Mija 30 lat od zaginięcia Jarosława Ziętary. Kaźmierczak: to wciąż nieosądzona zbrodnia

2022-09-01, 08:03

Mija 30 lat od zaginięcia Jarosława Ziętary. Kaźmierczak: to wciąż nieosądzona zbrodnia
Krzysztof M. Kaźmierczak: wciąż mam nadzieję, że ludzie, którzy mają krew Jarka Ziętary na rękach poniosą odpowiedzialność. Foto: Forum/Slawek Skrobala

- Wciąż mam nadzieję, że ludzie, którzy mają krew Jarka Ziętary na rękach, poniosą odpowiedzialność – mówił przedstawiciel Komitetu Społecznego im. Jarosława Ziętary Krzysztof M. Kaźmierczak. 1 września mija dokładnie 30 lat od dnia, kiedy dziennikarz "Gazety Poznańskiej" Jarosław Ziętara widziany był po raz ostatni.

Przedstawiciel Komitetu Społecznego im. Jarosława Ziętary Krzysztof M. Kaźmierczak powiedział, że po 30 latach sprawa Ziętary to wciąż "nieosądzona zbrodnia".

Jak mówił, "jeśli chodzi o samą zbrodnię, o to, co się stało, dlaczego się stało - to wszystko to wiemy. Gdyby nie było tych ustaleń, tej wiedzy - nie byłoby procesów, nie byłoby oskarżenia. Natomiast cały czas otwartą kwestią jest sprawa odpowiedzialności karnej ludzi, którzy są za tę zbrodnię odpowiedzialni – odpowiedzialni za jej zlecenie i za jej realizację".

W styczniu 2016 roku przed poznańskim sądem okręgowym rozpoczął się proces byłego senatora Aleksandra Gawronika (zgodził się na podawanie pełnego nazwiska), którego prokuratura oskarżyła o podżeganie do zabójstwa Ziętary. Pół roku temu, 24 lutego, Sąd Okręgowy w Poznaniu uniewinnił Gawronika. Sędzia Joanna Rucińska podkreśliła w uzasadnieniu wyroku, że "prokurator nie wykazał, aby oskarżony był sprawcą zarzucanego mu czynu, czego skutkiem musiało być wydanie wyroku uniewinniającego Aleksandra Gawronika". Wyrok nie jest prawomocny; prokuratura złożyła już apelację od tego orzeczenia.

Proces byłych ochroniarzy Elektromisu

W styczniu 2019 roku ruszył natomiast proces byłych ochroniarzy Elektromisu - Mirosława R., ps. Ryba, i Dariusza L., ps. Lala – oskarżonych o uprowadzenie, pozbawienie wolności i pomocnictwo w zabójstwie Jarosława Ziętary. Według śledczych oskarżeni, udając policjantów, mieli zwabić Ziętarę do samochodu przypominającego radiowóz, a potem przekazać dziennikarza osobom, które go zamordowały. Kolejna rozprawa w tym procesie ma się odbyć w połowie września.

Kaźmierczak, odnosząc się do nieprawomocnego wyroku uniewinniającego Gawronika, podkreślił, że "obecna sytuacja nastraja pesymistycznie, mimo to cały czas mam nadzieję, że Sąd Apelacyjny potraktuje tę sprawę w sposób adekwatny do tego materiału dowodowego, który niewątpliwie jest bardzo obszerny i raczej, dla mnie, wskazuje na zupełnie coś innego, niż sąd poznański stwierdził".

- Te 10 lat, które zostały do upływu karalności, stanowi jakąś szansę, że przynajmniej niektórzy z tych ludzi, którzy mają krew Jarka na rękach, poniosą odpowiedzialność. Cały czas mam taką nadzieję – zaznaczył.

Zajmował się tematyką tzw. poznańskiej szarej strefy

Kaźmierczak przypomniał, że Jarosław Ziętara zajmował się m.in. tematyką tzw. poznańskiej szarej strefy. - To, co Jarek tropił, co było przedmiotem jego śledztwa dziennikarskiego, to były przekręty robione przez ludzi należących wtedy do najbogatszych Polaków. Ludzi, którzy współdziałali, którzy wykorzystywali osoby z kręgów dawnych służb specjalnych, zarówno milicji, jak i Służby Bezpieczeństwa – którzy mieli szerokie koneksje, informacje, znajomości - mówił.

- Oprócz tego, co oficjalnie wiemy o przebiegu tej sprawy, tego, że policja podjęła jakieś poszukiwania Jarka jako osoby zaginionej - to można się domyślać i są co do tego pewne przesłanki – że osoby odpowiedzialne za zbrodnię, wykorzystując swoje kontakty, koneksje, wpływały w tamtych czasach na poznańskie organy ścigania. Trzeba pamiętać, że wówczas w policji pracowało wielu byłych funkcjonariuszy dawnych służb. W efekcie tego tworzone były zupełnie fikcyjne scenariusze związane ze sprawą Ziętary, aby zepchnąć wszczęte z rocznym opóźnieniem śledztwo na ślepe tory – podkreślił.

- To, co robiły wtedy poznańskie organy ścigania, niewątpliwie wskazuje na to, że ktoś z drugiego siedzenia, w jakiś sposób, może nie, że sterował całą sprawą, ale wpływał na nią tak, że taktowano ją w sposób lekceważący. Obecnie, gdy cokolwiek stanie się jakiemuś dziennikarzowi, sprawa traktowana jest bardzo poważnie – wtedy tego zabrakło – dodał.

"Organy ścigania od początku popełniły wiele błędów"

Kaźmierczak zaznaczył, że choćby sygnały o tym, że Elektromis był w kręgu zainteresowania Ziętary, pojawiały się już na samym początku. - Wśród materiałów pozostałych po Jarku była np. teczka z napisem Elektromis. Ale były też różne inne zapiski, które wskazywały, że się tym interesował, zajmował – choćby stare notesy Jarka w Bydgoszczy. To było w zasięgu organów ścigania – ale takie i inne okoliczności wskazujące na to, że zajmował się niebezpiecznym tematem, wtedy zignorowano – powiedział.

Kaźmierczak podkreślił, że nie ma wątpliwości, że w tej sprawie organy ścigania od początku popełniły wiele błędów. - Tę sprawę przez lata lekceważono, robiono wszystko, co możliwe, żeby też nie nabrała ogólnopolskiego rozgłosu. A nie było wtedy internetu, nie było mediów społecznościowych, przepływu informacji – wtedy dziennikarze z ogólnopolskich redakcji o sprawie Ziętary nie wiedzieli – mówił.

- Jeśli po 19 latach od zbrodni prokuratura krakowska mimo upływu lat była w stanie rozwikłać sprawę Ziętary i zebrać obszerny materiał dowodowy – to jest to oczywiste, że gdyby śledztwo było od początku w Poznaniu rzetelnie prowadzone, to ta sprawa już dawno, bardzo szybko zostałaby rozwiązana i winni zostaliby już pociągnięci do odpowiedzialności. I teraz, po 30 latach od tamtego dnia, moglibyśmy wspominać Jarka Ziętarę jako ofiarę zbrodni wyjaśnionej, dawno wyjaśnionej. Mówilibyśmy dziś o tej sprawie z zupełnie innej perspektywy – zaznaczył Kaźmierczak.

Czytaj także:

dn

Polecane

Wróć do strony głównej