Koszalin: pożar escape roomu, w którym zginęły nastolatki. Ruszył proces

Rozpoczął się proces czworga oskarżonych o umyślne stworzenie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w escape roomie "To Nie Pokój" oraz o nieumyślne doprowadzenie do śmierci pięciu 15-letnich dziewczynek. Miłosz S., jeden z czworga oskarżonych, kontynuuje w sądzie odczytywanie swojego oświadczenia, które zawarł na 31 stronach. Sąd musiał zarządzić kilkuminutową przerwę, bo oskarżony źle się poczuł.

2021-12-14, 14:55

Koszalin: pożar escape roomu, w którym zginęły nastolatki. Ruszył proces
Jeden z oskarżonych odczytuje swoje oświadczenie zawarte na 31 stronach. Foto: PAP/Jerzy Muszyński

Oświadczenie oskarżonego

Po tym, jak Miłosz S. źle się poczuł oraz za zgodą sądu opuścił salę rozpraw i zarządzono kilkuminutową przerwę, pojawiła się obawa, że składanie oświadczenia dokończy na kolejnej rozprawie, wyznaczonej na środę. - Nasz klient dwukrotnie zemdlał, w momencie gdy wychodziliśmy, siedział zwinięty w kłębek na podłodze, nie można z nim było nawiązać kontaktu – poinformował sąd adwokat Miłosza S. Wiesław Breliński.

Oskarżony jednak wrócił na salę i kontynuuje odczytywanie swojego oświadczenia, które zawarł na 31 stronach.

Miłosz S., rozpoczynając oświadczenie, podkreślił, że do chwili obecnej nie składał żadnych wyjaśnień. Jednocześnie dodał, że po odczytanym oświadczeniu, nie będzie odpowiadał na pytania stron procesu. - Okoliczności, co do których chciałbym się wypowiedzieć, są w oświadczeniu i są kompletne – zaznaczył oskarżony.

Jak oświadczył Miłosz S., o samej idei escape roomu czytał w internecie już w 2014 r. - Byłem nią zachwycony, bo lubię zagadki logiczne. To nie była dla mnie tylko praca, ale przede wszystkim pasja. Dawanie ludziom czegoś, czego nie można kupić w sklepie, uśmiechu, radości, poczucia bycia zwycięzcą - powiedział.

Escape room

Oskarżony w escape roomie, jako gracz, był po raz pierwszy w 2015 r. Potem, jak wyjaśniał, odwiedził pokoje zagadek ok. 200 razy w Polsce i zagranicą, również po to, by czerpać inspirację do tworzenia scenariuszy gry. W październiku 2015 r. rozpoczął pracę firmie z branży "Zamknięci w pokoju". Następnie założył swoją w Poznaniu pod nazwą "Klucz do rozrywki", która zajmowała się obsługą escape roomów i tworzeniem scenariuszy zagadek. Wcześniej odbył szkolenie organizowane przez Powiatowy Urząd pracy w Poznaniu.

Oświadczył, że urzędnicy wizytowali jego escape room i nie mieli zastrzeżeń, co do prowadzonej działalności. Klienci też mieli być zadowoleni z usług i nie zgłaszać uwag, co do braku poczucia bezpieczeństwa w lokalu. - Tworząc scenariusze gier, zawsze starałem się przewidzieć, co przyjdzie do głowy graczowi i jakich elementów będzie chciał użyć do rozwiązania zagadki. Często rezygnowałem z niektórych ze względów bezpieczeństwa gry – powiedział Miłosz S., przy czym dodał, że urzędy nie kontrolowały i nie narzucały wymagań dotyczących prowadzenia takiej działalności.

Zaznaczył, że zanim otworzył escape room "To Nie Pokój" w Koszalinie, miał już w branży doświadczenie i częsty kontakt z innymi właścicielami pokojów zagadek. Uczestniczył w konferencjach, zlotach, wyszukiwał informacji o zagadkach, być na bieżąco z nowinkami, które można by wprowadzać do scenariuszy.

- W escape roomie "To Nie Pokój" nie było jakiś nadzwyczajnych rozwiązań, niespotykanych w innych tego typu obiektach. W przeciwieństwie do innych pokoi, prowadzonych przez inne podmioty, nie było wprowadzonych zamków elektrycznych (takich, które wymagały kodu do wejścia i wyjścia - PAP). U mnie był to brak klamki – oświadczył oskarżony.

Umowa najmu

Oskarżony zaznaczył, że właścicielka lokalu, w którym powstał "To Nie Pokój", miała zgłosić do urzędu umowę najmu i to, że obiekt wykorzystywany będzie jako usługowy.

- W chwili rejestracji działalności (…) nie zarzucono mi pominięcia jakichkolwiek przepisów odnoszących się do tego typu działalności gospodarczej. Nie były wymagane żadne specjalistyczne zaświadczenia ze szkoleń, kursów, uprawnień. Firmy o takim profilu mógł utworzyć każdy i wszędzie. Działalność była jawna i transparentna. Została zgłoszona i zarejestrowana w urzędzie z adresem i usługą, jaka będzie wykonywana w tym miejscu. Nikt z urzędników, ani innych organów władzy nie przyjechał skontrolować lokalizacji czy samej działalności. Nie miałem informacji o jakichkolwiek zastrzeżeniach – podkreślił Miłosz S.

Zaznaczył, że w pokojach "Mrok" (w nim rozwiązywały zagadkę pokrzywdzone – PAP) i "Warsztat" zamontowane były drzwi płycionowe. W jego ocenie nie wymagały dużej siły, by je wywarzyć. Dodał, że w lokalu były instrukcje przeciwpożarowe, w pomieszczeniu monitorującym zamontował gaśnice.

- Był stały monitoring wizyjny. Kupiłem dwie apteczki. Zleciłem Radosławowi D. kupno i instalację czujek czadu. Kupiłem urządzenia grzewcze, elektryczne i zleciłem właścicielce lokalu zlikwidowanie pieca typu koza. W żadnym z okiem lokalu nie montowałem krat. Nie wiem, kto i w jakim celu je zamontował, ja nie miałem takiej potrzeby. Nie przechowywaliśmy żadnych wartościowych przedmiotów, które mogłyby zainteresować złodzieja. Kraty były już zamontowane i właścicielka nie zgodziła się na ich demontaż, by nie odpowiadać w razie włamania - powiedział Miłosz S.

REKLAMA

Ofiary pożaru

Nastolatki były przyjaciółkami z jednej klasy, III "d" Gimnazjum nr 9 w Koszalinie (obecnie SP nr 18). W escape roomie "To Nie Pokój" przy ul. Piłsudskiego 88 świętowały urodziny jednej z nich, gdy w pomieszczeniu sąsiadującym z pokojem zagadek, w którym były 15-latki, wybuchł pożar.

Zgodnie z ustaleniami prokuratury, przyczyną pożaru był ulatniający się gaz z butli zasilających piecyki w budynku. Pracownik escape roomu nie otworzył dziewczętom drzwi. One same mogły to zrobić dopiero po rozwiązaniu ostatniej zagadki. W obiekcie nie było dróg ewakuacyjnych. Jedyne okno w pokoju, w którym były dziewczęta, od wewnątrz było zabite deskami, od zewnątrz było okratowane. Pomieszczenie miało nieco ponad 7 m kw. Dziewczęta zatruły się tlenkiem węgla.

Szczególne środki ostrożności

W sądzie stawili się wszyscy oskarżeni, którzy odpowiadają z wolnej stopy. Ze względów bezpieczeństwa na salę rozpraw wprowadzeni zostali bocznym wejściem, by nie mieć kontaktu z rodzinami pokrzywdzonych. Towarzyszyła im ochrona, w tym policji i antyterrorystów.

Oskarżeni to organizator escape roomu, wynajmujący lokal Miłosz S. z Poznania, jego babcia Małgorzata W., która rejestrowała działalność, jego matka Beata W., która współprowadziła działalność oraz Radosław D., pracownik escape roomu, zatrudniony kilka tygodni przed pożarem.

REKLAMA

Przewodnicząca jednoosobowego składu orzekającego sędzia Sylwia Dorau-Cichoń nie wyłączyła jawności rozprawy. Zastrzegła, zgodnie z wcześniejszymi wnioskami, dane osobowe i wizerunki oskarżonych oraz części oskarżycieli posiłkowych (są nimi wszyscy rodzice zmarłych pokrzywdzonych – red.), którzy nie wyrazili na to zgody.

Nieumyślne doprowadzenie do śmierci

Oskarżeni odpowiadają przed sądem za umyślne stworzenie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w escape roomie i nieumyślne doprowadzenie do śmierci pięciu 15-latek. Grozi im do 8 lat więzienia.

W śledztwie prokuratura ustaliła, że zaangażowani w powstanie escape roomu "To Nie Pokój" nie poinformowali Urzędu Miejskiego w Koszalinie, że budynek ten całkowicie zmienia swoje przeznaczenie (stał się obiektem użyteczności publicznej). Nie poinformowano także służb, które zajmują się badaniem stanu bezpieczeństwa w tego typu obiektach.

Czytaj także:

W budynku nie było dróg ewakuacji, za to materiały łatwopalne nagromadzono zarówno w poczekalni obiektu, jak i w poszczególnych pokojach zagadek. Jedynym źródłem ogrzewania budynku były przenośne piecyki gazowe zasilane z butli. Zgromadzony materiał dowodowy pozwolił śledczym na stwierdzenie, że pracownik escape roomu nie tłumił ognia, nie użył gaśnic, by ratować pokrzywdzone.

Prokurator Małgorzata Sielska będzie przedstawiała akt oskarżenia.

as, dz

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej