Zabił żonę, a później upozorował wypadek. Zapadł wyrok
26 lat więzienia - taki wyrok zapadł w poniedziałek w Sądzie Okręgowym w Gdańsku. Usłyszał go 35-letni Tomasz K., mężczyzna, który zamordował swoją żonę i upozorował jej śmierć w wypadku samochodowym był też oskarżony o sprowadzenie katastrofy w ruchu lądowym w Mezowie na Kaszubach w województwie pomorskim.
2025-12-08, 12:16
Gdańsk. Zabił żonę i upozorował wypadek, jest wyrok sądu
Sąd uznał mężczyznę za winnego zabójstwa, sprowadzenie katastrofy w ruchu lądowym oraz zniszczenia mienia i wymierzył mu łączną karę 26 lat pozbawienia wolności. Tomasz K. będzie musiał też zapłacić zadośćuczynienia dla najbliższych zamordowanej żony Jolanty K. - dla Danuty i Jerzego B. po 150 tys. złotych oraz dla Beaty, Kacpra, Jacka i Marka B. po 100 tys. złotych. Podsądnego - Tomasza K. - nie było na sali rozpraw, bo nie chciał uczestniczyć w ogłoszeniu wyroku. Przyszli bliscy zamordowanej kobiety.
Sąd wymierzył mu też karę świadczenia pieniężnego na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym w kwocie 10 tys. złotych oraz obowiązek naprawnienia szkody po wypadku kolejowym w wysokości 11 tys. złotych.
Mężczyzna odpowiadał za zbrodnię z 10 stycznia 2024 r. Tego dnia wieczorem w Mezowie na przejeździe kolejowym pociąg relacji Kartuzy - Gdańsk-Wrzeszcz zderzył się ze skodą fabią. W pojeździe, na siedzeniu kierowcy, było ciało kobiety. Jak się później okazało, zamordował ją mąż i upozorował wypadek. Przyznał się do zbrodni.
"Przygotował się do zbrodni"
Sędzia Agnieszka Piotrzkowska w uzasadnieniu werdyktu powiedziała, że zebrany w sprawie materiał dowodowy potwierdził winę oskarżonego we wszystkich zarzucanych mu aktem oskarżenia czynów. Dodała, że K. do zabójstwa żony przyznał się, ale nie w pełni i nie w całości daje wiarę jego wyjaśnieniom, bo umniejszał swoją winę. Podkreśliła, że poza wyjaśnieniami podsądny zostawił swoje DNA na miejscu zbrodni w postaci niedopałka papierosa i w samochodzie pokrzywdzonej.
Świadkowie przesłuchani w sprawie potwierdzili motyw, jakim kierował się oskarżony - nie był w stanie porodzić sobie z rozstaniem. Po tym, jak widział, iż pokrzywdzona ma nowego partnera, wpadł w szał i odgrażał się jej i jej rodzinie. - Od tego momentu, w ocenie sądu, w jego głowie zaistniał plan zabójstwa. Spreparował listy z rzekomymi pogróżkami, które miały skierować postępowanie na błędne tory.
"Nikt nie bierze na spotkanie z żoną młotka"
Zdaniem sądu działanie oskarżonego było zaplanowane. - Nikt nie bierze na spotkanie ze swoją żoną młotka, więc przygotował też narzędzie zbrodni - podkreśliła sędzia. Dodała, że sąd nie daje wiary wyjaśnieniom oskarżonego, który twierdził, iż bierze młotek, by zniszczyć samochód pokrzywdzonej - to tłumaczenie mimo wielokrotnych przesłuchań padło dopiero pod koniec jego wyjaśnień i jest linią obrony. O planowaniu zbrodni świadczyło też zachowanie oskarżonego przed zabójstwem. Sąd nie miał wątpliwości, że działanie zostało zaplanowane.
Sąd, uzasadniając wymiar kary, wskazał, że rozumie oczekiwania rodziny domagającej się najsurowszej sankcji. Jednocześnie zaznaczył, że kara dożywotniego pozbawienia wolności ma charakter eliminacyjny i jest zarezerwowana dla sprawców najbardziej zdemoralizowanych — działających w warunkach recydywy, nieprzyznających się do winy, a nawet chełpiących się popełnioną zbrodnią oraz okazujących lekceważenie wobec sądu i prokuratury.
"Oskarżony nie jest tak sprytny i inteligentny, jak mu się wydaje"
Sąd stwierdził, że choć Tomasz K. zaplanował zbrodnię, nie zasługuje on na karę dożywotniego pozbawienia wolności. W toku postępowania podejmował próby manipulacji i nieudolnie symulował zaburzenia psychiczne. - Oskarżony nie jest tak sprytny i inteligentny, jak mu się wydaje - podkreśliła sędzia, dodając, że okoliczności te zostały ocenione na jego niekorzyść.
Sąd wymierzył oskarżonemu karę łączną w wysokości 26 lat pozbawienia wolności. W swojej mowie końcowej prokurator Anna Grzech z Prokuratury Rejonowej w Kartuzach domagała się natomiast kary dożywocia z możliwością ubiegania się o przedterminowe zwolnienie dopiero po 40 latach. Tomasz K., składając ostatnie słowo, oświadczył, że przeprasza wszystkich i nie ma godziny, w której nie żałowałby popełnionej zbrodni.
Zadał żonie 11 ciosów młotkiem. Ciało zostawił w samochodzie na torach
Prokuratura ustaliła, że wypadek kolejowy w Mezowie na Kaszubach został upozorowany, aby zatrzeć ślady zabójstwa. 10 stycznia 2024 roku Tomasz K. przyjechał do salonu kosmetycznego swojej żony. Tam doszło do kłótni. Kiedy kobieta próbowała połączyć się z numerem alarmowym 112, mężczyzna zaatakował ją młotkiem i zadał 11 ciosów. Następnie umieścił zwłoki w bagażniku skody i pojechał na przejazd kolejowy w Mezowie. Tam zostawił ciało żony na miejscu kierowcy pojazdu i pozostawił na przejeździe kolejowym. Około godziny 20.30 w pojazd uderzył pociąg relacji Kartuzy - Gdańsk-Wrzeszcz. Motywem morderstwa był rozpad małżeństwa, z którym K. nie mógł się pogodzić. Wyrok jest nieprawomocny. Sąd przedłużył areszt tymczasowy wobec Tomasza K. do 26 kwietnia 2026 r.
Źródło: PAP/hjzrmb