Samotność w Boże Narodzenie. Czy może mieć dobre strony? Pytamy psychologa osobowości

2022-12-22, 13:12

Samotność w Boże Narodzenie. Czy może mieć dobre strony? Pytamy psychologa osobowości
zdjęcie ilustracyjne. Foto: Shutterstock/Tero Vesalainen

- Każdy lub prawie każdy doświadcza w swym życiu samotności w jakiejś sytuacji lub na jakimś etapie życia. Samotność jest jednak na ogół stanem, czyli czymś przejściowym, przemijającym, rzadziej długotrwałym, a zupełnie rzadko jest stylem życia z wyboru - mówi prof. Piotr Oleś (KUL). 

Co czwarty Polak doświadcza samotności - wynika z danych opublikowanych przez Wspólne Centrum Badawcze Unii Europejskiej. Prawie trzykrotny wzrost tego wskaźnika nastąpił w czasie pandemii. Jeszcze w 2016 r. co dziesiąty Polak (9,4 proc.) deklarował, że w okresie 2 tygodni poprzedzających badanie przynajmniej przez połowę czasu odczuwał samotność.

O nowych i najczęstszych przyczynach samotności, a także remedium na nią, w rozmowie z psychologiem osobowości.

Kinga Poniewozik: Najnowsze wyniki mówią już o 25,9 proc., co jest jednym z najwyższych wzrostów w całej Unii. Trend jest jednak ogólnoeuropejski, w największym stopniu dotyka zaś młodzieży. Wzrost poczucia samotności wśród Europejczyków w wieku 18–25 lat poszybował w tym samym okresie z 9 do 35 proc. Czy można mówić już o epidemii samotności? Jeśli tak, to co jest tego główną przyczyną?

Prof. Piotr Oleś: Epidemia samotności - to mocne określenie, ponadto sugeruje patologię, a tu mamy do czynienia z powszechnym doświadczeniem człowieka na jakimś etapie życia. Chcę przez to powiedzieć, że każdy lub prawie każdy doświadcza w swym życiu samotności w jakiejś sytuacji lub na jakimś etapie życia. Samotność jest jednak na ogół stanem, czyli czymś przejściowym, przemijającym, rzadziej długotrwałym, a zupełnie rzadko jest stylem życia z wyboru. Trudno dyskutować z danymi empirycznymi, skoro ponad 1/3 młodych ludzi odczuwa samotność, a wzrost w okresie epidemii COVID-19 był w Polsce blisko czterokrotny, to znaczy, że naprawdę coś niepokojącego stało się w kontaktach międzyludzkich. Samotność jest bowiem stanem niedoboru kontaktów, zwłaszcza tych bliskich, wspierających, dających poczucie, że jesteśmy rozumiani, potrzebni, kochani… Pandemia trwała około dwóch lat; dwa lata w okresie np. między 14. a 16. albo między 16. a 18. rokiem życia to bardzo długi czas, co więcej, czas krytyczny dla nawiązywania bliskich więzi uczuciowych - przyjaźni i miłości - z osobami bliskimi wiekiem lub stylem życia. Jak widać z tych danych, znaczna część młodych ludzi, i nie tylko młodych, ma, rzec można, wyrwę w życiorysie, którą trudno zapełnić lub jakoś wyrównać.

Samotność a osamotnienie. Czy są różnice między tymi stanami? Jeśli tak, to na czym polegają? Jaką definicją samotności Pan, jako psycholog osobowości, się posługuje?

Język angielski ma dwa określenia: "lonely" i "alone". Pierwsze oznacza samotność jako stan ducha, drugie - jako bycie samej lub samemu. Można nie mieć obok siebie drugiego człowieka i nie czuć się osamotnionym lub osamotnioną. Można mieć wokół siebie ludzi i czuć się głęboko samotnie. Kiedy? Jeśli nie mamy obok siebie (i nie towarzyszy nam w świadomości) bliska osoba. Sama obecność innych nie wystarcza, by nie czuć się samotnie, choć czasem może skutecznie odwracać uwagę od tego dojmującego poczucia. Osamotnieni czujemy się, kiedy mamy poczucie, że nie ma osób, które nas rozumieją, z którymi podzielamy jakieś ważne doświadczenia, przeżycia lub przekonania, lub nie ma ich z nami. Poczucie osamotnienia ma miejsce też wtedy, gdy mamy wrażenie, że nikomu na nas nie zależy, że nikt za nami nie tęskni, nie pragnie kontaktu, że dla nikogo nie jesteśmy ważni. No i kiedy tęsknimy za kochaną istotą, z którą nie możemy aktualnie przebywać.

Definicja samotności - poczucie, że jest się samemu, że nie ma się do kogo zwrócić, z kim pobyć, pogadać, zrobić coś razem, pośmiać, pożartować albo pomarudzić czy popsioczyć na świat, albo po prostu być ze sobą, nawet bez słów. Samotność bywa mocno dolegliwa, gdy człowiek pragnie kontaktu, a nie ma go i prawdziwy kontakt z drugim człowiekiem wydaje się nieosiągalny. Teraz mnie pani zapyta o prawdziwy kontakt? No tak, to takie, w którym dzielimy jakąś część naszego ja, lub duszy jak kto woli, z drugą osobą. Chodzi o współrozumienie i współodczuwanie świata, dzielenie się przeżyciami bez udawania, maski, podchodów, eksponowania swego ja.

Każdy z nas jest wyjątkowy, "jedyny w swoim rodzaju". Przejawia się to m.in. w tym, że mamy różne charaktery, osobowości. Są w nas takie cechy, które mogą determinować odczuwanie samotności?

Determinujących nie ma, ale są cechy, które temu sprzyjają, predysponują do samotności. Wymienię dwie: nasilona introwersja i duża wrażliwość uczuciowa. Introwersja polega na dużej aktywności wewnętrznej - myśli, uczuć, marzeń, wyobraźni, wewnętrznych dialogów - przy ogólnie dość trudnym kontakcie z drugim człowiekiem. Osobie silnie introwertywnej z trudem przychodzi nawiązywanie kontaktów, na ogół ma ich mało, za to niektóre (a nawet tylko jeden) mogą być naprawdę głębokie i bardzo ważne dla osoby. Introwertycy są bardziej obserwatorami niż aktorami aktywnymi na scenie świata. Natomiast osoby wysoko wrażliwe - psychologowie zainteresowali się nimi dopiero w okresie ostatnich kilkunastu lat - z uwagi na specyfikę przeżyć emocjonalno-uczuciowych mogą czuć się niezrozumiane, jakoś poza nawiasem relacji lub grupy, krótko mówiąc - osamotnione. Odczuwają silniej i głębiej, chwytają niuanse nieodczytywane przez innych, a stany emocjonalne towarzyszą im dłużej i mają inną jakość. Na przykład po wysłuchaniu wzruszającej opowieści mają potrzebę uczestniczenia w niej jeszcze przez chwilę i nie sięgają po popcorn. Silniej przeżywają pozytywne i negatywne emocje, ale też ich stany emocjonalno-uczuciowe są bogatsze, bardziej zróżnicowane. Czując i widząc, że przeżywają inaczej niż otoczenie, mogą mieć wątpliwości, czy są normalni, a z pewnością są. Jest takie określenie dla poetów, "galernicy wrażliwości", mówiąc dokładnie, odnosi się do wysoce wrażliwych. Galernicy - a więc to kosztuje, jest trudne, wysiłkowe, a być może nawet stanowi piętno, przynajmniej w subiektywnym odbiorze.

Jak sobie radzić ze stanem, jakim jest samotność, kiedy nie ma okazji ku temu, by otworzyć się na drugiego człowieka?

Nie ma prostej recepty, ponieważ, jak pani sama powiedziała, jesteśmy różni. Co więcej, mamy nawyki, ale też możliwość eksperymentowania z nowymi zachowaniami, a to oznacza, że człowiek na przykład samotny - jako stan ducha albo jako styl życia - jest w stanie to zmienić w sposób, o który może się nie podejrzewać. Na przykład, pomimo nieśmiałości, zagadnąć drugiego człowieka w przypadkowej sytuacji i nie poprzestać na tym. Ogólnie łatwiej jest wyjść z samotności lub osamotnienia, kiedy odwrócimy perspektywę, dostrzeżemy kogoś, kto wygląda, jakby był samotny. Zapraszając drugiego człowieka do kontaktu, pytając osobę - wprost lub pośrednio - o jej potrzeby, możemy łatwo przekroczyć próg samotności, pomagając drugiemu poczuć się trochę lepiej w świecie pełnym samotnych gwiazd.

Nic tak nie pozwala przezwyciężyć samotności, jak próba otwarcia się w kontakcie z drugim człowiekiem. Dokąd jesteśmy w kontakcie poprzez role lub konwencje, jakiekolwiek by one nie były, a kontakt nie ma w sobie nic (lub ma niewiele) osobistego zaangażowania, można czuć się samotnie. Kiedy zdecydujemy się na bardziej osobiste słowa lub gesty, otwieramy szanse przekroczenia samotności. Kłopot w tym, żeby dobrze wybierać: kiedy, wobec kogo i jak ujawniać swoje prawdziwe ja i nie powierzać się drugiemu od razu bez reszty; czyli może najpierw tylko trochę i zobaczyć co będzie… Doświadczyć wzajemności lub nie.

Antidotum na samotność są też wewnętrzne dialogi prowadzone z bliskimi osobami albo wyobrażonymi adwersarzami. Wewnętrzny dialog ma tę mocną stronę, że nie ryzykujemy w nim wiele, i tę słabą, że nie zmienia sytuacji, pozwala jedynie ją przetrwać, jest niejako zastępczą formą kontaktu. Kiedy jednak staje się formą kontaktu z osobą utraconą lub istotą wyższą, z Panem Bogiem, może wiele wnieść do naszego życia, a z pewnością uśmierza, przynajmniej w pewnym stopniu, ból samotności. Podobną rolę może pełnić kontemplacja przyrody lub sztuki.

Niektórzy ludzie usiłują poskromić samotność za pomocą wrażeń, używek, silnych bodźców, niecodziennych doświadczeń. One jednak, zwłaszcza na dłuższą metę, nie wystarczają i dość szybko się wyczerpują lub uzależniają.

Czy samotność jest zawsze zła? Można się do niej przyzwyczaić, dobrze, czytaj: twórczo, funkcjonować, gdy czujemy się osamotnieni?

Bardzo dobre i potrzebne pytanie! Czułem, że nasza rozmowa jakby opierała się na założeniu, że samotność jest zawsze lub przeważnie niepożądana i stąd trzeba ją leczyć lub jej zapobiegać. Tymczasem to nie tak. Samotność może być pożądana, potrzebna, może być wytchnieniem duszy, czasem potrzebnym do refleksji, odzyskania równowagi lub zaleczenia zranień ("czas leczy rany"), powrotu do wewnętrznej harmonii. Można rzec: każdy potrzebuje od czasu do czasu pustyni, na którą może samotnie wyruszyć i doświadczyć swego życia w całym jego bogactwie i ubóstwie, zyskach i stratach, szczęściu i niedostatku, pięknie i brzydocie… Trudno być człowiekiem dojrzałym bez takich doświadczeń.

Ale można powiedzieć więcej: są ludzie lub takie okresy w życiu, kiedy człowiek potrzebuje samotności, na przykład dla przewartościowań, zaplanowania zmian i przekonania się do nich (to też funkcja wewnętrznego dialogu!). Innym potrzebna jest samotność, by mogli tworzyć, pisać, komponować, malować… Twórczość niejednokrotnie wymaga ciszy i owego stanu ducha, w którym obecność innych przeszkadza, rozprasza, odciąga od najlepszych myśli, skojarzeń, uczuć…

I jeszcze co najmniej dwie różne rzeczy. Pierwsza - są ludzie, którzy tak głęboko przeżywają stratę ukochanej osoby (lub wizji życia), że chroniąc siebie i swe autentyczne uczucia, nie potrafią być z innymi - i trzeba to uszanować.
Druga - to odwrotna strona medalu: człowiek adaptuje się do każdego stanu - do samotności również - tylko koszty bywają różne.

Rozmawiamy przed świętami Bożego Narodzenia. To czas szczególny, kiedy, jak to można usłyszeć w piosenkach, filmach, kolędach, nikt nie powinien być sam, zwłaszcza w wigilijny wieczór. Jakie rady ma Pan dla tych, którzy nie mają z kim zasiąść do świątecznego stołu? Ten czas dla samotnych to często moment nie tyle do przeżycia, ile do przetrwania - przetrwać święta, a później znowu powrócić do codziennej rutyny. Jak spędzić święta, by uczucie samotności się nie potęgowało?

Mówiłem przed chwilą o dobrych stronach samotności, święta przeżywane w pojedynkę można tak zagospodarować - poświęcić ten czas na refleksje nad życiem, bilans, podsumowanie, a nawet mistyczne zjednoczenie z innymi osamotnionymi lub porzuconymi. Można wspominać dobre chwile lub planować nowe doświadczenia, można słuchać ulubionej muzyki lub pogrążyć się w opowieści, która do nas przemawia, na przykład w postaci filmu lub książki. To może być czas twórczej, scalającej wewnętrznie refleksji, zwłaszcza kiedy prowadzimy życie na czas - i sukcesy. Nie ma wówczas nic cenniejszego - oczywiście poza obecnością bliskiej osoby - niż poszukać siebie, swego autentycznego ja, skupić się na chwilę na prawdziwych odczuciach, przeżyciach, potrzebach, wartościach… Można wreszcie poszukać innej samotnej duszy i już nie jesteśmy samotni. Tak czy inaczej, święta mogą być czasem "ładowania akumulatorów", by z nową energią powrócić do codziennych zadań, obowiązków, kontaktów.

Dziękuję za rozmowę, życząc spokojnych świąt Bożego Narodzenia.

Rozmawiała Kinga Poniewozik, polskieradio24.pl

kor


Polecane

Wróć do strony głównej