Szpital w Jeleniej Górze odebrał rodzicom dziecko. "Oni mnie od razu skreślili"
Patrycja i Łukasz mieli wrócić ze szpitala w Jeleniej Górze jako trzyosobowa rodzina. Po narodzinach Antosia lekarze zdecydowali jednak, że dziecko zostanie w szpitalu. Lekarze uznali, że niepełnosprawność, z którą boryka się matka, i choroba ojca uniemożliwi im opiekę nad synem. - Oni mnie od razu skreślili - mówi mama Antosia.
2025-06-18, 11:12
Jelenia Góra. Szpital zabrał dziecko
Historię pary przedstawiono w programie "Reporterzy" TVP. Antoś urodził się zdrowy, a jego rodzice z niecierpliwością czekali na moment, gdy będą mogli zabrać go do domu. Tymczasem decyzją lekarzy chłopiec miał pozostać w szpitalu. Dla rodziców był to szok. Nikt wcześniej z nimi o tym nie rozmawiał. Jako pierwsza o wszystkim dowiedziała się babcia dziecka.
- Powiedzieli mi, że nie wydadzą dziecka, bo wszyscy lekarze zgodnie twierdzą, że "oni sobie nie poradzą" - relacjonuje kobieta. - Wy jesteście na to i na to chorzy, pan musi się opiekować partnerką. A kto będzie za synkiem biegał? - wspomina słowa lekarzy pan Łukasz.
"Oni mnie od razu skreślili"
Pani Patrycja porusza się na wózku, mężczyzna choruje przewlekle. Twierdzą, że mimo trudności tworzą stabilny, kochający dom. - Oni mnie od razu skreślili, na samym początku, gdy tylko mnie zobaczyli - tłumaczy Patrycja.
REKLAMA
Szpital uzasadnia, że rodzice nie radzili sobie z opieką. Para przyznaje, że uczy się wszystkiego od podstaw, ale ma nagrania pokazujące, jak opiekuje się synem.
- Jeżeli w jakiejkolwiek sytuacji stwierdzą, że istnieje ryzyko i zagrożone jest bezpieczeństwo dziecka [...], mamy obowiązek zgłoszenia tego do instytucji - wskazuje Monika Kumaczek, zastępczyni dyrektora szpitala.
Z nagrania lekarzy wynika, że decyzję podjęto już po jednej dobie. - Nikt nie chce takiej odpowiedzialności brać, że wydamy im dziecko. Nikt się pod tym nie podpisze. Bo to jest kolejna osoba, która mówi, że absolutnie nie po tej dobie obserwacji - mówi jedna z lekarek.
Antoś trafił do rodziny zastępczej oddalonej o 500 km
Po mailu wysłanym do MOPS-u sprawa trafiła do sądu. Nikt wcześniej nie konsultował tego z rodzicami ani z babcią, która chciała pomóc w opiece. - Odbiór dziecka następuje bardzo szybko i bez badania tak naprawdę przyczyn oraz podstaw. Natomiast sam powrót dziecka do domu niestety trwa często miesiącami, a być może nawet latami - tłumaczy adwokat Ernest Ziemianowicz.
REKLAMA
Po czterech miesiącach Antoś trafił do rodziny zastępczej oddalonej o 500 km. Rodzice starają się go odwiedzać, ale odległość to utrudnia. Zapowiadają, że będą walczyć o powrót synka do domu.
Czytaj także:
- Adopcja dziecka w Polsce zbyt skomplikowana? "Nikt nie rzuca nikomu kłód pod nogi"
- Do jakiego wieku trzeba płacić alimenty na dziecko? Sprawdź, co mówi prawo
Źródła: "Reporterzy TVP", "Fakt"/k
REKLAMA