Będzie walka "oszczędnych" i frakcji dużego budżetu UE. Spór się skończy, gdy będzie "nóż na gardle"

- Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, iż negocjacje budżetowe zostaną sfinalizowane dopiero za prezydencji Niemiec w Unii Europejskiej, czyli w drugiej  połowie roku, w ostatnim momencie, gdy wszyscy będą mieli już ”nóż na gardle” – mówi portalowi PolskieRadio24.pl Marta Makowska z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

2020-02-14, 17:15

Będzie walka "oszczędnych" i frakcji dużego budżetu UE. Spór się skończy, gdy będzie "nóż na gardle"
Zdjęcie ilustracyjne. Foto: Shutterstock.com / Oleg Elkov

- Część ekspertów uważa, że szczyt zwoływany jest w momencie, gdy jest szansa na porozumienie, jest światełko  w tunelu i możliwe jest, że państwa członkowskie są gotowe do kompromisów  – powiedziała portalowi PolskieRadio24.pl Marta Makowska z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.  Zaznacza jednak, że prawdopodobnie rozstrzygnięcia zapadną później.

Powiązany Artykuł

sejm_jaro_mateo_1200.jpg
Budżet na 2020 rok bez deficytu. Zobacz jakie będą dochody i wydatki

Obecnie, jak zauważa, jest wiele pól konfliktu. Polska chce jak największego budżetu, ale jest też grupa państw oszczędnych. Są też spory między państwami, które chcą zachować jak największy udział polityki spójności czy polityki rolnej, a tymi, które chcą inaczej strukturyzować budżet.

Mimo tego przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel będzie naciskał, by państwa opuściły ten szczyt z wiążącymi konkluzjami – zaznacza nasza rozmówczyni.

Czego w tej sytuacji można spodziewać się po szczycie budżetowym 20 lutego i po półroczu chorwackiej prezydencji w UE, jeśli chodzi o budżet? Jaki wpływ na budżet mogą mieć wewnątrzniemieckie problemy CDU i kanclerz Niemiec Angeli Merkel? O tym Marta Makowska (Polski Instytut Spraw Międzynarodowych).

REKLAMA

PolskieRadio24.pl: Państwa UE toczą rozmowy w sprawie wieloletnich ram finansowych na lata 2021-2027. Temu ma być poświęcony unijny szczyt 20 lutego.

***

Marta Makowska (PISM) 20 lutego odbędzie się specjalny szczyt poświęcony negocjacjom budżetowym. Część ekspertów uważa, że szczyt zwoływany jest w momencie, gdy jest szansa na porozumienie, jest światełko  w tunelu i możliwe jest, że państwa są gotowe na kompromisy.

Ja bym podchodziła do tego ostrożnie .Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, iż zostaną one sfinalizowane dopiero za prezydencji Niemiec, czyli w drugiej  połowie roku.

To bardzo późno, jest to niekorzystne z punktu widzenia państw członkowskich  oraz beneficjentów ostatecznych funduszy. Bo wszystkie regulacje trzeba będzie dopracować. Zatem zanim machina uruchamiająca nowy budżet ruszy, minie trochę czasu.

REKLAMA

Mówiąc wprost – jeśli negocjacje zakończą się dopiero w drugiej połowie  roku, jest szansa, że realizacja budżetu będzie opóźniona, nie rozpocznie się z początkiem przyszłego roku.

Czego zatem można spodziewać się po tym szczycie?

Ten szczyt będzie na pewno intensywny.  Myślę, że przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel będzie naciskał, by państwa opuściły ten szczyt z wiążącymi konkluzjami.

Jakie to mogą być konkluzje – tego dotyczy spór miedzy państwami członkowskimi. Na pewno dotyczy on najważniejsze sprawy spornej – globalnej wielkości budżetu. Ta kwestia zawsze była przedmiotem negocjacji, ale teraz jest ona jeszcze bardziej uwypuklona z racji brexitu.

Państwa UE są podzielone jak nigdy przedtem. Mamy tutaj grupę czterech państw oszczędnych – Dania, Szwecja, Holandia, Austria, do których w ostatnich miesiącach dołączyły Niemcy. Te państwa chcą, aby budżet nie przekraczał 1% Dochodu Narodowego Brutto UE. Ostatnio pojawiły się doniesienia, iż kanclerz Angela Merkel mówi o tym, ze konieczny jest kompromis w sprawie negocjacji, co można  odczytywać jako gotowość Niemiec na powiększenie budżetu ponad 1 procent dochodu narodowego brutto. Pamiętajmy jednak o tym, że ze względu na obecny wewnętrzny kryzys polityczny w Niemczech, pozycja Kanclerz uległa osłabieniu.  

REKLAMA

To szalenie ważne, by mieć to na względzie  - ciągle mówimy o około 1 procencie dochodu narodowego brutto. To w skali budżetów państw bardzo niewiele. Ten budżet de facto nie jest ogromnym budżetem.

Z drugiej strony mamy państwa, które widzą konieczność zwiększenia ambicji unijnych, przynajmniej do poziomu 1,11 procenta dochodu narodowego brutto . Taka była propozycja Komisji Europejskiej z maja 2018 roku. Propozycje Parlamentu Europejskiego jest jeszcze wyższa – zarówno tego obecnej kadencji, jak i poprzedniej – ponad 1,3 procenta.

Aktualny etap negocjacji  nie jest zaawansowany. Najświeższa propozycja modyfikacji komisyjnego projektu pochodziła od fińskiej prezydencji w grudniu 2019 r. Zakładała budżet w wysokości 1,07% DNB. Była to kompromisowa propozycja pomiędzy oczekiwaniami państw oszczędnych, a projektem Komisji.

Obecnie, po zapowiadanej rezygnacji Annegret Kramp-Karrenbauer (AKK), nie wiadomo, kto będzie za parę miesięcy szefem partii i kandydatem CDU na kanclerza Niemiec.

Tu niestety, jeśli w najczarniejszym scenariuszu Angela Merkel nie dotrwa do końca swojej kadencji, to trzeba pamiętać, że konserwatywne skrzydło w jej partii nabiera mocy.  Politycy tego skrzydła są raczej zwolennikami skromniejszego budżetu.

REKLAMA

Czyli wysokość tego budżetu może pozostać nieokreślona.  

Konflikt jest wciąż żywy. Francja jest w gronie państw, które chcą większego budżetu, Polska naturalnie jest w gronie tych państw. Drugą kwestią sporną jest sprawa rabatów.

W związku z wyjściem Wielkiej Brytanii z UE…

W 1984r. Wielka Brytania wynegocjowała tzw. rabat – czyli zmniejszenie składki do budżetu poniżej poziomu DNB opłacanego przez pozostałe państwa w związku z faktem, że w bardzo niewielkim stopniu korzystała ze środków budżetowych Wspólnej Polityki Rolnej – wówczas jeszcze większego procentowo programu niż obecnie. W związku z faktem, że rabat brytyjski obciążył pozostałych  płatników netto do budżetu, od 2001 roku czterem państwom  (Niemcom, Holandii, Austrii oraz Szwecji przysługuje tzw. rabat od rabatu. Francja jest wielkim zwolennikiem odejścia od rabatów. KE również przedstawiła propozycję stopniowego odejścia od tych rabatów.

To nie jest jednak propozycja korzystna dla Niemiec i Niemcy są przeciwne takiemu krokowi.

Ścierają się różne interesy.

Mamy sygnały z Komisji Europejskiej, że należałoby zakończyć rozmowy o budżecie wspólnym pod kątem kto płaci netto, kto zyskuje netto, bo to główna kość niezgody.

REKLAMA

Jednak dopóki budżet UE składa się głównie ze składek państw członkowskich – bo ponad 80 procent budżetu pochodzi z tego źródła – to ta debata raczej się nie odwróci. Ona zawsze będzie tak wyglądać – kto płaci najwięcej, kto zyskuje w ramach  tzw. kopert narodowych czy dopłat bezpośrednich (w ramach wspólnej polityki rolnej)

Należałoby zmniejszyć wkłady państw członkowskich na rzecz tzw. nowych zasobów własnych. KE wyszła w 2018r. z propozycją trzech takich źródeł finansowania: 20% udziale w dochodach z systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2, 3% podatku od osób prawnych (CIT), a także wpłatach państw z tytułu niepoddanych recyklingowi opakowań z tworzyw sztucznych . Państwa członkowskie jednak z rezerwą przyjęły te propozycję i nikłe są szanse na ich wprowadzenie.

W rozmowach z liderami państw UE podnosi on też kwestię luki w podatku VAT.

Jednym z obecnie istniejących  wpływów do budżetu UE  są wpływy z tytułu podatku VAT. Stąd też wysoko w politycznej agendzie Polski jest upowszechnienie projektu uszczelniania luki VAT. Jeśli państwa UE dostają więcej wpływów z VAT, mają większe przychody, to stosunkowo więcej pieniędzy trafia do budżetu unijnego. Oczywiście, nie nie będzie to ogromna kwota, ale przyczyniłaby się do zasypania „dziury budżetowej” po Brexicie.

REKLAMA

Kraje mniej wpłacające podnoszą to, że niekoniecznie wysokość dopłat definiuje skalę zysków. Wpłaty do budżetu UE to tylko cześć całego obrazu, kto ponosi korzyści w ramach UE, a kto nie. Bo trzeba szerzej spojrzeć na to, kto jakie korzyści otrzymuje.

Część korzyści z funkcjonowania wspólnego budżetu nie jest łatwa do zmierzenia. Mamy tu szereg projektów, choćby te z zakresu polityki spójności, które zmierzają do konwergencji gospodarczej wewnątrz UE. One przyczyniają się do rozwoju gospodarczego regonów mniej rozwiniętych. Ten rozwój gospodarczy  regionów, które funkcjonują na jednolitym rynku UE  pozwala czerpać ekonomiczne korzyści przez inne państwa, które inwestują tam swoje środki, które tam realizują się gospodarczo.

Ta kwestia jest podnoszona jest przez państwa, które korzystają z polityki spójności, czyli państwa naszego regionu, w tym Polskę.

Podnosi się ten wątek, że znoszenie różnic gospodarczych wewnątrz UE jest z korzyścią dla wszystkich i dla całego jednolitego rynku.

REKLAMA

Duży jest spór o politykę spójności. I politykę rolną.

Oczywiście toczy się spór o politykę spójności i politykę rolną. Sytuacja wygląda w ten sposób, że zawsze wokół tych dwóch polityk jest bardzo duża koalicja państw, które są jej ich beneficjentami i spierają się z państwami najmniej korzystającymi z funduszy.

Jeśli chodzi o wspólną politykę rolną, to Francja, będąca drugim największym państwem w Unii Europejskiej, jest największym w wartościach netto beneficjentem polityki rolnej. Polska również jest w tej grupie, państwa Europy Środkowo-Wschodniej także, także Hiszpania – te kraje także tę politykę wspierają.

Państw oszczędne uważają zaś, że należy zmniejszyć środki na te tradycyjne duże polityki na rzecz nowych wyzwań UE: zmian klimatu, innowacyjnej gospodarki, bezpieczeństwa. Polityka rolna ma swój udział w zwalczaniu zmian klimatu, a dyskusje na rzecz jej reformy idą jeszcze bardziej w kierunku pozytywnego oddziaływania na środowisko.

Państwa członkowskie ścierają się jednak głównie o wielkość kwoty. I tu fińska propozycja starała się zaspokoić wymagania zwolenników polityki rolnej: proponując budżet nieznacznie mniejszy niż Komisja Europejska proponowała rok wcześniej, Finlandia nie przewidywała znaczących cięć w polityce rolnej. To sygnał sygnał, że być może uda się ocalić środki na wspólną politykę rolną.

REKLAMA

Z naszego punktu widzenia  oznaczało by to większe cięcia w polityce spójności niż zakładała Komisja Europejska.

Zmiany są nanoszone bowiem na konkretnej propozycji.

Propozycja KE z maja 2018 roku rozpoczęła proces negocjacji budżetowych. Następnym krokiem  było przedstawienie przez fińską prezydencję uszczegółowionej propozycji.  Być może na najbliższym szczycie pojawi się nowa propozycja negocjacyjna. Zapowiada to Charles Michel.  

Nie wiadomo jednak, czy zostanie przyjęta.

To jeszcze długa droga. Jak mówiłam już, wydaje mi się, że druga połowa roku będzie tym momentem, gdy państwa z nożem na gardle będą gotowe ostatecznie na kompromisy w różnych obszarach.

Z negocjacji miedzy propozycją KE i Finlandii i wypowiedzi państw członkowskich wyłania się obraz, że ów budżet nie będzie bardzo zrewolucjonizowany, wbrew zapowiedziom Komisji Europejskiej.

REKLAMA

Będzie przypomniał poprzednią perspektywę budżetową. Oczywiście będzie miał zwiększony procentowo udział celów klimatycznych w różnych politykach. Były dyskusje państw członkowskich, zwłaszcza tych oszczędnych, które chciały jednocześnie mniejszego budżetu ale bardziej ambitnego, czyli odpowiadającego na nowe wyzwania, a chodziło o więcej pieniędzy na badania i rozwój, więcej na politykę bezpieczeństwa, więcej na innowacje w gospodarce.  Jednak, że pieniędzy na te nowe ambitne cele może zabraknąć.

 Mamy bowiem szereg nakładających się za siebie konfliktów o wielkość i rozłożenie wydatków. Negocjacje ewoluują raczej w tym kierunku,, że budżet będzie nieco mniejszy niż poprzednio, ale będzie podobny jeśli chodzi o strukturę.

Czyli polityka spójności ucierpi?

Jeżeli bazujemy na najnowszej fińskiej propozycji, to zmniejszenie polityki spójności, uwzględniając inflację, wynosiłoby około 15 procent względem obecnej polityki.

To sporo. Zmieniają się też nieznacznie kryteria wewnątrz tej polityki. To skutkuje też zmniejszonymi środkami dla Polski.

REKLAMA

Pamiętajmy, że jedną z przyczyn trudnych negocjacji jest też brexit. Londyn pomimo rabatów był jednym z największych płatników netto. Szacuje się, że wpłacał do budżetu około 12 mld euro rocznie. Tych pieniędzy ewidentnie będzie brakować.

***

Z Martą Makowską z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

 

 

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej