Nowe rewelacje o wydatkach PKOl. Tyle zarabiają ludzie Piesiewicza
Sekretarz generalny Polskiego Komitetu Olimpijskiego i rzeczniczka prasowa PKOl mają zarabiać co najmniej 50 tys. zł miesięcznie - informuje "Polityka". Sam szef Komitetu ma zarabiać ponad 100 tysięcy złotych. Dodajmy, że jego poprzednicy pracowali społecznie - bez wynagrodzenia.
2024-09-11, 10:22
Na prezesie Polskiego Komitetu Olimpijskiego od tygodni skupia się uwaga mediów, ale i państwowych urzędników. W ubiegłym tygodniu w PKOl rozpoczęła się kontrola funkcjonariuszy Krajowej Administracji Skarbowej.
Minister sportu Sławomir Nitras mówił też, że zwrócił się o podobne działania do urzędników Najwyższej Izby Kontroli.
"Łożymy na dwór prezesa". Oszałamiające zarobki w PKOl
Pojawiają się też kolejne kwoty, które mają zarabiać zarówno sam Radosław Piesiewicz, jak i jego zaufani ludzie w Komitecie. O zarobkach szefa instytucji mówił w rozmowie z Onetem Nitras. Jak poinformował "wiele na to wskazuje", że pensja szefa PKOl przekracza 100 tysięcy złotych miesięcznie.
Byłaby to - informował minister - kwota wyższa niż zarabia szef innego innego Komitetu Olimpijskiego. Międzynarodowego. - Robi wrażenie, prawda? - komentował polityk.
REKLAMA
Tymczasem tygodnik "Polityka" dotarł do informacji o tym, na jakie apanaże mogą liczyć sekretarz generalny PKOl Marek Pałus i rzeczniczka prasowa Katarzyna Kochaniak-Roman. O ich zarobkach mają "krążyć legendy". Jak czytamy, "każde z nich inkasuje ponoć co najmniej 50 tys. zł miesięcznie. Nie wiadomo, na jakiej podstawie". Jeden z prezesów związków, z którym rozmawiała "Polityka" stwierdził: "Podejrzenie, że nie płacimy za kompetencje, ale łożymy na dwór prezesa, jest uzasadnione".
Prowizja dla prezesa
"Polityka" podała również, że Krajowa Administracja Skarbowa sprawdza, czy prezes PKOl nie zarabiał dodatkowo na prowizjach od umów sponsorskich. Prześwietlana jest jego spółka Radam. W ostatnim kwartale 2022 roku, gdy Radosław Piesiewicz był szefem Polskiego Związku Koszykówki (PZKosz), spółka osiągnęła przychody w wysokości 450 tysięcy złotych. Rok później, gdy stał na czele PKOl - już 2 miliony złotych.
Jak pisze tygodnik, działacze PZKosz mieli zdecydować, że od każdej przyniesionej umowy sponsorskiej prezesowi należy się prowizja. Prezes Piesiewicz miał też zarabiać jako pośrednik umowy sponsorskiej z województwem lubelskim, którą załatwił dla koszykarskiej Ligi Mistrzów.
"Polityka" wskazuje też na powiązania Piesiewicza z Prawem i Sprawiedliwością. Jego "bardzo bliskim znajomym" jest Jacek Sasin, były wicepremier i minister aktywów państwowych. Według gazety, znajomości w partii miały działaczowi umożliwić zarobienie znaczących kwot jeszcze jak był prezesem Polskiego Związku Koszykówki.
REKLAMA
Burza wokół PKOl. Sponsorzy uciekają
Doniesienia o dużych zarobkach szefa i jego zaufanych to nie jedyne kłopoty Polskiego Komitetu Olimpijskiego. Pod koniec sierpnia prezydent Warszawy wszczął postępowanie wyjaśniające wobec instytucji. Jest on bowiem, w przypadku PKOl, organem nadzorującym, zgodnie z prawem o stowarzyszeniach.
Komitet ponosi znaczne straty wizerunkowe, prezesa nie bronią też wyniki. Jako niezbyt udane dla polskich sportowców uznawane są Igrzyska Olimpijskie w Paryżu (dziesięć medali, tylko jeden złoty).
We wtorek umowę z PKOl zerwała spółka PKP Intercity. Podobnie postąpiły Polskie Porty Lotnicze. Na taki krok zdecydowały się też Krajowa Grupa Spożywcza (do której należy marka Polski Cukier) oraz energetyczny koncern Enea. Wciąż nad swoim patronatem zastanawia się Orlen. W liście do Piesiewicza, który opublikowało Radio ZET, prezes firmy Ireneusz Fąfara napisał: "obserwujemy narastający kryzys zaufania do działaczy sportowych, w szczególności do zarządu PKOl".
Na 17 września zaplanowane jest posiedzenie zarządu PKOl. Czy może dojść do odwołania Radosława Piesiewicza? - Trudno dziś przewidzieć. Dużo zależy od tego, jak prezes podejdzie do swoich obietnic ws. przedstawienia dokumentów i co w nich będzie. Po igrzyskach modne stało się bicie w PKOl, związki sportowe, generalnie sport olimpijski. W takiej atmosferze trudno przyciągać dzieci do sportu, bo patrząc z boku można odnieść wrażenie, że to jedna wielka patologia - zauważył jeden z członków zarządu Komitetu w rozmowie z Polską Agencją Prasową.
REKLAMA
ms/Onet, "Polityka", IAR, PAP
REKLAMA