Świadomie lub nie, Sikorski i Rostowski pomagają ludziom Kremla. "Słowa o rozbiorze Ukrainy były nieprzypadkowe"

2023-01-25, 17:45

Świadomie lub nie, Sikorski i Rostowski pomagają ludziom Kremla. "Słowa o rozbiorze Ukrainy były nieprzypadkowe"
Świadomie lub nie, Sikorski i Rostowski pomagają ludziom Kremla. "Słowa o rozbiorze Ukrainy były nieprzypadkowe". Foto: PAP/Jacek Turczyk

- Wypowiedzi Radosława Sikorskiego i Jacka Rostkowskiego o rozbiorze Ukrainy nie były przypadkowe - uważa prof. Piotr Grochmalski, ekspert ds. bezpieczeństwa. Dodaje, że "bardzo charakterystyczny jest brak zdecydowanej reakcji na czyn, który narusza polską rację stanu". Choć byli szefowie MSZ i Ministerstwa Finansów są czyści jak łza w kwestii współpracy z Rosją, to jednak według dr. Rafała Brzeskiego obaj politycy PO "byli i są doskonałymi kandydatami do werbunku. Umiejętnie prowadzeni mogą być użyteczni w różnych wariantach operacyjnych".

Kilka dni temu były szef MSZ Radosław Sikorski został zapytany, czy wierzy w to, że rząd PiS myślał przez chwilę o rozbiorze Ukrainy. - Myślę, że miał moment zawahania w pierwszych 10 dniach wojny, gdy wszyscy nie wiedzieliśmy, jak ona pójdzie, że może Ukraina upadnie. Gdyby nie bohaterstwo Zełenskiego i pomoc Zachodu, różnie mogło być - odpowiedział Sikorski.

Jego wypowiedź uruchomiła lawinę komentarzy. Wypowiedzi oficjalnie dotąd nie potępił Donald Tusk. W zasadzie odpowiedział pytaniem na pytanie. - Czy naprawdę jest tak ważne, że Sikorski z temperamentem, czasami z przesadą, ale z reguły trafnie, powie coś na temat tego, co się dzieje w Polsce czy na świecie? Ostatnio, kiedy mówił o tym, że rząd PiS-u zachowywał się dwuznacznie w przededniu wojny, napaści Rosji na Ukrainę. Dlaczego nikt dzisiaj w oficjalnych mediach nie zada pytania Kaczyńskiemu i Morawieckiemu, dlaczego, mając od wielu tygodni wiedzę bezpośrednio od Amerykanów, że Rosja zaraz napadnie na Ukrainę, organizowali spotkania z najbardziej prorosyjskimi politykami w Europie? - mówił Tusk.

Wśród fali krytycznych wypowiedzi znalazł się też obrońca Sikorskiego, czyli Jacek Rostowski, były minister finansów. Przypadek? Nie. Panowie znają się doskonale. To od ich przyjacielskich stosunków należy zacząć tę historię pytań.

Początek

Inicjuje Jacek Rostowski: "Za nas, za naszego ukochanego...", "...najważniejszego przywódcę, oby żył wiecznie!" - kończy Radosław Sikorski i obaj zanoszą się śmiechem. To fragment rozmowy zarejestrowany nielegalnie przez kelnerów w restauracji Sowa i Przyjaciele, który jest dowodem na lojalność wobec Donalda Tuska. Jest to też jeden z wielu dowodów trwającej od wielu lat dobrej znajomości pomiędzy byłymi ministrami.

Skąd taka zażyłość między dwoma działaczami PO? Obaj poznali się na Oxfordzie na początku lat 80. i to akurat na debacie ws. działań Rosji w Europie Wschodniej i Europie Środkowej.

Sikorski nie uczyłby się na Oxfordzie, gdyby nie wprowadzenie stanu wojennego w Polsce. Kiedy gen. Wojciech Jaruzelski ogłaszał delegalizację "Solidarności" i przejęcie przez wojsko kontroli nad krajem, 18-letni Radosław Sikorski był akurat na Wyspach Brytyjskich, gdzie uczył się języka angielskiego. Wystąpił o azyl polityczny i wkrótce rozpoczął studia.

"Poznałem go przypadkiem w połowie lat 80." - opowiadał w 2008 r. minister finansów dla "Dziennika Gazeta Prawna". "Akurat przebywałem w Oxfordzie, gdzie trafiłem na debatę. Był tam m.in. Timothy Garton Ash, a obok taki młodziutki, czarujący blondyn Radek Sikorski. Na jej koniec dyskutanci chcieli przyjąć stanowisko, że nie trzeba się przeciwstawiać Rosji, jeśli ta chce cokolwiek robić w Europie Środkowej i Wschodniej. Oczywiście Timothy Garton Ash i Sikorski byli temu przeciwni. I wygrali".

Oxford w mackach szpiegów

Warto tutaj pamiętać, że wywiadowcze służby rosyjskie nie tylko działały w głośnych sprawach, jak w Cambridge Five, ale również w Oxfordzie, gdzie jego strategia polegała na pozyskiwaniu najlepszych i najzdolniejszych młodych Anglików. Jak zauważa portal belfercenter.org, rekrutowano obiecujących absolwentów, którzy celowo dystansowali się od wszelkich zewnętrznych skojarzeń z komunizmem, czyniąc w ten sposób swoje komunistyczne lojalności trudnymi, jeśli nie niemożliwymi do wykrycia, a następnie pozwalano im dołączyć do służby cywilnej w celu "zakopania się", jako krety, głęboko we wrażliwych brytyjskich departamentach rządowych.

- Cambridge i Oxford były rezerwuarem kremlowskiego wywiadu od początku Związku Radzieckiego. Skąd pochodziły najcenniejsze źródła wojenne i przedwojenne służby wywiadowcze ZSRR? Właśnie z Cambridge i Oxfordu. Tak było przez wiele lat - mówi dr Rafał Brzeski, specjalista w dziedzinie wojny informacyjnej, służb specjalnych i terroryzmu.

Sikorski w Afganistanie

Sikorski jako korespondent dziennika "The Sunday Telegraph" przekonywał opinię publiczną na Wyspach, że Amerykanie dostarczają afgańskim żołnierzom broń. Jak sam przyznawał wówczas, chciał przyłączyć się do mudżahedinów, którzy walczyli z armią sowiecką.

Do dziś jednak nieznana jest kwestia jego udziału w tym konflikcie.

- 35 lat temu spędziłem w Afganistanie kilka tygodni jako korespondent brytyjskich mediów, podróżując u boku mudżahedinów, którzy walczyli z okupującym wówczas Afganistan Związkiem Radzieckim i afgańskimi komunistami - zapewniał jakiś czas temu w mediach społecznościowych Sikorski.

Inaczej widzi to dr Rafał Brzeski.

- Radosław Sikorski, owszem, sam sobie napisał, że był korespondentem wojennym w Afganistanie. Trzeba jednak pamiętać, że korespondentem wojennym jest dziennikarz zawodowy działający i akredytowany przy regularnych wojskach. Tymczasem tam nie było innych regularnych wojsk poza sowietami. Stąd też korespondentem wojennym w Afganistanie Sikorski mógł być tylko jako dziennikarz akredytowany przy armii sowieckiej lub ewentualnie przy
pro-moskiewskich wojskach afgańskich. To znaczy albo nie był korespondentem wojennym, albo był korespondentem wojennym i pracował dla Moskwy - ocenia działalność Sikorskiego dr Brzeski.

"O Sikorskim, ruskim agencie i komisji z żołnierzami WSI"

Jeszcze więcej światła na postać Radosława Sikorskiego rzuca sprawa likwidacji Wojskowych Służb Informacyjnych. 

"Tylko Sikorski mógł wprowadzić do składu Komisji Likwidacyjnej WSI żołnierzy… WSI, które uważaliśmy za prostą kontynuację komunistycznego aparatu represji oraz potencjalną agenturę rosyjską" - pisał w portalu i.pl Sławomir Cenckiewicz, odsłaniając kulisy działań Komisji Likwidacyjnej WSI, w której działał także zatrzymany 23 marca 2022 r. przez ABW Tomasz L.

Ta sprawa nie była nowa. L., w roku 2006 był członkiem Komisji Likwidacyjnej WSI, a przez 19 lat aż do 2022 r. pracownika Archiwum Urzędu Cywilnego m.st. Warszawy, którego w marcu br. ABW zatrzymała pod zarzutem współpracy z rosyjskim wywiadem, podając przy tym konkretne okoliczności realizacji sprawy.

- Reportaż, co zrozumiałe, koncentruje się wyłącznie na pracy Tomasza L. w Komisji Likwidacyjnej, przypisując podejrzewanemu o kontakty z tajnymi służbami Rosji dostęp do "wszystkich" tajemnic likwidowanych WSI - napisał dyrektor Wojskowego Biura Historycznego dr Sławomir Cenckiewicz w tekście "O Sikorskim, +ruskim agencie+ i komisji z żołnierzami WSI" na portalu i.pl.

- Czy myśli pani, że jak człowiek zostaje ministrem konstytucyjnym, to ma laser, który jest w stanie zajrzeć w ludzką duszę? - mówił w "Kropce nad i" w TVN24 Radosław Sikorski, obecnie europoseł Platformy Obywatelskiej, a w przeszłości minister obrony narodowej w czasie, kiedy powołana została komisja likwidacyjna WSI.

O rozbiorze Ukrainy rozmawiano już w 2008 r.?

Burza wybuchła też po publikacji wywiadu Radosława Sikorskiego dla amerykańskiego serwisu Politico. Stwierdził on w nim m.in., że podczas wizyty w Moskwie premiera Donalda Tuska w lutym 2008 r. ze strony Putina miała paść propozycja podziału Ukrainy między Polskę a Rosję.

- Zmieniający wyjaśnienia marszałek Radosław Sikorski w ostatniej wersji twierdził, że takiego spotkania… w ogóle nie było. Czy władca Kremla wtedy palnął wobec Donalda Tuska rubaszny żart o rozbiorze Ukrainy - całkiem prawdopodobne. W każdym razie po tamtym spotkaniu premier oczywiście nam o tym nie wspominał, a trudno domniemywać, czy opowiedział ministrowi Sikorskiemu - relacjonował dziennikarz Pulsu Biznesu, który był wtedy w Moskwie z polskimi władzami.

Teoria europejskiego resetu z Rosją

Jest 2014 r. W formule Trójkąta Królewieckiego ministrowie spraw zagranicznych trzech państw: Polski, Niemiec i Rosji spotkali się po raz pierwszy od aneksji Półwyspu Krymskiego przez Rosję i po wyborach prezydenckich na Ukrainie. Wśród nich jest oczywiście Radosław Sikorski.

Relacjonujący spotkanie dziennikarze zwracali uwagę na fakt, iż rozmowy szefów dyplomacji zorganizowano w jednym z hoteli w Sankt Petersburgu, co może świadczyć, że Rosja przywiązuje do nich drugorzędną wagę.

Radosław Sikorski mówił, wtedy że nie jest sztuką uprawianie dyplomacji tylko w tym z krajami, z którymi się Polska zgadza. Jego zdaniem, dyplomacja jest szczególnie potrzebna, gdy mamy inne stanowiska. Radosław Sikorski mówił, że ważne jest, by Siergiej Ławrow dowiedział się od niego i Franka Waltera Steinmeiera o stanowisku UE w sprawie Ukrainy.

Historia jednak pokazała, że serwowana polityka resetu nie robi większego wrażenia na Rosji, tym bardziej że ta powoli uzależniała Europę od dostaw ropy i gazu, co w przyszłości ma umożliwić rozpoczęcie 24 lutego działań zbrojnych na Ukrainie.

"To nie jest przypadek"

Portal PolskieRadio24.pl zapytał prof. Piotr Grochmalskiego, wykładowcę i eksperta ds. bezpieczeństwa, czy ostatnie wypowiedzi to wpływ emocji, jakie towarzyszą polskiej polityce, czy też może podsycana przez kogoś próba zdestabilizowania sytuacji politycznej na rzecz Rosji w Europie Środkowej?

- Wypowiedzi Radosława Sikorskiego o rozbiorze Ukrainy nie były przypadkowe - mówi dla portalu PolskieRadio24.pl prof. Piotr Grochmalskiego. - One padają dokładnie w momencie, gdy na Zachodzie trwa dyskusja o ewentualnym przekazaniu czołgów Leopard 2, a na Ukrainie trwa wyczekiwanie na każdy sprzęt, który umożliwi wypchnięcie okupanta z jej terenów. To po pierwsze - dodaje.

- Po drugie, bardzo charakterystyczny jest brak zdecydowanej reakcji na czyn, który narusza polską rację stanu. Lider partii, nie wiedzieć dlaczego, daje przyzwolenie na tego typu słowa. Nie ma ze strony Donalda Tuska słów, które mogłyby potępić tego typu słowa Radosława Sikorskiego, a także jego dobrego kolegę Jacka Rostowskiego - mówi prof. Grochmalski - To może budzić kontrowersje - dodaje.

A może Sikorski i Rostowski są pod wpływem rosyjskiego nacisku? 

- Jeśli bylibyśmy w Rosji, to po takich wypowiedziach wylądowaliby w łagrze. W Europie Zachodniej i Środkowej obaj byli i są doskonałymi kandydatami do werbunku. Umiejętnie prowadzeni mogą być użyteczni w różnych wariantach operacyjnych. W ich obecnej sytuacji w mniejszym stopniu jako agenci informacyjni, w większym stopniu jako agenci wpływu i uczestnicy operacji dezinformacyjnych. Perspektywicznie mogą stać się ponownie cennymi agentami w aparacie władzy - mówi Brzeski.

A może wypowiedzi to efektu pewnego nacisku służb?

- Figurant raz zwerbowany obowiązany jest wykonywać polecenia oficera prowadzącego. Krnąbrnych można przywołać do porządku perswazją, albo przeciekiem kontrolowanym, albo groźbą dyskretnego ujawnienia pokwitowania odbioru honorarium za wcześniejsze usługi, albo tak zwanym kompromatem itp. Sposobów jest wiele aż do likwidacji - wyjaśnia Brzeski.

Wypowiedź Sikorskiego wykorzystuje Kreml

Odpowiedzialna za politykę medialną ministerstwa spraw zagranicznych Maria Zacharowa wykorzystała słowa Sikorskiego propagandowo.

"Były szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski powiedział, że Warszawa rozważała możliwość podziału Ukrainy na początkowym etapie rosyjskiej specjalnej operacji wojskowej. Rozmawialiśmy o tym. Nie było oficjalnego potwierdzenia. Teraz jest" - czytamy w tweecie rosyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych.

Stąd też duży znak zapytania nad postacią Sikorskiego stawia też publicysta, Stanisław Janecki.

"Można by sądzić, że to był tylko odpał, odlot. Radosław Sikorski przyzwyczaił nas przecież do tego, że dość regularnie odlatuje. W rejony znane tylko jemu i może biochemikom. Albo miłośnikom koszarowych dowcipów. Ale to detal. Znacznie ważniejsze jest to, co robi i mówi bardzo serio. A to daje podstawy, by zadać fundamentalne pytanie: kim pan jest, panie Sikorski? Komu pan służy i co my właściwie o panu wiemy?", zastanawia się Janecki w portalu wpolityce.pl.

Czytaj też:

GPC/PAP/mn/belfercenter.org

Polecane

Wróć do strony głównej