Ekspert OSW: Kreml szantażuje Europę, nie wierzy w sankcje UE i może wznowić działania zbrojne przeciw Ukrainie
- Rosyjska dyplomacja w ostatnich miesiącach próbuje za pomocą ostrego języka, oskarżeń i gróźb całkowitego zerwania relacji, zastraszyć UE i wymusić na niej zmianę postawy wobec Moskwy, której nie podoba się krytyka naruszeń praw człowieka - mówi portalowi PolskieRadio24.pl Witold Rodkiewicz (OSW), komentując niedawne słowa Siergieja Ławrowa o możliwym zerwaniu relacji z Unią Europejską.
2021-02-18, 12:00
Powiązany Artykuł
"Pałac Putina jak 39 księstw Monako, winnice, starzy koledzy w schematach korupcyjnych". Co ujawnia śledztwo Nawalnego?
- Na taki krok Moskwa nie odważy się jednak, ze względu na znaczenie, jakie relacje gospodarcze z Europą mają dla Rosji i ze względu na możliwość zaostrzenia polityki wobec Rosji przez nową amerykańską administrację. Moskwa działa prewencyjnie, próbuje podzielić Zachód, starając się w ten sposób odwieść Europę od przyłączenia się do ewentualnego twardszego wobec Moskwy kursu Waszyngtonu. Od samej Europy Moskwa nie spodziewa się dotkliwych (tzn. ekonomicznych) sankcji - zaznacza analityk OSW Witold Rodkiewicz.
***
- Moskwa działa prewencyjnie, próbuje podzielić Zachód, starając się w ten sposób odwieść Europę od przyłączenia się do ewentualnego twardszego wobec Moskwy kursu Waszyngtonu - chodzi o krytykę naruszeń praw człowieka, wewnętrzne problemy Rosji
-
Sankcje personalne Zachodu, nałożone masowo na funkcjonariuszy uczestniczących w represjach, miałyby szanse doprowadzić do erozji reżimów Putina i Łukaszenki
-
Kreml próbuje tanim kosztem nastraszyć UE i zmusić do milczenia ws. praw człowieka, bo uważa ją za słabą, blefuje jednak w kwestii możliwości zerwania relacji z Unią Europejską
***
Ekspert OSW Witold Rodkiewicz zauważył w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl, że od około pół roku, od czasu zamachu na Nawalnego, Kreml stosuje dość szczególną taktykę wobec Unii Europejskiej – uznając ją za słabą, próbuje ją szantażować i zastraszać. Jego zdaniem Moskwa liczy, że UE ulegnie szantażowi i nie będzie krytykować Kremla za represje, zgodzi się na rolę pokornego partnera gospodarczego, nie będzie podnosić kwestii morderstw politycznych, represji, wojny prowadzonej przeciw sąsiadom, aneksji.
REKLAMA
Jak wyjaśnił analityk, Moskwa testuje obecnie UE, poprzez takie działania jak przerzucanie na Zachód odpowiedzialności za przestępstwa Kremla – na przykład próbę otrucia Nawalnego czy – jak to uczynił ambasador Rosji przy ONZ - przestępstwa wojenne w Donbasie.
Skąd tego rodzaju agresja i kłamstwa, które nie dadzą się obronić, ale i tak są wygłaszane? Zdaniem eksperta OSW Kreml liczy na pasywność UE. Jak podkreślił ekspert, groźba zerwania relacji z UE to blef. - Co by miało oznaczać zerwanie relacji? Że Rosja przestanie sprzedawać gaz Europejczykom? Komu więc go sprzeda? – stwierdził ekspert, zaznaczając, że Moskwa, mimo iż stopniowo rozbudowuje relacje ekonomiczne ze Azją (przede wszystkim z Chinami), nadal jest uzależniona od gospodarczych stosunków z Europą.
Powiązany Artykuł
W Rosji znacznie ograniczono prawa człowieka. Działacz Memoriału: Kreml może się znów zdecydować na rodzaj agresji zewnętrznej
Zagrożony Donbas i problemy wewnętrzne Rosji
Analityk ocenił, że powodem zaostrzającego się tonu Moskwy wobec UE, są narastające problemy wewnętrzne, których wyrazem jest m.in. działalność Aleksieja Nawalnego i protesty uliczne wywołane jego aresztowaniem. Kreml dąży w związku z tym do tego, aby Unia w nie udzielała nawet werbalnego wsparcia dla rosyjskiej opozycji i nie krytykowała publicznie Kremla.
REKLAMA
- Sprawa Nawalnego jest dla nich dużym problemem. Mają ewidentnie poczucie słabości wewnętrznej. Zaś poczucie przewagi nad UE w wymiarze wojskowym, politycznym i dyplomatycznym powoduje, że Rosja chce zmusić UE do biernej akceptacji rosnącej represyjności rosyjskiej polityki wewnętrznej – dodał.
Natomiast podobnej retoryki nie odważą się zastosować wobec Stanów Zjednoczonych – podkreślił ekspert.
- Są też wypowiedzi, które można uznać za tworzenie tła propagandowego dla ewentualnego wznowienia aktywnych działań wojskowych w Donbasie. Rosyjska propaganda sugeruje bowiem, że Ukraińcy zaraz zaczną wojnę w Donbasie – zaznaczył.
Powiązany Artykuł
"Nord Stream 2 właśnie wyzionął ducha". Ekspert "Atlantic Council" Anders Aslund o uwięzieniu Nawalnego
REKLAMA
Czytaj także:
- Aleksiej Nawalny. Kim jest człowiek, który ryzykuje życie, by pokazać światu prawdę o reżimie na Kremlu?
