Szczyt NATO w Wilnie. Gen. Polko: wschodnia flanka wychodzi z niego doceniona i wzmocniona
- Kraje flanki wschodniej NATO doskonale wywiązują się ze swoich zobowiązań wobec Sojuszu. Dziś kiedy istnieje perspektywa zbudowania naprawdę bezpiecznej Europy, powinniśmy liczyć na większe zaangażowanie w tej materii krajów wysoce gospodarczo rozwiniętych. Tymczasem Niemcy i Francja wciąż się ociągają - mówi w rozmowie z Polskim Radiem generał Roman Polko.
2023-07-13, 11:57
Generał Roman Polko w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl ocenia, że z zakończonego właśnie szczytu NATO w Wilnie wschodnia flanka Sojuszu wychodzi doceniona i wzmocniona. - Myślę, że ustalono na nim to, co się dało ustalić. Ustanowienie liczebności sił szybkiego reagowania na 100 tys. ludzi gotowych do użycia w ciągu 10 dni to zupełnie nowa jakość, niż np. generowanie sił dopiero kiedy pojawi się zagrożenie - ocenił na wstępie.
Jak mówi twórca GROM-u również stronie ukraińskiej przekazano dokładnie to co zakładano jeszcze przed rozpoczęciem szczytu. - Podkreślono bowiem dalsze wsparcie militarne, a jednocześnie jeśli chodzi o ewentualną akcesję Ukrainy do NATO, tu również było wiadomo, że nie może paść żadna konkretna data - zauważał. Zwrócił uwagę, że jednocześnie Kijów otrzymał już w czasie tego szczytu szereg ułatwień w procesie akcesyjnym. - Ukraina nie musi przechodzić wielu elementów biurokratycznego procesu, przez który przechodziła np. Polska - wskazuje.
Jako jeden z najistotniejszych ustaleń szczytu wskazał także przyjęcie do struktur Paktu Północnoatlantyckiego Szwecji. - Z polskiego punktu widzenia jest to po prostu zwiększenie bezpieczeństwa na Morzu Bałtyckim - podkreśla generał.
Jest problem z Niemcami i Francją
Ustalenia szczytu to w ocenie naszego rozmówcy także dalsze konsekwentne wskazywanie na wagę krajów Europy Środkowej i Wschodniej dla bezpieczeństwa całego sojuszu. - Tę kwestię doceniają Stany Zjednoczone. Widać to choćby po tym w jaki sposób zareagowały kiedy zagrożona była wschodnia flanka sojuszu czyli Polska, Litwa, Łotwa, Estonia i kraje na południu. Problem jaki Waszyngton cały czas dostrzega w Europie to państwa na zachodzie Starego Kontynentu - zaznacza.
REKLAMA
Jak mówi są to bowiem kraje, które nieustannie rywalizują przecież z USA na polu gospodarczym, jednocześnie oczekując od partnera zza oceanu obrony, sami nie wywiązując się ze zobowiązań jeśli chodzi o nakłady na armię. - Już zarówno ustalenia poprzedniego szczytu NATO, który wskazywał, że największym zagrożeniem jest Rosja, ale także i tego jasno dają do zrozumienia, że państwa, których siła gospodarcza wskazywałaby na to, że są w stanie zbudować większe bezpieczeństwo w Europie, powinny bardziej zaangażować się w ten proces. Chodzi tu oczywiście głównie o Niemcy czy Francje - ocenia.
Wzmacniać siły, wyciągać wnioski
Jak przypomina, to właśnie te kraje forsowały przez ostatnie lata ideę utworzenia silnej armii europejskiej, często rysowanej nawet jako projekt w pewnej kontrze do Sojuszu Północnoatlantyckiego. - W ostatnim czasie te głosy przycichły, a dziś kiedy rzeczywiście można stworzyć rzeczywiście bezpieczną Europę, kraje te wciąż nie wywiązują się z tego założonego minimum przekazywania swoich 2 proc. PKB na obronność - mówi gen. Polko.
- A te zdolności muszą być koniecznie budowane. Życzeniowe myślenie, o tym, że Putin będzie naśladował wzorce zachodnie, w związku z wybuchem wojny musiało pójść w odstawkę. Na szczęście mamy dziś wsparcie z takich krajów jak Finlandia czy Szwecja, które potrafią realnie oceniać zagrożenia jakie płyną z Rosji i trzeba wyciągać wnioski jakie płyną z tej ostatniej lekcji czyli z rozpętania wojny na Ukrainie - dodaje.
Zełenski nieco przelicytował
Gen. Polko jest zdania, że podobnym zwiększeniem bezpieczeństwa europejskiego jest perspektywa przyłączenia Ukrainy do Sojuszu. Zaznaczył, że jednak niemożliwe było na obecnym szczycie zaproponować Ukrainie coś więcej niż zaproponowano. - Prezydent Wołodymyr Zełenski stale podnosił swoje oczekiwania, ale obawiam się, że nieco przelicytował. Świadczą o tym choćby słowa brytyjskiego ministra obrony, o tym, że Ukraina powinna być nieco bardziej wdzięczna za otrzymane wsparcie - mówi.
REKLAMA
Dowódca wyjaśniał, że z perspektywy Kijowa oczywiście korzystnie byłoby dla nich wstąpić już dziś do Sojuszu. Jednak jak zaznaczył w tej kwestii niezwykle ważne jest uwzględnianie oczekiwań społeczeństw zachodnich. - Pakt chroni przede wszystkim bezpieczeństwo swoich własnych państw członkowski. I choćby z tego powodu kraj w stanie wojny z pewnością do NATO przyjęty być nie może. W mojej ocenie Ukraina powinna być zadowolona ze wszystkich tych ułatwień na tej drodze, które w Wilnie otrzymała - ocenia nasz rozmówca.
NATO zainwestowało wiele w Ukrainę
Rozmówca portalu PolskieRadio24.pl zwraca również uwagę, że rozważają przyjęcie Ukrainy w swoje szeregi NATO musi rozważyć kilka istotnych kwestii. - Nowy kraj członkowski nie może przede wszystkim stać się takim "słabym punktem" na mapie sojuszu. Nie może być krajem, które będzie generował zagrożenie dla innych państw, choćby wyciekiem informacji. Wierzę, że Ukraina te wymogi spełni. Dziś kluczowym pytaniem jest - kiedy uda się zakończyć wojnę z Rosją - zastanawia się.
Ocenia także pojawiające się w przestrzeni medialnej doniesienia, że brak pełnego zadowolenia strony ukraińskiej może oznaczać wycofanie się NATO ze wspierania Kijowa. - To już jest raczej życzeniowe myślenie Moskwy. NATO zbyt dużo zainwestowało w Ukrainę, w reformę i modernizację jej sił zbrojnych, w szkolenie jej żołnierzy, żeby teraz z tego kapitału rezygnować. Doświadczona w boju ukraińska armia jest potencjalnie silnym elementem sojuszu. Musi tylko spełnić wymogi organizacyjne, i przede wszystkim konieczne jest zakończenie działań wojennych - podsumowuje gen. Roman Polko w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl.
- "Nie wszyscy członkowie NATO uważają, że Rosji należy przeciwdziałać". Ekspert o echach szczytu w Wilnie
- "Udało się uniknąć podziałów, to zły sygnał dla Putina". Brytyjski ekspert o szczycie NATO w Wilnie
Zobacz także: Doradca prezydenta RP minister Paweł Sałek o szczycie NATO w Wilnie.
łs/PR24
REKLAMA