Kontrofensywa Ukrainy. Wiceszef MSZ: byłbym daleki od hurraoptymizmu, musimy kontynuować wsparcie

- Ukraińcy przeprowadzili brawurową i skuteczną kontrofensywę, ale Rosja to wciąż ogromne zagrożenie - uważa wiceszef MSZ Marcin Przydacz. Na antenie RMF FM podkreślił, że "byłby daleki od hurraoptymizmu". - Jako wspólnota euroatlantycka musimy utrzymać jedność i kontynuować wsparcie dla Ukrainy - powiedział.

2022-09-13, 15:23

Kontrofensywa Ukrainy. Wiceszef MSZ: byłbym daleki od hurraoptymizmu, musimy kontynuować wsparcie

W rozmowie z RMF FM Przydacz był pytany o obecną sytuację na Ukrainie w związku z kontrofensywą i odbiciem części okupowanych terytoriów we wschodniej części kraju z rąk rosyjskich.

- Z całą pewnością jest to bardzo duża zmiana w sytuacji frontowej Ukrainy. Bardzo pozytywna z perspektywy ukraińskiej oraz szeroko pojętego Zachodu. Wielu nie doceniało gotowości armii ukraińskiej do przeprowadzenia takiej kontrofensywy, ale jednak została ona brawurowo i z sukcesem przeprowadzona - to są tysiące kilometrów kwadratowych odbite z rąk rosyjskich - podkreślił dyplomata.

Przydacz: byłbym daleki od hurraoptymizmu

Przydacz zwrócił też uwagę na trwające działania ukraińskiego wojska w rejonie Chersonia. - Równolegle trwa także kontrofensywa na południu, tam Rosjanie byli dużo bardziej ufortyfikowani i to jest dużo trudniejsza operacja, ale w tym momencie ta szala przechyla się delikatnie na stronę ukraińską - powiedział.

- Byłbym jednak daleki od takiego hurraoptymistycznego podejścia - Rosja dalej jest ogromnym zagrożeniem, Rosja dalej ma bardzo duże zasoby sprzętowe. To, co my teraz musimy robić - jako państwa Unii Europejskiej, jako państwa regionu euroatlantyckiego to kontynuować to wsparcie - zaznaczył.

REKLAMA

Marcin Przydacz podkreślił, że m.in. to przekazane przez Polskę czołgi T-72 pomogły Ukrainie w udanym kontrataku. - Polska wsparcia udziela, ale oczekujemy także, że nasi partnerzy z zachodu Europy będą robić nieco więcej niż do tej pory - dodał.

"Dni Putina są policzone"

Wiceszef MSZ pytany był również, jak wygląda sytuacja wewnętrzna w Rosji w obliczu m.in. wystąpień radnych dzielnic Moskwy i Petersburga wzywających do odwołania Władimira Putina.

- W moim przekonaniu dni Władimira Putina są policzone, nie wiemy niestety, jak wiele tych dni będzie. Ewidentnie społeczeństwo rosyjskie domaga się pewnego rodzaju zmian - skoro petersburskie czy moskiewskie elity pozwalają sobie w tak napiętej sytuacji na takie sygnały, to pokazuje, że tam podskórnie toczą się różnego działania - nie chcę powiedzieć, że kipi, ale na pewno jest tam niezadowolenie z tego, jak ta "operacja specjalna" jest prowadzona - mówił.

Czytaj także:

Jak ocenił, po pierwsze dla Rosji atak na Ukrainę okazał się porażką wobec nieosiągnięcia większości celów. - Po drugie, moim zdaniem, narasta frustracja związana z sytuacją gospodarczą. Sankcje nałożone przez nas, UE, USA i cały wolny świat naprawdę działają. Widać, jak kolejne fabryki w Rosji stają, ludzie tracą możliwość zarobkowania, ceny w Rosji także galopują - to wszystko powoduje, że to napięcie społeczne musi gdzieś ulatywać - dodał polityk.

Groźba nuklearna

Wiceminister SZ zapytany został także o możliwe dalsze kroki Putina, w tym o groźby użycia taktycznej broni jądrowej. - To jest z pewnością instrument oddziaływania Kremla na Europę Zachodnią - ta nieprzewidywalność, strach co do użycia nieużywanych dotychczas środków, czy np. groźba destabilizacji wokół elektrowni jądrowej w Zaporożu - powiedział.

Według Przydacza "Władimir Putin chce, żebyśmy obawiali się tej jego nieprzewidywalności". - Natomiast trzeba mieć pełną świadomość, że takie działanie byłoby przekroczeniem kolejnej czerwonej linii, której do tej pory nikt od 1945 nie przekroczył. Stratedzy Kremla z pewnością rozumieją, że Amerykanie, Brytyjczycy, Europejczycy nie mogliby przejść wokół tego obojętnie - nie wiemy, w jakiej formule, jakie byłyby skutki. Z całą pewnością wsparcie dla Ukrainy byłoby wtedy jeszcze dużo większe, nawet tym "maruderom zachodnioeuropejskim", którzy zawsze znajdują powód, dlaczego dany czołg nie może dojechać na Ukrainę zabrakłoby argumentu - ocenił.

- Putin chce nas skutecznie zastraszyć, ale my nie możemy jako wspólnota euroatlantycka dać się zastraszyć i podzielić. Jako polska dyplomacja staramy się tę jedność cały czas utrzymywać - dodał.

REKLAMA

Zobacz również: Marcin Przydacz w "Sygnałach dnia"

kp

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej