75-latek zwolniony z dnia na dzień. "Czuję się, jakbym umarł"

75-letni Jerzy przez kilka lat dorabiał sobie do emerytury w punkcie odbioru odpadów, kiedy z dnia na dzień został zwolniony. Bez żadnych wyjaśnień. Ciężko pracował po kilkanaście godzin dziennie. - Można chociaż przyjść do starszego gościa i mu normalnie wyjaśnić sprawę - wspomina z żalem.

2024-08-27, 15:10

75-latek zwolniony z dnia na dzień. "Czuję się, jakbym umarł"
75-latek zwolniony z dnia na dzień / zdjęcie ilustracyjne. Foto: shutterstock.com/Alrandir

75-letni Jerzy pracował po kilkanaście godzin dziennie, by jako ochroniarz dorobić do emerytury. Pod koniec jednej ze zmian dowiedział się od kolegi, że "jutro ma już tu nie przychodzić" - opisuje Onet. Bez żadnego wytłumaczenia.

Jerzy w przeszłości podejmował się różnych prac, od pracy na budowie, po kierowcę autobusu czy taksówki. Pracował w Anglii, Holandii i Australii. W latach 90. wrócił do Polski, starał się rozwijać własną firmę na handlu ze Wschodem.

Po latach, gdy przyszło do wyliczeń emerytalnych, Jerzy otrzymał nikłą emeryturę. Musiał dorobić, żeby się utrzymać.

Obóz pracy w Amazonie

REKLAMA

Tak trafił do Amazonu. Miał pilnować pracowników przy wyjściu oraz robić obchody. Praca jednak przypominała obóz pracy.  - Wielogodzinne zmiany i nie wolno się było nawet oprzeć o ścianę. Nie mówiąc już o tym, żeby usiąść. Nawet młodzi tego nie wytrzymywali. Nogi mnie tak bolały, że nie mogłem ustać. Po tygodniu to rzuciłem - wspomina w rozmowie z Onetem.

Jerzy zatrudnił się potem w agencji ochrony Luna. Firma wysłała go do pracy w punkcie odbioru odpadów. Jerzy pracował przed komputerem przy obsługującym wagę elektronicznym systemie oraz był portierem i ochroniarzem.

Pracował na 12-godzinne zmiany, również w nocy. Wraz z kolegami pracował więcej godzin niż na pełnym etacie, również w weekendy. - Dostawaliśmy dziadowskie ochroniarskie stawki, czyli minimalne godzinowe. Przez długi czas to było poniżej 20 zł na rękę - opisuje. O etacie nie było mowy. Wszyscy byli na umowach śmieciowych.

"Jurek, jutro masz nie przychodzić"

Pewnego dnia w połowie czerwca, kiedy miał skończyć pracę, jego kolega poinformował go: "Jurek, ty już tu nie pracujesz. Tak mi przekazał kierownik. Jutro masz nie przychodzić".

REKLAMA

75-latek był w szoku, ponieważ do jego pracy przez całe cztery lata nie było żadnych zastrzeżeń. Nikt z przełożonych nawet się do niego nie pofatygował, więc sam zadzwonił do kierownika.

- Panie Jerzy, od jutra pan nie pracuje. Takie dostałem polecenie. Nie mogę powiedzieć od kogo. Ja pana nie zwalniam. Nic do pana nie mam. Dam panu inne miejsce, będzie pan nawet bardziej zadowolony. Odezwę się - obiecywał szef.

- Więcej nie odezwał - wspomina Jerzy. W następnych dniach sam próbował skontaktować się z kierownikiem. Ten najpierw mówił, że nie ma czasu, potem przestał odbierać telefony. 

- Nie przypuszczałem, że tak zostanę potraktowany. Wszystko można zrobić, ale można chociaż przyjść do starszego gościa i mu normalnie wyjaśnić sprawę. Przecież ja nie byłem bumelantem. Ani godziny pracy nie opuściłem. Nigdy nie odmówiłem, kiedy trzeba było wziąć zastępstwo. Mam jeszcze ubranie firmowe. Myślałem, że będą żądali, żebym to zdał. Ale nie, nikt się o to nie odezwał. Czuję się, jakbym umarł. Bo dla nich chyba umarłem i od nieboszczyka nie chcą brać nawet odzieży - opisuje z żalem.

REKLAMA

Czytaj także:

dn/Onet

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej