Ten spór trwa od lat. Polityka migracyjna Donalda Trumpa
Południowa granica USA: 1954 mile (3145 kilometrów) długości, Rio Grande, Góry Skaliste, cztery stany, 50 legalnych przejść i około 350 milionów legalnych przekroczeń rocznie - polityka migracyjna to jedna z najważniejszych bolączek obu amerykańskich partii.
2020-10-15, 00:01
Powiązany Artykuł
Do USA bez wiz. Donald Trump podpisał historyczny dla Polski dokument
Departament bezpieczeństwa wewnętrznego - Homeland Security to amerykański superresort powołany do życia w 2002 roku. Zajmuje się m.in. cyberbezpieczeństwem, bezpieczeństwem ekonomicznym, bezpieczeństwem transportu, oraz walką z przemytnikami ludzi, kontrolą procesu imigracyjnego i nadzorem nad południową granicą USA, w tym - granicznym murem.
Granica Meksyku i USA tylko w części jest sztucznie ufortyfikowana (PAP)
Z ponad trzech tysięcy kilometrów południowej granicy USA, mniej więcej tysiąc kilometrów (650 mil) zabezpiecza jakiegoś rodzaju bariera. Poza tymi naturalnymi, jak rzeka czy góry, jest to albo naszpikowany elektroniką wysoki płot, jak w terenach zurbanizowanych, szyny kolejowe jako przeszkoda dla pojazdów - jak na terytoriach rzadziej zamieszkałych. Wszystko po to, by powstrzymać napływ nielegalnych imigrantów z Meksyku i Ameryki Łacińskiej.
Powiązany Artykuł
Meksyk: nielegalna imigracja spadła o 56 procent. "Apelujemy do USA o poparcie"
Coraz mniej Meksykanów
Od kilkunastu lat zmniejsza się liczba Meksykanów przedostających się nielegalnie na amerykańską stronę - wynika z danych przedstawionych przez Pew Research Center. Po rekordowym roku 2007 (6,9 mln) w latach 2015-2017 przez Rio Grande i na zachód od rzeki przeprawiło się nielegalnie odpowiednio 5,6; 5,4 i 4,9 mln Meksykanów. To wszystko przy rosnącym udziale chcących dostać się do USA obywateli innych krajów. Z tego samego badania wynika, że w latach 1990-2017, liczba imigrantów do USA spoza Meksyku, wzrosła z 1,5, do 5,5 mln. W 2018 roku Meksykanie stanowili 62 proc. zatrzymanych przy nielegalnym przekroczeniu granicy, wobec 98 proc. w roku 2000.
Spada także wskaźnik migracji netto do USA – wynika z danych ONZ. Jest on najniższy od 1989 roku i wynosi 2,857 na tysiąc mieszkańców. Oznacza to, że każdego roku do USA przybywa 2 857 osób więcej, niż stamtąd wyjeżdża. Wskaźnik ten zmniejsza się systematycznie od 21 lat, a począwszy od 2014, maleje rok do roku o około 1,23-1,49 pkt. proc.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
Wybory w USA. Kto zdobędzie "czarne głosy"? Ekspert: Trump gra na takim klasowym, robotniczym resentymencie
Wielka Polityka. #MAGA
Reforma polityki imigracyjnej stała się główną osią kampanii wyborczej przed wyborami prezydenckimi w USA w 2016 roku. Ubiegający się wówczas o fotel w Białym Domu Donald Trump, obiecywał dokończenie budowy wielkiego muru na meksykańskiej granicy. W swoim programie wyborczym - deklaracji zatytułowanej "Make America Great Again" (#MAGA), Trump stwierdza, że: "Naród bez granic to nie naród"; "Naród bez praw to nie naród"; "Naród, który nie służy własnym obywatelom, to nie naród". Jego zdaniem, każdy plan imigracyjny musi poprawiać pracę, zarobki i bezpieczeństwo Amerykanów.
Czytaj także:
- Donald Trump: koniec z loterią wizową, polityka migracyjna przyczyniła się do ataku
- D. Trump: uznamy kartele narkotykowe z Meksyku za organizacje terrorystyczne
- Rząd USA rozpocznie akcję deportacji nielegalnych imigrantów
W debacie przed prawyborami w Partii Republikańskiej w lutym 2016 roku Trump obwieścił Amerykanom, że „mamy co najmniej 11 milionów ludzi w naszym kraju, którzy przyjechali tutaj nielegalnie”. W jednej z debat przed wyborami przekonywał, że "musimy mieć silne granicy, musimy zatrzymać narkotyki poza naszym krajem". - My dostajemy narkotyki, oni dostają pieniądze - stwierdzał.
- Jednym z moich pierwszych kroków będzie pozbycie się dilerów narkotyków, wszystkich złych ludzi. Mamy w kraju bardzo złych ludzi, którzy muszą stąd wyjechać - argumentował Trump
"W ciągu pierwszych trzech lat rządów Trumpa jego administracja doprowadziła do wydalenia około 800 tysięcy ludzi" – wylicza TheHill.com. W takim samym okresie administracja jego poprzednika deportowała około 1,18 miliona nielegalnych imigrantów. "W sumie za prezydentury Baracka Obamy zmuszono do wyjazdu z USA ponad 2,5 miliona ludzi - pisze ABCNews.com.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
Protesty w USA. Mieszkańcy sprzeciwiali się akcjom wymierzonym w nielegalnych imigrantów
Rozdzielanie rodzin, krytyka społeczna
Jednym z aspektów polityki imigracyjnej Trumpa był polityka rozdzielania rodzin, przedstawiona jako „zero tolerancji” wobec nielegalnej imigracji. Została ona oficjalnie wdrożona na południowej granicy USA między kwietniem a czerwcem 2018 roku. Na jej podstawie dzieci przekraczające granicę były oddzielane od opiekunów. Przebywały pod opieką pracowników departamentu zdrowia USA, rodzice i opiekunowie zaś - w aresztach. W styczniu 2020 roku organizacja Southern Poverty Law Center poinformowała, że oficjalnie - wskutek tej polityki - 4368 dzieci oddzielono od rodziców.
Czytaj także:
- Komisarz ONZ ds. praw człowieka "zaniepokojona" warunkami w obozach dla migrantów
- USA: departament bezpieczeństwa chce pobierać próbki DNA od imigrantów
Z początkiem czerwca 2018 roku okazało się, że polityka nie przewidywała kroków zmierzających do ponownego połączenia dzieci i rodziców lub opiekunów. To wywołało falę krytyki - tak wewnętrznej, jak i międzynarodowej - wskutek której Donald Trump podpisał rozkaz wykonawczy kończący ten proces.
Wielka Polityka. „Duch amerykańskich wartości”
W kontrze do Donalda Trumpa, Hillary Clinton obiecywała z kolei kompleksową reformę polityki imigracyjnej. W jej programie wyborczym można było przeczytać, że miała być ona utrzymana "w duchu amerykańskich wartości". Ówczesna kandydatka Demokratów gwarantowała, m.in., wprowadzenie ścieżki umożliwiającej szybkie zdobycie "pełnego i równego" obywatelstwa i usunięcie zaległości wizowych dla rodzin przy jednoczesnym poszanowaniu praworządności i porządku.
W jednej z debat prezydenckich, Hillary Clinton akcentowała, że "nie chce rozdzielać rodzin, nie chce odsyłać dzieci z dala od rodziców" w sytuacji, w której imigrantom urodziło się dziecko, będące tym samym - Amerykaninem.
REKLAMA
Hillary Clinton obiecywała także "humanitarne egzekwowanie prawa imigracyjnego", zamknięcie ośrodków dla imigrantów przybywających do USA z dziećmi, ułatwienie imigrantom przystąpienie do systemu opieki zdrowotnej Obamacare, promocję naturalizacji, oraz wsparcie finansowe dla kursów językowych i systemów edukacji dla osób spoza USA.
Powiązany Artykuł
Obama chce pomóc imigrantom. Wielkie zmiany!
Walka o miliony głosów
Pomysły Hillary Clinton były w naturalny sposób rozwinięciem koncepcji, pod jaką podpisał się poprzednik Trumpa w Białym Domu - Barack Obama. W 2013 roku w Kongresie ważyły się losy reformy imigracyjnej, nadającej osobom bez obywatelstwa prawo głosu. Serwis Politico pisał o 11 milionach imigrantów pochodzenia latynoskiego, którzy dostaliby karty wyborcze. Dominacja Partii Demokratycznej w amerykańskich wyborach znacznie by się wówczas zwiększyła.
Czytaj także:
- Dekret podpisany. Barack Obama wyciąga rękę do imigrantów
- USA: anulowano plan Obamy ochrony przed deportacją niektórych nielegalnych imigrantów
Zgodnie z przygotowaną hipotetyczną analizą, gdyby 11 milionów Latynosów (z grubsza populacja Ohio) mogło głosować, Demokraci w cuglach wygraliby na Florydzie i w Kolorado, Republikanie z trudem zdobyliby Teksas, a ich ogólnokrajowy wynik byłby o trzy punkty procentowe niższy - Mitt Romney przegrałby z Barackiem Obamą stosunkiem głosów 53 do 46 proc.
REKLAMA
Plany nowej legislacji ostatecznie przeszły w - w większości demokratycznym - Senacie. 14 republikańskich senatorów zagłosowało ręka w rękę z Demokratami. Te wysiłki skutecznie zablokowała – w większości republikańska - Izba Reprezentantów.
Powiązany Artykuł
USA: Donald Trump chce znieść prawo do automatycznego nabywania obywatelstwa
Konstytucja a rozkaz wykonawczy
Pomysły Donalda Trumpa nie skończyły się na haśle budowy wielkiego muru. W wywiadzie dla programu Axios w HBO, udzielonym w 2018 roku, zapowiedział on plany ukrócenia rozkazem wykonawczym przywileju "birthritght citizenship" nadawanego na mocy 14. poprawki do konstytucji. Chodzi o automatyczne przyznawanie obywatelstwa osobom urodzonym na amerykańskiej ziemi lub na terenie amerykańskiej jurysdykcji.
- Jesteśmy jedynym krajem na świecie, gdzie ktoś przyjeżdża, rodzi dziecko i to dziecko jest zasadniczo obywatelem Stanów Zjednoczonych ze wszystkimi benefitami. To niedorzeczne. I musi się skończyć – powiedział Donald Trump.
Czytaj także:
W skuteczność pomysłu Donalda Trumpa wątpią nawet konserwatywni prawnicy. Paul Ryan, przewodniczący Izby Reprezentantów, powiedział w wywiadzie dla radia WVLK, że „jako konserwatysta, wierzy w dosłowne przestrzeganie konstytucji”. - Myślę, że w tym przypadku 14. poprawka jest dość jasna i (zlikwidowanie możliwości nadawania obywatelstwa "z prawa urodzenia") będzie długim procesem konstytucyjnym – wskazał Ryan.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
Donald Trump chce policzyć imigrantów. Spis ludności USA z dodatkowym pytaniem
Rząd dusz reprezentantów
W połowie 2019 roku Amerykę rozgrzała dyskusja o "citizenship question” - pytaniu o obywatelstwo, które miałoby być zadane przy okazji spisu powszechnego w 2020 roku. Chodzi o zbierane co dziesięć lat dane o liczbie mieszkańców każdego stanu, na podstawie których Kongres wyznacza należną poszczególnym stanom liczbę reprezentantów.
Rozkazem wykonawczym z lipca 2019, Donald Trump upoważnił sekretarza Izby Handlowej do zebrania informacji o "obywatelach, nieobywatelach i nielegalnych imigrantach” mieszkających w USA i przekazania tych danych prezydentowi. "Zapewnienie reprezentacji w Kongresie, a tym samym formalnego wpływu politycznego, Stanom z powodu obecności w ich granicach cudzoziemców, którzy nie podjęli kroków w celu zapewnienia legalnego statusu imigracyjnego zgodnie z naszymi przepisami, podważa te (demokracji przedstawicielskiej) zasady, na których opiera się nasz system rządów” - czytamy w memorandum opublikowanym na stronach Białego Domu w lipcu 2020 roku.
