Ten przepis kierowcy łamią na potęgę. Chcą uniknąć 100 zł mandatu, grozi im wyższy

2024-03-18, 20:05

Ten przepis kierowcy łamią na potęgę. Chcą uniknąć 100 zł mandatu, grozi im wyższy
Ten przepis kierowcy łamią na potęgę. Chcą uniknąć 100 zł mandatu, grozi im wyższy. Foto: STANISLAW KOWALCZUK/East News

Parkowanie z włączonymi światłami awaryjnymi w niedozwolonych miejscach to prawdziwa plaga w polskich miastach - skarżą się na to sami zmotoryzowani. Policja przypomina kierowcom, że ich używanie w nieuzasadnionych przypadkach może słono kosztować. - Mówimy o mandacie w wysokości 100-300 zł. Możemy skierować także wniosek do sądu o ukaranie - mówi portalowi PolskieRadio24.pl Robert Opas z Komendy Głównej Policji. 

- Halo, proszę pana, tu nie można parkować - zaczepiamy kierowcę, który właśnie zatrzymał się tuż za znakiem "B-36", który dotyczy zakazu zatrzymywania się. - Tak? Ale to tylko na chwilę - odpowiada mężczyzna. Uśmiecha się, po czym oddala do popularnego sklepu spożywczego z zielonym logo. Pojazd zostawia na "światłach awaryjnych". Dwie minuty później tuż przed nim parkuje inne auto. Ten kierowca z samochodu nie wysiada. Włącza natomiast światła awaryjne. Gdyby na miejscu pojawił się patrol policji, obaj zmotoryzowani mogliby zostać ukarani mandatem. 

- Wie pan chociaż, jaki mandat grozi za zatrzymanie się "na zakazie" - zagadujemy kierowcę białego auta, który wraca ze sklepu. - Na zakazie to chyba 100 zł. Miłego dnia - odpowiada kierowca. Po chwili zarówno on, jak i pojazd przed nim znikają. Na ich miejscu parkują kolejne auta. Mniej więcej połowa z nich podczas parkowania "na zakazie" używa świateł awaryjnych. Sytuacja ma miejsce na jednej z ulic stołecznej dzielnicy Żoliborz. Takie obrazy to codzienność w wielu polskich miastach. 

Jedni się denerwują, inni nie widzą problemu

- To jest plaga proszę pana - mówi portalowi PolskieRadio24.pl jeden ze stołecznych taksówkarzy. - Na Puławskiej (jedna z głównych ulic w Warszawie - przyp. red.) to trzeba mocno uważać, żeby w kogoś nie przydzwonić. Nie będę udawał świętego, bo też czasami mi się zdarza przystanąć "na awaryjnych", ale nie tak, żeby zająć cały pas. Najczęściej to chyba dostawcy tak parkują - tłumaczy rozmówca portalu PolskieRadio24.pl. 

Wśród kierowców zdania są podzielone. - Uważam, że to powinno być mocno karane, bo wielu nadużywa tych świateł - uważa wspomniany taksówkarz. - Lepiej, jak ktoś stoi na zakazie na awaryjnych niż bez nich, bo przynajmniej jest widoczny. Nie jest to oczywiście usprawiedliwienie. Wielu kierowców w ten sposób próbuje załatwić sobie darmowe parkowanie lub chce uniknąć mandatu za postój w miejscu obowiązywania zakazu - dodaje inny zmotoryzowany. 

Inni stają w obronie takich postaw. - Są sytuacje, w których konieczne jest użycie świateł awaryjnych, np. dziecko do szkoły czy nagła wizyta. Dla mnie to wydumany problem. Uważam, że ludzie tego nie nadużywają. Po to są światła awaryjne - mówi portalowi PolskieRadio24.pl jedna z mieszkanek stołecznego Wilanowa. - Każdy tak parkuje, więc dlaczego ja mam nie parkować - rzuca inny z kierowców. Część zmotoryzowanych jest zaskoczona uwagami dotyczącymi tego, że korzystają ze świateł niezgodnie z przepisami. Upierają się, że służą one właśnie nagłym przypadkom, jak tymczasowe wyjście do sklepu czy odebranie dziecka ze szkoły. I jeszcze jeden argument. - Problemem jest to, że w Warszawie nie ma gdzie zaparkować - dodaje mieszkanka Wilanowa. 

Mniej tolerancyjni w tej kwestii są piesi. - Tutaj na tej ulicy to co drugi parkuje na awaryjnych. Widzi pan, tam jest zakaz, więc boją się mandatu, a do sklepu trzeba pójść. Dlatego włączają "migacza" i znikają - oburza się senior, którego spotykamy na jednej z ulic stołecznego Mokotowa. Wśród pieszych większość osób, które zapytuję w tej sprawie, uważa, że kierowcy nadużywają świateł awaryjnych, parkując w sposób, który utrudnia poruszanie się pieszym. Głównie chodzi o parkowanie w pobliżu pasów, ograniczające widoczność, czy za znakiem zakazu, zmniejszające szerokość chodnika. 

Policja ostrzega przed mandatem

W trakcie kilkunastominutowej jazdy po centrum Warszawy naliczamy kilkadziesiąt "migających na zakazie" pojazdów. Dostawcy, kurierzy, taksówkarze oraz samochody przewożące osoby na aplikacje - to czołówka zestawienia parkujących w ten sposób, choć uczciwie trzeba przyznać, że pozostali kierowcy też nie są w tej dziedzinie bez winy. Zasada w każdym z przypadków jest ta sama - włączanie świateł awaryjnych w celu uniknięcia mandatu za postój w miejscu niedozwolonym. Kierowcy ci wykazują się jednak dużą nieznajomością przepisów.

- Światła awaryjne, jak sama nazwa wskazuje, włączamy w sytuacji awarii pojazdu - mówi portalowi PolskieRadio24.pl Robert Opas z Komendy Głównej Policji. Funkcjonariusz tłumaczy, że w innych przypadkach używanie tych świateł jest złamaniem przepisów. - Staramy się reagować na to zjawisko. Mamy świadomość, że ono występuje - dodaje. Policja nie prowadzi jednak statystyk dotyczących tego typu wykroczeń.

Pozostawienia auta w miejscu obowiązywania zakazu postoju lub zatrzymania z użyciem świateł awaryjnych może kosztować kierującego czasem dużo więcej, niż gdyby zaparkował samochodów z wyłączonymi światłami. Niedostosowanie się do przepisów egzekwowanych przy pomocy znaków B-35 i B-36 wiąże się zwykle z mandatem w wysokości 100 zł, gdy interwencję podejmuje straż miejska. Policja oprócz wspomnianej kary może nałożyć na kierowców dodatkowo 1 punkt karny. A jak to wygląda, gdy włączone są światła awaryjne?

Rozładowanie dostawy czy zakupy w sklepie nie są usprawiedliwieniem

- Każda taka sytuacja jest przez nas indywidualnie interpretowana. Jeśli mówimy o zakazie zatrzymania, to mandat wynosi 100 zł i 1 punkt karny. Natomiast przy każdej interwencji policjant ma prawo podjąć inną decyzję. Na przykład ze względu na poważne utrudnienie w ruchu możemy skierować wniosek do sądu o ukaranie - tłumaczy Opas. Funkcjonariusze mogą np. uznać, że kierowca w niewłaściwy sposób sygnalizuje postój, za co grozi 150 zł, lub powoduje utrudnienie w ruchu, co grozi mandatem w wysokości 300 zł. 

- W czynach, które nie są ujęte taryfikatorem, a tak jest w przypadku bezpodstawnego użycia świateł awaryjnych, bierzemy pod uwagę skalę czynu. Przede wszystkim mówimy o mandacie w wysokości 100-300 złotych - wyjaśnia rozmówca portalu PolskieRadio24.pl. Czy dostawca, który przywiózł towar do pobliskiego sklepu, zajmuje pas ruchu i stoi z włączonymi światłami awaryjnymi, jest usprawiedliwiony?

- Jest to użycie świateł niezgodnie z przeznaczeniem, więc grozi mu mandat. Powinien podjechać dalej i rozładować towar w miejscu do tego dozwolonym. W przeciwnym razie taki dostawca łamie przepis - mówi Opas. - Za pierwszym razem może skończyć się na pouczeniu, ale przy kolejnej takiej sytuacji kierowca otrzyma mandat - ostrzega funkcjonariusz.

- Jako policja musimy reagować zgodnie z przepisami. Dotyczy to również tych, którzy czekają na kogoś lub udają się do jakiegoś punktu usługowego. Mamy dużo takich sytuacji, gdzie kierowcom nie chce się poszukać miejsca parkingowego. Muszą mieć świadomość, że wiąże się to nie tylko z mandatem, ale również ze spowodowaniem poważnego zagrożenia drogowego - podkreśla rozmówca portalu PolskieRadio24.pl.

- Michał Fabisiak, PolskieRadio24.pl

Polecane

Wróć do strony głównej