Na terenie Anglii i Walii przegłosowano "strefy bezpiecznego dostępu" do ośrodków aborcyjnych. Nowe zasady sprawiają, że nie można modlić się w promieniu 150 metrów od takich placówek. Mandat lub pozew sądowy grozi każdej podejrzanej osobie.
Podobne prawo Lewica chce przenieść na polski grunt. "Wprowadzimy zakaz modlitw - pikiet z krwawymi banerami przed szpitalami, w których są oddziały ginekologiczne - zaraz po wygranych wyborach" - napisała na Twitterze poseł tej formacji Katarzyna Kotula.
Ten postulat jasno jednak stoi w sprzeczności z polską konstytucją, której art. 53 pkt 1 głosi: "Każdemu zapewnia się wolność sumienia i religii". Punkt 2 zaś doprecyzowuje: "Wolność religii obejmuje wolność wyznawania lub przyjmowania religii według własnego wyboru oraz uzewnętrzniania indywidualnie lub z innymi, publicznie lub prywatnie, swojej religii przez uprawianie kultu, modlitwę, uczestniczenie w obrzędach, praktykowanie i nauczanie".
Negatywne stanowisko brytyjskiego episkopatu
Nowe brytyjskie przepisy jednoznacznie negatywnie ocenia tamtejszy episkopat. Biskupi podkreślają, że jest to dyskryminacja osób wierzących i atak na wolność słowa.
"Ustawa nieproporcjonalnie dotyka ludzi wierzących. Politycy posunęli się tak daleko, że odrzucili w głosowaniu poprawkę, która chroniłaby cichą modlitwę i dobrowolną komunikację w takich przestrzeniach, a to zainicjowałoby przegląd, czy takie przepisy są potrzebne. Skutki tej ustawy mogą wykraczać poza granice »bezpiecznej strefy dostępu«. Rodzą się poważne pytania o uprawnienia państwa w stosunku do jednostki w wolnym społeczeństwie, zarówno wobec ludzi z wiarą, jak i niewierzących" - napisał bp John Sherrington.
Zobacz także:
jp