Wywrotka łodzi z turystami w Gdańsku. Wiemy, co mogło doprowadzić do tragedii
Cztery osoby, w tym kobieta w ciąży, zginęły w wypadku tzw. galara, czyli płaskodennej łodzi turystycznej. Do tragedii doszło na Martwej Wiśle, gdy łódź przepływała obok cumującego do kei, z pomocą holowników, statku. Zarzut sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu wodnym usłyszał sternik. Jednostka mogła zabrać maksymalnie 12 osób, a było ich na niej 14. Prezes Zarządu Żeglugi Gdańskiej, Jerzy Latała, uważa, że przyczyną tragedii "był brak szacunku do żywiołu, jakim jest woda, i zbyt duża liczba pasażerów".
2022-10-10, 16:04
W sobotę tuż po godz. 15 gdańscy policjanci odebrali zgłoszenie o przewróconej jednostce na Kanale Kaszubskim - odnodze Martwej Wisły. Była to płaskodenna łódź turystyczna pn. Galar Gdański. Jednostka o wymiarach 9 na 3 metry przewoziła pasażerów, łącznie z załogą na pokładzie było 14 osób. Wskutek fali wytworzonej przez pędnik holownika, który w sąsiedztwie podprowadzał potężny statek do kei, galar zaczął tonąć. Załoga innej jednostki pływającej podjęła akcję ratunkową.
Warto pamiętać, że płaskodenna łódź wyposażona w mały silnik nie radzi sobie z dużą falą, która łatwo może spowodować nabranie wody i zatonięcie. Z relacji świadków wynika, że galar próbował przepłynąć koło holownika. Inne jednostki czekały na zakończenie pracy portowej jednostki.
Prokuratura wszczęła śledztwo w kierunku sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu wodnym. 14 osób znalazło się w wodzie - zginęły 3 osoby dorosłe i nienarodzone dziecko (jedną z ofiar była kobieta w zaawansowanej ciąży). Do policyjnej celi trafili sternik i kapitan jednostki - mężczyźni w wieku 19 lat. Zarzut spowodowania katastrofy w ruchu wodnym usłyszał sternik. Grozi mu za to od 2 do 12 lat pozbawienia wolności. Drugi - kapitan został wypuszczony.
Wyjaśnianie przyczyn
Czy był to zwykły nieszczęśliwy wypadek? A może z racji młodego wieku załogi decydujący był czynnik ludzki? Pytania wokół tej tragedii zaczynają się mnożyć. Będzie to wyjaśniać na pewno prokuratura i niewykluczone, że też Państwowa Komisja Badania Wypadków Morskich.
REKLAMA
Wiele wątpliwości rozwiewa rozmowa z prezesem Zarządu Żeglugi Gdańskiej, Jerzym Latałą, który jest Kapitanem Żeglugi Wielkiej. Na co dzień pływa po rzece, gdzie doszło do dramatu. To, co wydaje się budzić największe jego podejrzenia, to fakt zbyt dużej liczby osób płynących galarem.
- Wszystkie jednostki, które zabierają więcej niż 12 osób wraz z załogą na pokład to statki pasażerskie. Prawo wobec nich stawia szereg wymogów, jak chociażby wyposażenie ratownicze - koła czy tratwy. Galar to tzw. obiekt pływający, na którym pojawiło się aż 14 osób. Nie powinno mieć to miejsca. Stąd należy też sprawdzić, czy do tego przepełnienia łodzi nie doprowadzał regularnie jej właściciel - mówi Latała.
Posłuchaj
Zdaniem eksperta "zabrakło szacunku do żywiołu, jakim jest woda"
- Holownik pracujący przy statku jest wyposażony w silnik o mocy 5 tys. koni mechanicznych. Jego pędnik potrafi wytworzyć dosłownie tsunami, z którym małe jednostki nie są w stanie sobie poradzić. Po tragedii w Gdańsku powinniśmy się wszyscy zastanowić, a szczególnie administracja morska, czy wody portowe na Martwej Wiśle, ale też obejmujące Motławę dla takich małych jednostek, właśnie niebędących statkami pasażerskimi, nie powinny być zamknięte. Powinny przenieść się na południowe krańce Motławy, zamiast wpływać do portu, gdzie cumują potężne statki.
Dopytywany, czy taka zmiana nie ograniczy działalności gospodarczej wielu firm, odpowiada, że "należy się zastanowić, co jest dla nas ważniejsze - swoboda gospodarcza, czy życie ludzkie."
REKLAMA
- Kiedyś płynąc do Helu musiałem zatrzymać mój statek pasażerski - katamaran, by babcia z wnuczkiem płynąca rowerem wodnym w kształcie łabędzia mogła zrobić sobie selfie. Gdybym dalej płynął, fala pochodząca od statku mogłaby przewrócić tego "łabędzia", a pasażerowie mogli skończyć pod wodą - mówi Latała.
Właścicielem galara była fundacja
Rejsy turystyczne po wodach wokół stoczni zajmowała się fundacja pn. Galar Gdańsk. Od 2018 r. otrzymała ponad 600 tys. zł pomocy publicznej na działalność statutową. Sądząc po wielu pozytywnych opiniach w internecie, działalność cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. To, co przyciągało turystów na galara, to możliwość wykonania pięknych zdjęć portowej części miasta.
Fundacja nawet zdobyła uznanie wśród władz Gdańska. W 2019 roku z rąk zastępców prezydenta Gdańska, Piotra Grzelaka i Piotra Borawskiego, otrzymała wyróżnienie.
"Podczas Walnego Zebrania Członków Zarządu Metropolia Gdańsk-Gdynia-Sopot wręczono m.in. naszej Fundacji wyróżnienie dla Przedsiębiorstw Społecznych, za utworzenie miejsc pracy w ramach projektu Ośrodka Wsparcia Ekonomii Społecznej dobrarobota.org", napisano.
REKLAMA
Próbowaliśmy się skontaktować z fundacją Galar Gdańsk. Nikt nam nie odpowiedział. Fundacja usunęła ponadto z internetu stronę www i część wizytówki Google.
- Rekordowa liczba wycieczkowców w gdańskim porcie. Armatorzy odwrócili się od Rosji i wybrali Polskę
- Drugi poziom zabezpieczenia w polskich portach. "W obliczu ogólnej sytuacji w Europie"
Maciej Naskręt/Radio Gdańsk/IAR/kor
REKLAMA