S. kilkukrotnie uderzył pokrzywdzonego. "Uderzył go otwartą dłonią w policzek, z nosa poleciała mu krew” – podkreśliła.

Pytana przez sąd, "po co oskarżony Filip S. uderzał tego pana? Nie próbowała się pani temu przeciwstawić?" Karolina F. odpowiedziała: "nie wiem po co go uderzał; zabrakło mi odwagi żeby przeciw temu zaprotestować". Kobieta mówiła też, że po pewnym czasie od tej interwencji wraz ze współoskarżonym wrócili na miejsce, gdzie pozostawili pokrzywdzonego – nie było go już tam. Pojechali również do jego domu – matka Piotra M. powiedziała, że go nie ma, że nie wrócił. Następnego dnia rodzina zgłosiła policji zaginięcie 36-latka; jego ciało znaleziono w lesie przy jeziorze.

Sekcja zwłok wykazała, że 36-latek został pobity


Rodzina Piotra M. powiedziała w sądzie mediom, że nie wierzy w słowa oskarżonych funkcjonariuszy, a także, że nie wierzy w wersje zdarzeń przekazywane przez nich w wyjaśnieniach. Siostra Piotra M. podkreśliła, że sekcja zwłok jej brata wykazała, że został on pobity. Przyczyną śmierci mężczyzny był krwiak.

jj

Polecane

Wróć do strony głównej