Premier Francji po proteście "żółtych kamizelek": nic nie usprawiedliwia tej przemocy
We Francji po raz osiemnasty na ulice wyszli zwolennicy ruchu tak zwanych żółtych kamizelek. Według szacunków władz protestujących było ponad dwa razy więcej niż tydzień temu. W Paryżu doszło do aktów wandalizmu. Potępił je premier Francji, Edouard Philippe, który powiedział, że nic nie usprawiedliwia tej przemocy. Jednocześnie ruch "żółtych kamizelek" opuścił jeden z jego liderów.
2019-03-16, 21:29
- Dziś przybyło do Paryża kilkaset, kilka tysięcy bandytów, by walczyć z policją, symbolami państwa, z własnością prywatną i z demokracją. To niedopuszczalne - mówił szef francuskiego rządu. Edouard Philippe podkreślił, że akty wandalizmu, do których dziś doszło, nie są dziełem protestujących, ale - jak mówił - "bandytów, szabrowników, podżegaczy i przestępców".
By wyrazić wsparcie dla funkcjonariuszy pilnujących bezpieczeństwa podczas manifestacji, premier odwiedził posterunek policji w 8 dzielnicy Paryża. Podkreślił, że wraz z ministrem spraw wewnętrznych i sekretarzem stanu chce w ten sposób "oddać hołd siłom porządkowym za ich wyjątkowy spokój, opanowanie siły".
Edouard Philippe zwrócił się także do osób popierających przemoc. - Myślę, że to, co dziś widzimy powinno skłonić do myślenia tych wszystkich, którzy usprawiedliwiają lub zachęcają do aktów, które potępiłem. Usprawiedliwiając je i zachęcając do nich, stają się im współwinni - podkreślił premier.
- Siła pozostaje zawsze po stronie prawa. Taki jest sens demokracji i taki jest sens Republiki - dodał szef francuskiego rządu.
Pola Elizejskie w ogniu
Według informacji podanej przez ministra spraw wewnętrznych do godziny 14:00 w proteście w całej Francji uczestniczyło 14,5 tysiąca osób. To ponad dwa razy więcej niż tydzień temu o tej porze. Manifestowało wówczas 7 000 osób, w tym 2 800 w Paryżu.
REKLAMA
Od przedpołudnia w stolicy dochodziło dziś do przemocy. Pola Elizejskie stanęły w ogniu. W tym samym czasie wybuchło kilka pożarów na różnych odcinkach arterii. Strażacy interweniowali w wielu miejscach jednocześnie. Płonęły motocykle, maszyny budowlane, kioski, pojemniki na śmieci, sklepy itp. Szabrownicy plądrowali sklepy.
Paryska Prefektura Policji poinformowała, że do godziny 16:40 w stolicy Francji zatrzymano 121 osób. Według jej wstępnego bilansu na godzinę 18:30 rannych zostało 60 osób, w tym 17 funkcjonariuszy sił porządkowych, jeden strażak i 42 manifestujących.
"To nie działa"
W sobotę Eric Drouet, jeden z rzeczników i liderów ruchów tzw. "żółtych kamizelek" zapowiedział wycofanie z udziału w marszach protestacyjnych. W opublikowanym video Eric Drouet tłumaczy swoją decyzję tym, że działania protestujących nie odniosły skutku.
- Po tym dniu dla mnie będzie to koniec demonstracji. Dalej potrzebne będą prawdziwe działania - konieczne będzie zaproponowanie blokad itp. - mówi w nagraniu opozycjonista. Dodaje, że "marsze udowodniły, że wiemy, jak to zrobić, ale pokazały też, że to nie działa. Z naszymi marszami nie byliśmy słyszani".
REKLAMA
Eric Drouet, 33-letni kierowca ciężarówki spod Paryża był jednym z organizatorów pierwszego masowego protestu, do którego doszło 17 listopada. Potem w mediach społecznościowych zagrzewał do protestu. Kilkukrotnie był aresztowany w związku z demonstracjami.
***
Zwolennicy tzw. żółtych kamizelek protestują co sobota od 17 listopada. Główne żądania dotyczą zmiany polityki finansowej i gospodarczej prezydenta Emmanuela Macrona i rządu, ale chodzi także o aspekty społeczne i polityczne - o to, aby społeczeństwo, według "żółtych kamizelek", miało większy niż obecnie wpływ na podejmowanie przez państwo decyzji kluczowych dla życia jego obywateli.
fc
REKLAMA