Astronom doktor Piotr Witek zaznacza, że rój Orionidów to tak naprawdę drobne pozostałości słynnej Komety Halleya unoszące się na trasie jej przelotu. Te lodowe okruchy komety w momencie, gdy w pobliżu pojawi się nasza planeta, są przyciągane przez jej grawitację i spalane w atmosferze.
Błysk i ślad świetlny, jaki wtedy powstaje, nazywany jest potocznie "spadającą gwiazdą". - Jest to okazja do tego, żeby spojrzeć w niebo i zobaczyć "spadające gwiazdy". O tyle wyjątkowe, że będące fragmentami zostawionymi tutaj przez słynną Kometę Halleya - powiedział doktor Piotr Witek.
Najlepsze widoki z dala od miast
Astronom zaznacza, że nocne niebo najlepiej obserwować z dala od świetlnej łuny miast. - Średnio co trzy minuty powinniśmy widzieć spadający obiekt, oczywiście o ile będziemy mieli nad sobą naprawdę ciemne niebo, o którym nie ma nawet co marzyć w miastach, gdzie pełno zanieczyszczenia świetlnego. Musimy wybrać się daleko od sztucznych świateł i nie świecić w oczy np. ekranem telefonu - powiedział astronom.
Choć dziś w nocy przypada maksimum roju, to Orionidy będziemy mogli obserwować na niebie aż do pierwszych dni listopada. Sprawca "jesiennej nocy spadających gwiazd", Kometa Halleya, powróci w pobliże Ziemi dopiero w 2061 roku.
Czytaj także:
IAR/ mbl/kor