Zimbabwe: ostre protesty przeciwko podwyżkom cen paliwa. Są ofiary śmiertelne
Podczas akcji protestacyjnych w większych miastach Zimbabwe, które towarzyszą trzydniowemu strajkowi generalnemu, jaki rozpoczął się tam w poniedziałek, "doszło do utraty życia ludzkiego i zniszczenia mienia" - poinformował minister bezpieczeństwa Owen Ncube.
2019-01-15, 01:03
Minister uściślił, że do ofiar śmiertelnych doszło podczas interwencji policji mających na celu rozproszenie tłumów blokujących główne ulice obu miast i powstrzymanie grabieży sklepów w Harare oraz w Bulawayo na południu kraju. uchylił się jednak od odpowiedzi na pytanie, ile dokładnie zginęło osób.
W wywiadzie dla rządowego dziennika "The Herald" Ncube ujawnił, że aresztowano co najmniej 200 osób.
Dekret prezydenta o podwyżkach
Protesty w pogrążonym w kryzysie finansowo-gospodarczym Zimbabwe zostały sprowokowane wysokimi podwyżkami cen paliwa i produktów ropopochodnych, które zarządził niedawnym dekretem prezydent kraju Emmerson Mnangagwa z rządzącej partii Afrykański Narodowy Związek Zimbabwe - Front Patriotyczny (ZANU-PF). Pełną odpowiedzialnością za ofiary śmiertelne i poniedziałkowe zniszczenia ministerstwo bezpieczeństwa Zimbabwe obarczyło opozycyjny Ruch na rzecz Zmian Demokratycznych (MDC), który "zjednoczył się z organizacjami pozarządowymi i niezależnymi stowarzyszeniami młodych".
Nkulukeko Sibanda, rzecznik MDC, zdecydowanie odrzucił te oskarżenia, jako pozbawione gruntu. Oskarżył natomiast ze swej strony władze o podjęcie próby podpalenia kwatery głównej Ruchu w Harare. - Pożar udało się na szczęście szybko opanować - zaznaczył.
REKLAMA
Kilometrowe kolejki przed stacjami
Problemy ekonomiczne Zimbabwe nie są niczym nowym, bo ciągną się już od dwudziestu lat. W ostatnich miesiącach sytuacja uległa jednak znacznemu pogorszeniu. W kraju brakuje paliwa, przed stacjami benzynowymi ustawiają się kilometrowe kolejki.
W sobotę wieczór prezydent Emmerson Mnangagwa, który od wtorku przebywa z wizytą oficjalną w Moskwie, ogłosił 2,5-krotną podwyżkę cen benzyny i paliw. Podwyżka ta miała w zamierzeniu doprowadzić do zmniejszenia konsumpcji i wyeliminowania nielegalnego handlu paliwem, który kwitnie w związku z dewaluacją lokalnej quasi-waluty, tzw. bonów.
Dekret prezydencki nie tylko jednak nie powstrzymał tych negatywnych zjawisk, ale okazał się w istocie iskrą w składzie prochu - pisze w komentarzu AFP. Konfederacja związków zawodowych Zimbabwe (ZTCU) zakwalifikowała decyzję władz jako "czyste szaleństwo" i wezwała do rozpoczęcia trzydniowego strajku generalnego. W poniedziałek w najuboższych dzielnicach Harare doszło do pierwszych manifestacji ulicznych, zakończonych gwałtownymi starciami z policją.
Protesty po wyborach
Zimbabwe było sceną równie gwałtownych protestów społecznych w lipcu ub.r., nazajutrz po wyborach prezydenckich i parlamentarnych, które miały miejsce 30 lipca. Zginęło wówczas 6 osób, a dziesiątki odniosło rany - przypomina AFP.
REKLAMA
Głosowanie wygrał urzędujący szef państwa Emmerson Mnangagwa z rządzącej partii Afrykański Narodowy Związek Zimbabwe - Front Patriotyczny (ZANU-PF), który otrzymał wówczas 50,8 proc. głosów (2,46 mln głosów), podczas gdy jego rywal z MDC Nelson Chamisa 44,3 proc. (2,15 mln). Opozycja uważa, że wybory nie były uczciwe.
bb
REKLAMA