Czytaj także:
- Obywatelstwo w zamian z mur. Donald Trump proponuje Demokratom układ w sprawie imigracji
- USA: Donald Trump rezygnuje z pytania o obywatelstwo w spisie ludności
Wyłączenie nielegalnych imigrantów z bazy uprawnionych do kongresowego przedstawicielstwa spowodowałoby, że po jednym miejscu w Izbie Reprezentantów straciłyby Kalifornia, Texas i New Jersey - zwracają uwagę demografowie. Także w ocenie Joe Bidena, Trump celowo chciał zapytać o obywatelstwo, by "wyciszyć głosy imigrantów i kolorowych”.
REKLAMA
Na włączenie pytania o obywatelstwo do arkusza spisowego nie zgodził się Sąd Najwyższy.
Powiązany Artykuł
Donald Trump jedzie do El Paso. Demokraci oskarżają go o wywołanie tragedii
"Dokładność na rzecz celowości"
Ten sam sąd zgodził się natomiast na wcześniejsze zakończenie zliczania ludności do spisu powszechnego – informuje Reuters. 3 sierpnia Biuro Spisu Ludności ogłosiło, że zakończy gromadzenie danych miesiąc przed planowanym terminem. Sąd niższej instancji nakazał kontynuację liczenia ludności do, jak pierwotnie zakładano, 31 października, jednak we wtorek 13 października Sąd Najwyższy wstrzymał się z wydaniem orzeczenia w tej sprawie
Sonia Sotomayor, jedyny sędzia Sądu Najwyższego, która publicznie wyraziła sprzeciw, powiedziała, że działanie Sądu Najwyższego pozwoliłoby Biuru Spisu Ludności "poświęcić dokładność na rzecz celowości”. Departament Sprawiedliwości, argumentując za Biurem Spisu Ludności, powiedział, że skargi na harmonogram należy wnieść do Kongresu, który może przedłużyć ustawowy termin.
Czytaj także:
- Ostrzejsze przepisy azylowe w USA. Donald Trump otrzymał zgodę Sądu Najwyższego
- "Chcę chronić naszych pracowników". Donald Trump podpisał dokument zawieszający wydawanie zielonych kart
Amerykański spis powszechny ruszył 1 kwietnia 2020 roku. Informacje w nim zawarte nie będą dzielone z innymi agencjami rządowymi, co wynika z zapisów Kodeksu Praw Stanów Zjednoczonych. Zebrane dane mają trafić do prezydenta w grudniu. Punktem wyjścia do badania są dane o ludności USA, z których wynika, że w 50 stanach USA i stolicy kraju - z wyłączeniem terytorium zamorskich, obsad baz wojskowych i obywateli USA mieszkających za granicą - mieszka ok. 329,5 mln ludzi.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
"Karawana migrantów" zmierza do Meksyku. Rząd wzmacnia bezpieczeństwo
Wielki marsz do USA
Według statystyk za rok 2018, w USA mieszkało 44,8 mln imigrantów, wówczas 13,7 proc. populacji. Najwięcej z nich pochodziło z Meksyku - wynika z badania Pew Research Center.
W świetle znaczących i oczywistych różnic w poziomie życia między USA, a krajami Ameryki Północnej i Meksykiem, wzrost liczby imigrantów nie dziwi. Wciąż chcą przybywać nowi. W październiku b.r. AFP informowało o liczącej 3 tysiące ludzi grupie obywateli Honduradu, chcących dostać się do USA. Według Gwatemalskiego Instytutu Migracyjnego, Hondurańczycy przekroczyli granicę, jednak - jak poinformowała dyrektor Narodowego Instytutu Migracyjnego Hondurasu - zostali zawróceni przez gwatemalskie służby. Jak przekazała agencja, część migrantów przekroczyła jednak granicę nielegalnie.
Wydaje się więc, że polityka imigracyjna - jak od 2013 roku określa się działania zmierzające do powstrzymania nielegalnej imigracji - długo jeszcze będzie kością niezgody między Republikanami i Demokratami.
----------------
REKLAMA
Zebrał i opracował Michał Błaszczyk
macrotrends.net, pewresearch.org, hillaryclinton.com, cnn.com, npr.org, whitehouse.gov, politico.com, donaldjtrump.com, census.gov, AFP, PolskieRadio24.pl/ mbl
REKLAMA