Kultura jazdy na polskich drogach. Wisławski: trzeba zmienić metodykę kształcenia kierowców

- Do Skierniewic, w których mieszkam, przyjeżdża wielu kursantów, aby nauczyć się kilku ulic, rond i skrzyżowań ze światłami. Oni rzeczywiście uczą się tych ciągów komunikacyjnych i zdają egzamin. Ale w ogóle nie mają pojęcia o tym, czym jest odpowiedzialność za uczestnictwo w ruchu drogowym - mówi w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Maciej Wisławski, znany rajdowiec i instruktor bezpiecznej jazdy.

2024-01-14, 17:47

Kultura jazdy na polskich drogach. Wisławski: trzeba zmienić metodykę kształcenia kierowców
Kultura jazdy na polskich drogach. Wisławski: trzeba zmienić metodykę kształcenia kierowców. Foto: Frederic Legrand - COMEO / Shutterstock & Jakub Kaczmarczyk / PAP

Łukasz Lubański (portal PolskieRadio24.pl): Z policyjnych statystyk wynika, że w 2023 r. na polskich drogach było nieco bezpieczniej niż w roku 2022. Doszło do 21 tys. wypadków - to o 330 mniej niż w poprzednim roku. Zginęły w nich 1883 osoby (o 13 mniej). Bezpieczeństwo na naszych drogach rzeczywiście się poprawia?

Maciej Wisławski: Należy to rozpatrywać w kilku aspektach. Po pierwsze, na poprawę bezpieczeństwa, czyli na zjawisko - jak mawiam - "noga z gazu, koniom lżej", w dużej mierze wpłynęły bardziej restrykcyjne kary za naruszanie przepisów. To na pewno zdyscyplinowało kierowców. Po drugie, działania edukacyjno-prewencyjne ze strony policji i Inspekcji Transportu Drogowego. Po trzecie, coraz lepsze zabezpieczenia w samochodach. Obecnie jest wiele urządzeń, które naprawiają błędy kierowców.

Ale 21 tys. wypadków rocznie to wciąż bardzo dużo…

Tak, ale znacznie mniej w porównaniu ze statystykami sprzed kilku lat, kiedy na polskich drogach ginęło ponad 6 tys. osób rocznie. Spadek liczby ofiar i rannych jest więc ogromny.

Wypadki skutkujące śmiercią czy poważnymi obrażeniami są wielką tragedią. Dotykają także bliskich ofiar: rodziców, dziadków, małżonków, dzieci, narzeczonych - przeżywają oni ogromną traumę. Wspomniane 1883 ofiary śmiertelne (nie mówiąc już o rannych) należałoby więc pomnożyć co najmniej przez 5-6 osób, które mają złamane życie...

A jak wygląda u nas sprawa kultury jazdy? Jest lepiej niż kilka czy kilkanaście lat temu?

(Śmiech).

REKLAMA

Najwyraźniej nie jest pan przekonany.

Do ideału jest bardzo, ale to bardzo daleko. Typową cechą polskich kierowców jest agresja, wywoływana przez niesamowity pośpiech. To jest częsta przyczyna wypadków, podobnie jak niewyedukowanie kierowców.

Mam w zwyczaju mówić: pokaż, jak jedziesz, a powiem ci, kim jesteś; jakim człowiekiem - w sensie intelektualnym i wychowania - czy jesteś chamem, prostakiem, który uważa, że wszystko się tobie należy, czy może kulturalnym i dobrze wychowanym człowiekiem, znającym wagę słów, takich jak życzliwość, kultura czy grzeczność.

Ale naprawdę nic się pod tym względem nie zmienia?

Mozolnie (śmiech). Weźmy jazdę na suwak, która musiała zostać uregulowana przepisami, żeby kierowcy zaczęli respektować wpuszczanie na swój pas innych uczestników ruchu. Przecież wiadomo, że jeżeli nasz pas ruchu jest zamknięty, to dalej nim nie pojedziemy, więc inni kierowcy muszą nas wpuścić. To nie powinno być regulowane prawem, tylko kulturą, dobrym wychowaniem… Ale w tej kwestii, jak już mówiłem, nie jest dobrze.

Innym wykroczeniem, nagminnie spotykanym na naszych drogach, jest niezachowanie stosownego odstępu względem innych pojazdów.

Tak, choćby na drogach ekspresowych i autostradach, a czym jest jazda dwa-trzy metry za moim zderzakiem, gdy jedziemy 140 km/h? Przecież wystarczy, że zdejmę nogę z gazu, a gość z tyłu nie zdąży postawić nogi na hamulcu. Już nie mówiąc o sytuacji na drodze, w której byłbym zmuszony do hamowania…

REKLAMA

Ruch drogowy to jest tygiel, w którym cały czas coś się dzieje. Tymczasem taki cymbał jedzie "na zderzaku", trzy metry ode mnie, z prędkością 140 km/h. Są też tacy, co jeżdżą w ten sposób 160-170 km/h… Świadczy to o kompletnym idiotyzmie, braku podstawowej wiedzy o tym, czym jest droga hamowania, czas reakcji. O tym, że czas reakcji przeciętnego kierowcy wynosi sekundę - w tym czasie przejedzie 30 m, zanim w ogóle dotknie hamulca! Zanim auto w ogóle zacznie zwalniać…

Przecież jeżeli w końcu banda takich cwaniaków sobie tego nie uświadomi, to nie będziemy mogli w sposób właściwy korzystać z autostrad i dróg ekspresowych.

