Zielone światło dla polskiego atomu. Felieton Miłosza Manasterskiego

Warto grać twardo w Unii Europejskiej i warto umieć budować na jej gruncie sojusze. Polsko-francuskie porozumienie przyniosło właśnie efekt w postaci zaklasyfikowania gazu i energii atomowej jako "zielonych" źródeł energii.

2022-02-02, 21:51

Zielone światło dla polskiego atomu. Felieton Miłosza Manasterskiego
Komisja Europejska uwzględniła polskie poprawki - nowy projekt dotyczący taksonomii uwzględnia gaz oraz energię nuklearną. . Foto: Shutterstock/engel.ac

Komisja Europejska uwzględniła polskie poprawki - nowy projekt dotyczący taksonomii uwzględnia gaz oraz energię nuklearną. Projekt został opublikowany na koniec ubiegłego roku, jednak cały styczeń trwały konsultacje, które mogły zmienić jego kształt. Ostatecznie polskie poprawki przetrwały styczeń i urealniają politykę klimatyczna Unii Europejskiej.

To duży sukces polskiej dyplomacji, bo oznacza jednocześnie porażkę głównego rozgrywającego w Unii Europejskiej, czyli Niemiec. Polska przekonała Komisję Europejską, że jednoczesne radykalne ograniczanie emisji CO2 i rezygnacja z gazu i atomu nie mogą przynieść sukcesu. Jak dotąd wszystkie kraje, które mocno ograniczyły w ostatnich dekadach emisję CO2, uczyniły to przede wszystkim za sprawą przesunięcia ciężaru wytwarzania prądu na siłownie nuklearne. Poleganie w całości na OZE na tym etapie rozwoju zielonej technologii nie gwarantuje stabilności systemu energetycznego, o czym boleśnie przekonali się ostatnio sami Niemcy.

Nowy koalicyjny rząd RFN (z Zielonymi w składzie) stawia sobie jeszcze bardziej ambitne cele klimatyczne niż gabinet kanclerz Angeli Merkel. Na przełomie roku Niemcy wygasiły wszystkie pozostałe działające elektrownie atomowe. Rezygnację z tych siłowni niemiecki rząd zapowiedział po wypadku w japońskiej Fukushimie, na fali społecznego niepokoju o bezpieczeństwo energetyki jądrowej. Wyłączanie atomu dla samych Niemców natychmiast stało się pułapką - w ubiegłym roku tamtejsze elektrownie konwencjonalne spaliły rekordowe ilości węgla, m.in. z powodu pogody, która nie pozwalała w pełni wykorzystać elektrowni wiatrowych. A w 2022 r. w niemieckim miksie energetycznym, już pozbawionym atomu, węgiel prawdopodobnie będzie pełnił jeszcze bardziej poczesne miejsce, co jest dużym krokiem wstecz, jeśli chodzi o ograniczenie emisji CO2.

Oczywiście zwiększone zużycie węgla w Niemczech nie przeszło niezauważone w innych krajach UE i stało się istotnym argumentem w dyskusji z Komisją Europejską. Polska znalazła sojusznika w tej debacie we Francji. Paryż sam z energetyki nuklearnej nie zamierza rezygnować, a nawet chętnie zbudowałaby siłownie jądrowe w Polsce. Dzięki zmianie taksonomii będzie można o tym myśleć z wykorzystaniem unijnego finansowania. A także korzystać z niego przy tworzeniu siłowni gazowych (takich jak budowana w Ostrołęce).

REKLAMA

Nowa taksonomia to nie tylko zielone światło, ale nadzieja przyśpieszenie inwestycji. Jesienią 2022 roku rząd ma ogłosić lokalizacje dla dwóch planowanych polskich elektrowni nuklearnych. Chętnych do współpracy nie brakuje. Oferty dostarczenia technologii złożyli już nie tylko wspomniani Francuzi, ale także Koreańczycy i Amerykanie. Niezależnie od planów rządu istnieje koncepcja wykorzystania reaktorów małych i mikro na potrzeby biznesu. Tutaj ambitne plany zgłaszały Orlen i KGHM, ale myślą o tym także podmioty prywatne. Orlen podpisał już w tej sprawie listy intencyjne z amerykańskimi firmami.

Dla Polski budowa elektrowni jądrowej to nie tylko kwestia emisji CO2, ale przede wszystkim bezpieczeństwa energetycznego, do którego ogromną wagę przywiązuje rząd Prawa i Sprawiedliwości. Niestety wszelkie prognozy partii Jarosława Kaczyńskiego, dotyczące wykorzystywania energii jako narzędzia polityki imperialnej Rosji, spełniły się co do joty. Podobnie jak spełniły się prognozy, że zmiany na rynku emisji CO2 spowodują radykalny wzrost cen prądu. Szkoda, że żadnych postępów w programie jądrowym nie uczyniły rządy PO-PSL, które z hukiem otwierały spółkę PGE Elektrownie Jądrowe. Gdyby dobrze wykorzystano osiem lat rządów ekipy Donalda Tuska i Ewy Kopacz, dzisiaj pierwszy reaktor już mógłby działać, a do uruchomienia kolejnego moglibyśmy odliczać dni. Pocieszać się możemy tylko tym, że gdyby rząd PO zdecydował się budować atomówki w oparciu o rosyjską technologię, nasza energetyczna zależność od Moskwy zwiększyłaby się drastycznie.

Przed nami jeszcze ostateczne zatwierdzenie taksonomii KE i już wiadomo, że organizacje ekologiczne będą protestować przeciwko preferencjom dla gazu i energii jądrowej. Ich naciski mogą trafić na podatny grunt - wśród eurobiurokratów i europosłów ekologiczni radykałowie mają wielu zwolenników oraz sponsorów, hojnie wspierających ich protesty. Ostatecznie jednak powinien zwyciężyć rozsądek, a nie fochy Grety Thunberg i jej kolegów, którzy cierpią na zespół szczelinowego oglądu rzeczywistości. A ta w ostatnich dwóch latach stała się znacznie bardziej skomplikowana niż kiedykolwiek. Dzisiaj straszenie zmianą klimatu nie ma już też takiego oddziaływania jak w okresie przed pandemią. Dla państw Unii Europejskiej najważniejszym wyzwaniem staje się bezpieczeństwo, a nie emisja CO2, za którą zresztą nasza część świata odpowiada w bardzo niewielkim stopniu (ok. 9 proc. światowej emisji). Na "klimat" w Europie dużo większy wpływ mają mrożące wiadomości znad ukraińskiej granicy, jak i gorące newsy z giełdy energii, gdzie ceny gazu i ropy biją kolejne rekordy. W miejsce ekonofanatyzmu pojawił się ekorealizm, czyli myślenie w kategoriach zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego i gospodarczego rozwoju państwom UE.

REKLAMA

Miłosz Manasterski

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej