"Zapanowali nad debatą publiczną, zdusili ją". Francuscy publicyści o lewicowych "nowych cenzorach"
Nie ma nic postępowego w konformizmie ideologicznym promowanym przez nową lewicę amerykańską - pisze w najnowszym numerze "Le Monde" znana we Francji socjolog Nathalie Heinich. We Francji nie ma miejsca na "cancel culture" (kulturę unieważnienia) - stwierdza badaczka.
2020-08-08, 16:00
Wtórują jej publicyści innych francuskich mediów. W tygodniku "L’Obs" Sara Daniel, po nazwaniu kultury unieważnienia "nową cenzurą", stwierdza, że ta sprowadzona z USA tendencja, która stara się usunąć "nieprawidłowo myślących", powoduje rozłam na francuskiej lewicy.
Powiązany Artykuł
"Nie jest aktywistą, a przestępcą". Kaleta odpowiedział unijnej komisarz ws. "Margot"
Autorka daje przykład wicemera Paryża, w lipcu zmuszonego do ustąpienia ze stanowiska, gdyż spotkał się kilka razy z pisarzem oskarżonym o apologię pedofilii. Nagonkę nań rozpętała aktywistka LGBT, radna z ramienia partii Ekologia-Zieloni.
"Kultura denuncjacji"
Były już wicemer Christophe Girard powiedział, że ustąpił, gdyż wiedział, jak skomplikowane i zatruwające życie byłoby pozostanie na stanowisku. - Znam dobrze Amerykę i wiem, czym jest "cancel culture" - wyjaśnił.
Dziennikarka "L’Obs" zauważa, że nie ma jeszcze dobrego tłumaczenia "cancel culture" na francuski, ale już znaleźć można we Francji dziesiątki jej przejawów - w uniwersyteckich salach wykładowych, w teatrach, "gdy anuluje się nieodpowiednie przedstawienia lub wykłady, gdy cenzuruje się i skazuje bez procesu, bez wahania ukazując nienawiść wobec »dominujących«", których wcieleniem jest biały mężczyzna heteroseksualny.
REKLAMA
- Prof. David Engels: PiS i Andrzej Duda są bardziej "postępowi" niż PO i jej sojusznicy w Niemczech
- "Uszanujcie nasze świętości". Apel abp. Jędraszewskiego po profanacji figury Chrystusa
Przedtem była "call-out culture" - kultura denuncjacji, polegająca na twitterowym zlinczowaniu kogoś, kto odezwał się nie tak, jak trzeba. "Cancel culture" to wersja jeszcze bardziej ekstremistyczna, jej celem jest dosłowne zniszczenie sytuacji zawodowej, a często i życia "osoby z odchyleniem" - pisze dziennikarka i daje definicję: "cancel culture" to "przemoc dokonywana w imię lepszego świata".
Na portalu internetowym miesięcznika "Causeur" Paul Godefrood przytacza przykłady "oburzenia o zmiennej geometrii", charakterystycznego, jak twierdzi, dla francuskiej wersji "cancel culture".
"Zapanowali nad debatą publiczną"
Powiązany Artykuł
Robert Tekieli o zamieszkach po zatrzymaniu aktywisty LGBT: trwa rewolucja kulturowa
Jej adepci "rasistą skrajnie prawicowym" nazywają każdego, kto pozwoli sobie na przypomnienie, że zmarły w 2016 r. po zatrzymaniu przez żandarmów Adama Traore miał na sumieniu wiele wykroczeń i udowodniono mu gwałt na współwięźniu. Jego siostra wbrew ekspertyzom medyczny twierdzi, że był on ofiarą stróżów porządku. Ruch "Prawda dla Adamy", jaki stworzyła, nabrał pewnego wigoru w następstwie śmierci George’a Floyda w USA.
"Społeczeństwo postnarodowe okazuje się społeczeństwem obsesji różnorodności i dekonstrukcji wszystkich norm (…). Obecnie, pod pretekstem walki przeciw dyskryminacjom, neopostępowcy, antykolonialiści i ekolodzy typu Grety Thunberg i EELV (francuskich Zielonych - red.), zapanowali nad debatą publiczną, a dokładniej, zdusili ją" - wywodzi publicysta.
REKLAMA
"Kultura cenzury"
Na stronie debat "Le Monde" Nathalie Heinich po stwierdzeniu, że cenzura praktykowana przez "unieważniaczy" nie ma w sobie nic postępowego, tłumaczy, że "cancel culture" to "produkt amerykańskiego systemu sprawiedliwości", w którym pierwsza poprawka do konstytucji całkowitą wolność wypowiedzi uznaje za "podstawowe prawo pozytywne".
We Francji ta wolność ograniczona jest prawami, które zakazują m.in. pobudzania do nienawiści rasowej, dyskryminacji z powodu orientacji seksualnej, jak i kłamstwa oświęcimskiego - przypomina.
"Import do Francji »cancel culture«, którą nazywać należy po prostu »kulturą cenzury«, jest absurdem, świadczącym o ignorancji naszej kultury prawnej. A to dlatego, że prawo broni swobód o wiele lepiej niż brak prawa" - tłumaczy autorka.
Wzywa do zdecydowanego przeciwstawienia się "metodom nowych cenzorów". I ostrzega, że bez tego "przestaniemy żyć w państwie prawa i w demokracji, ale - na skalę portali społecznościowych - w odpowiedniku dawnych plotek wiejskich, kontroli społecznej, niszczącej bez odwołania, bez litości, bez ratunku".
REKLAMA
paw/
REKLAMA