Mocne słowa.

Mieszkam w Skierniewicach. Jeżdżę do Warszawy nie autostradą A2, tylko drogą S8, albowiem tam jest trochę spokojniej. Na A2 bez przerwy są kolizje - a to pod Wiskitkami, a to pod Grodziskiem Mazowieckim, a to pod Pruszkowem - tysiące ludzi stoi przez to w korkach, spóźniając się do pracy, do szkół, na samolot, na pociąg…

Jak wypadamy pod względem kultury jazdy na tle innych krajów?

To zależy od regionu Europy, przykładowo w Skandynawii czy w Anglii jest zupełnie inne podejście do prawa niż w Polsce. Zresztą nie tylko tam. Zastanawia mnie, na czym polega fenomen rzek Olzy, Odry i Nysy Łużyckiej, które przekraczamy, wjeżdżając do Czech czy Niemiec? Nagle polscy kierowcy stosują się do ograniczeń prędkości. Ewentualnie na autostradzie, gdzie jest ograniczenie do 130 km/h, jadą 133-135 km/h - ale nie 170 km/h, jak na naszych drogach.

REKLAMA

Może jest to kwestia egzekwowania przepisów?

W Polsce pod tym względem już się poprawiło, choć sito wciąż ma za duże oczka. Pomocne jest zwiększenie liczby fotoradarów i odcinkowych pomiarów prędkości - w tych miejscach kierowcy rzeczywiście respektują ograniczenia. Czasem ktoś się zagapi, ale na 100 kierowców zdarzy się to kilku osobom, a normalnie, gdy nie ma żadnego pomiaru, kilku na 100 jedzie przepisowo.

A jak pan ocenia kursy na prawo jazdy? Wymagają poprawy?

To jest duże wyzwanie. Mamy nowego ministra infrastruktury, mam nadzieję, że będzie miał na tyle determinacji i empatii wobec ofiar wypadków, a właściwie wobec ich rodzin, by odważyć się zmienić metodykę nauczania w ośrodkach szkolenia kierowców.

Robiłem prawo jazdy 60 lat temu - szkolenia były wówczas dużo lepsze niż w tej chwili. Dla mnie instruktor był niczym Bóg. Jako 17-latek słuchałem tych wykładów z otwartą buzią i do dzisiaj pamiętam, co do mnie mówił. Obecnie 17-18 latkowie mają w komputerze wykupione programy, z których uczą się [na pamięć - red.] odpowiedzi, że "w tym pytaniu będzie odpowiedź C, w tamtym D, a w jeszcze innym A". Dla mnie to jest chore.

Jest piękne powiedzenie: "Czy można nauczyć słonia gry na fortepianie? Można, tylko po co zwierzę ma się męczyć?". Trochę tak jest z tymi kursami. W konsekwencji kierowcy nie mają pojęcia o tym, że auto przy prędkości 50 km/h przejedzie przez sekundę prawie 15 m, a ta sekunda, jak już mówiłem, to jest czas reakcji przeciętnego kierowcy.

REKLAMA

Co należałoby z tym zrobić?

Nowy minister infrastruktury powinien zebrać grupę kilku osób, które naprawdę mają pojęcie - wiedzę praktyczną (niewyczytaną z internetu), miliony przejechanych kilometrów - a następnie tych ludzi wysłuchać. Bo szkolenie kierowców właściwie od kilkunastu lat się nie zmieniło. Co to jest 30 godzin jazd praktycznych? W dodatku kilka godzin kursant spędza przy słupkach i pachołkach.

Czyli apeluje pan o wydłużenie części praktycznej kursu?

Przede wszystkim - przynajmniej część wykładów - powinna być prowadzona przez doświadczonych instruktorów. Ponadto należy bezwzględnie zwiększyć liczbę godzin za kierownicą, w ruchu. W ogóle należałoby zmienić procedurę kształcenia przyszłych kierowców.

Do moich Skierniewic przyjeżdża połowa województwa, by nauczyć się kilku ulic, rond, skrzyżowań ze światłami. Nauczyć się tyle, by zdać egzamin. I kursanci rzeczywiście uczą się tych ciągów komunikacyjnych i zdają. Ale oni w ogóle nie mają pojęcia o tym, czym jest odpowiedzialność za uczestnictwo w ruchu drogowym.

Proszę popatrzeć na wyraz twarzy tych 18-, 19-letnich dziewuszek i chłopaczków za kierownicą. Przecież oni są tak zestresowani i wystraszeni… Z ich oczu bije wręcz tęsknota za życiem.

REKLAMA

Czytaj także:

Rozmawiał Łukasz Lubański

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej