Tragiczny pożar w Gdańsku, w którym zginęło dwoje dzieci. Nowe ustalenia
W piątek doszło w Gdańsku do pożaru domu jednorodzinnego, w którym zginęło dwoje małych dzieci (w wieku 1 roku i 3 lat), a dwie osoby dorosłe zostały poszkodowane. Według doniesień medialnych do tragedii doszło w budynku komunalnym, nadzorowanym przez miejską spółkę. Dom wymagał remontu, wszakże jego stan techniczny pozostawiał wiele do życzenia.
2024-01-20, 16:22
Jak informuje "Fakt", do tragedii doszło w budynku komunalnym - nadzorowanym przez spółkę miejską Gdańskie Nieruchomości - parterowym, murowanym, z dachem, którego konstrukcja była drewniana. Jedną część domu - ogrzewaną kominkiem - zamieszkiwała kobieta wraz z dziećmi oraz partnerem. Drugą część - ogrzewaną piecykiem wolnostojącym (tzw. kozą) - jej rodzice.
Dziennik podaje, że dom od dawna nie był remontowany. Co więcej, jeżeli chodzi o stan techniczny - wiele do życzenia pozostawiają także inne tego typu budynki w okolicy.
"Na miejscu tragedii bardzo szybko pojawiły się władze miasta. Była prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz, a także Piotr Kryszewski, zastępca prezydent Gdańska ds. usług komunalnych, oraz dyrektor Gdańskich Nieruchomości Ziemowit Borowczak" - informuje z kolei wp.pl.
Ustalenia Polskiego Radia
Z naszej rozmowy z bryg. Jackiem Jakóbczykiem wynika, że w momencie przyjazdu straży pożarnej budynek intensywnie płonął, a osoby dorosłe, które znajdowały się w nim wcześniej, były już na zewnątrz. - Jedna ze starszych kobiet właśnie z niego wychodziła - tłumaczył strażak.
REKLAMA
- Te osoby mówiły nam, że w środku znajdują się dzieci - powiedział w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl. Brygadier Jakóbczyk podkreślił, że jedną z tych osób była matka dzieci. Opisywał ponadto, że "starszy mężczyzna, który znajdował się wcześniej w budynku, podtruł się dymem, ale był przytomny". - Został przebadany i odwieziony do szpitala - dodał.
Jak mówił, została też przebadana sąsiadka, starsza kobieta, która w wyniku silnych emocji gorzej się poczuła. - Też została przebadana, ale nie trafiła do szpitala - sprecyzował.
"Nie było szans, by uratować dzieci"
Dopytywany, czy dzieci dawały oznaki życia, gdy dotarli do nich strażacy, mówił, że "pomieszczenie, w którym znajdowały się dzieci, było objęte płomieniami, dlatego strażacy intensyfikowali swoje działania właśnie w tym pomieszczeniu, gasząc je i jednocześnie przeszukując". - Gdy strażacy odnaleźli dzieci, niestety nie było szans, żeby je uratować - mówił.
Podkreślił, że na miejscu działało łącznie dziewięć zastępów straży pożarnej.
REKLAMA
- Śmierć pięciu nastolatek w escape roomie. Mija 5 lat od tragedii. Proces i śledztwo wciąż w toku
- Tragiczny pożar w chińskim internacie. Są ofiary śmiertelne
- Ogromny pożar hali z produktami chemicznymi pod Warszawą. Jedna osoba nie żyje
"Fakt", wp.pl, PR24.pl, łl, kor
REKLAMA