Donbas: siły rządowe i separatyści wycofują się z linii frontu
Ludzie i sprzęt wojskowy mają przemieścić się na odległość 1 kilometra od dotychczasowej linii walk - przekazała agencja Interfax-Ukraina.Wcześniej przedstawiciel Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) Martin Sajdik oświadczył, że rozdzielanie rozpocznie się w sobotę.
2019-11-09, 13:15
Posłuchaj
- Siły rządowe Ukrainy i prorosyjscy separatyści w Donbasie na wschodzie tego kraju rozpoczęli proces wycofywania wojsk i uzbrojenia na odcinku frontu w rejonie Petriwske
- Ludzie i sprzęt wojskowy mają się odsunąć o około 1 km od linii walk
Powiązany Artykuł
Zełenski chce przyspieszenia starań o członkostwo Ukrainy w NATO
Siły rządowe Ukrainy i prorosyjscy separatyści w Donbasie na wschodzie tego kraju przystąpili w sobotę w południe do wycofywania wojsk i uzbrojenia na odcinku frontu w rejonie miejscowości Petriwske w obwodzie donieckim - podały obecne na miejscu media.
Znakiem rozpoczęcia rozgraniczania były białe i zielone rakiety sygnalizacyjne, wystrzelone po obu stronach w strefie konfliktu. Białe pokazywały gotowość do wycofania, zaś zielone informowały o jego początku.
Ludzie i sprzęt wojskowy mają przemieścić się na odległość 1 kilometra od dotychczasowej linii walk - przekazała agencja Interfax-Ukraina.
W czwartek ukraińskie siły rządowe potwierdziły, że gotowe są do wycofania swoich ludzi i uzbrojenia na kolejnym odcinku frontu już w piątek. W miejscu rozgraniczenia od tygodnia panuje cisza - informowała wtedy ukraińska armia.
Do poprzedniego rozgraniczenia wojsk w Donbasie doszło 29 października w okolicach miasteczka Zołote w obwodzie ługańskim. Wcześniej strony konfliktu wycofały się w miejscowości Stanica Ługańska.
REKLAMA
Nie została ustalona data spotkania czwórki normandzkiej
Wycofanie wojsk na tych odcinkach jest warunkiem wysuwanym przez Moskwę przed spotkaniem tzw. czwórki normandzkiej. Należą do niej: Francja, Niemcy, Ukraina i Rosja. Data szczytu, w którym uczestniczyliby przywódcy tych krajów, nie została jeszcze ustalona.
Jeśli do niego dojdzie, będzie to pierwsze spotkanie tego formatu na najwyższym szczeblu od trzech lat i jednocześnie pierwsze osobiste spotkanie prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego z prezydentem Rosji Władimirem Putinem.
Powiązany Artykuł
Wicepremier Ukrainy: mimo zmiany władzy nadal dążymy do członkostwa w NATO
Konflikt zbrojny w Donbasie wybuchł po zwycięstwie prozachodniej rewolucji godności w Kijowie, która doprowadziła do obalenia na początku 2014 roku ówczesnego prorosyjskiego prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza.
Wiosną tamtego roku wspierani przez Rosję separatyści proklamowali w Donbasie dwie samozwańcze republiki ludowe - doniecką i ługańską. W wyniku walk w tym regionie dotychczas zginęło ponad 13 tys. ludzi.
REKLAMA
Badania opinii publicznej na terenie okupowanym
Zdecydowana większość mieszkańców okupowanego Donbasu obwinia ukraińskie władze za konflikt w swoim regionie. Jednocześnie około 60 procent uważa się za obywateli Ukrainy. Tak wynika z badań socjologicznych dokonanych na terenach zajętych przez prorosyjskich separatystów. Sondaż na terenach okupowanych przeprowadziła kompania New Image Marketing Group na zlecenie kijowskiego Instytutu Przyszłości oraz tygodnika "Dzerkało Tyżnia".
57 procent mieszkańców Donbasu zadeklarowało, że są obywatelami Ukrainy i mają ukraiński paszport. 34 procent to posiadacze paszportów tak zwanych Ługańskiej bądź Donieckiej Republik Ludowych. 7 procent respondentów zadeklarowało posiadanie rosyjskiego obywatelstwa. Ukraińską narodowość zadeklarowało ponad 50 procent uczestników badania, jednocześnie ponad 90 procent posługuje się na co dzień językiem rosyjskim. Respondenci na pytanie o winnych konfliktu w Donbasie wskazywali na ukraińskie władze wybrane po rewolucji na Majdanie. Tak odpowiedziało ponad 90 procent mieszkańców Donbasu. Zdecydowana większość wskazała także na Stany Zjednoczone i Unię Europejską. Około 20 procent obwinia Rosję i kierowanych przez nią bojówkarzy.
Z badań wynika, że zdecydowana większość mieszkańców Donbasu korzysta z rosyjskich mediów i ufa przekazywanym przez nie informacjom.
Niektórzy jednak podnoszą wątpliwości, czy badania na terenie okupowanym można uznać za w pełni wiarygodne.
REKLAMA
PAP/IAR/agkm
REKLAMA