- "Odwaga Nawalnego jest niezrozumiała dla władz, tam wszyscy są tchórzami, trzęsą się, gdy Putin wskaże na kogoś palcem"
- Działacz: jeśli Kreml nie przejmie kontroli nad internetem, przegra. Nawalnego chce zabić, bo on demontuje ten system. Potrzebne są sankcje dla tysięcy osób
Sankcje
Analityk zaznaczył, że do tej pory w Europie wprowadzono stosunkowo mało dotkliwe sankcje. – Moskwa nie wierzy, że Unia Europejska będzie w stanie uchwalić ostre restrykcje - mówi. I dlatego Kreml nie boi się europejskich sankcji - a nie dlatego, że sankcje jako takie by jej nie zaszkodziły.
- Nawet sankcje personalne byłyby skuteczniejsze, gdyby rzeczywiście były konsekwentnie stosowane i gdyby były masowe. Rozmiękczałyby reżim, w ten sposób, że np. każdy sędzia z sądu rejonowego w Petersburgu czy Moskwy wiedziałby że w razie udziału w politycznych procesach nie będzie już mógł np. wybrać się że do Finlandii na zakupy. Na Białorusi, ze względu na jej rozmiary i większy procent ludności żyjący blisko unijnej granicy, tego rodzaju sankcje byłyby jeszcze skuteczniejsze. W przypadku Rosji byłoby taki efekt trudniej osiągnąć, ale i tam być może powoli lojalność i dyspozycyjność kadr reżimu ulegałaby erozji – powiedział ekspert.
REKLAMA
Więcej w rozmowie.
***
PolskieRadio24.pl: Szef MSZ Siergiej Ławrow najpierw źle potraktował w Moskwie szefa unijnej dyplomacji, a potem nagle w wywiadzie z czołowym kremlowskim propagandystą, Władimirem Sołowiowem, oznajmił, że Moskwa gotowa jest "zerwać" relacje z Brukselą.
Zabrzmiało to o tyle nieprawdopodobnie, co zastanawiająco, rodzi się pytanie, jaki cel mają mieć tego rodzaju oderwane od rzeczywistości oświadczenia, jaki cel ma tak złe potraktowanie Josepa Borrella.
Następnie rosyjskie MSZ stwierdziło, że to media coś przeinaczyły, ale przeczy temu fakt, że na stronie tegoż MSZ, jeszcze przed wywieszeniem tam całego stenogramu wywiadu, oddzielnie zamieszczono właśnie fragment wywiadu z Ławrowem, mówiący o gotowości Rosji do zerwania relacji z UE. Resort zadbał zatem o to, by te właśnie słowa z długiego wywiadu nie zostały niezauważone.
W interesie Kremla byłoby obecnie starać się obecnie łagodzić sytuację, by uniknąć większych sankcji, choćby w związku z otruciem Aleksieja Nawalnego. Skąd zatem nagle takie oświadczenie i z czym je wiązać?
Witold Rodkiewicz, Ośrodek Studiów Wschodnich: Nie pierwszy raz tego rodzaju stwierdzenia padają ze strony dyplomacji Rosji. Podobne sformułowania pojawiały się już wcześniej – i to nie pierwszy raz szef MSZ Siergiej Ławrow sugeruje, że Rosja może ograniczyć relacje z Unią Europejską.
REKLAMA
To próba wpłynięcia na stanowisko decydentów zachodnich przez odwrócenie logiki narracji.
To znaczy: do tej pory Zachód, Europa Zachodnia, starały się sprawiać wrażenie, że ograniczają relacje z Rosją – miał to być środek nacisku na Kreml.
Od jesieni zeszłego roku dyplomacja rosyjska zaczęła próbować odwrócić tę logikę i sugerować, że to strona rosyjska jest poszkodowana i pokrzywdzona w tej relacji, a jeśli postępowanie Europejczyków się nie zmieni, to Rosjanie będą ograniczać relacje z Europą.
Ławrow powiedział wówczas, że Kreml nie jest zainteresowany przywróceniem relacji do stanu przed 2014 rokiem, czyli przed wprowadzeniem sankcji i kryzysem w relacjach z UE, a Rosja chciałaby ułożyć je na nowych zasadach, w których Kreml ma być stroną zgadzającą się na warunki drugiej strony.
REKLAMA
To manipulacja: świadomy dyplomatyczny zabieg, manipulowanie przeszłością i próba przekonania świata, że sytuacja wyglądała inaczej niż ma to miejsce rzeczywistości.
To znaczy MSZ Rosji próbuje wykazać, że to Rosja jest pokrzywdzona przez złe traktowanie, i wymazać z dyskursu to, że napadała na inne państwa, anektowała Krym, szkodziła Zachodowi, prowadziła przeciw niemu wojnę hybrydową w postaci akcji dezinformacyjnych, cyberataków.
W ciągu ostatnich dni zarysowała się rosyjska tendencja do wymuszania na Europie Zachodniej, aby jej relacje z Rosją całkowicie abstrahowały od kwestii praw człowieka i wewnętrznej sytuacji politycznej w samej Rosji.
Do tej pory było tak, że Europejczycy podnosili w relacjach z Rosją różne kwestie dotyczące tzw. "sfery wartości", tj. praw człowieka, swobód politycznych, odwołując się przy tym do zapisów konwencji i traktatów, które Moskwa podpisywała, zobowiązując się do ich przestrzegania.
REKLAMA
O tym jakby wszyscy zapomnieli, ale takie zapisy to także część bilateralnego porozumienia o partnerstwie i współpracy Unia Europejska-Rosja. To porozumienie było zbudowane na zasadzie warunkowości, to znaczy: Unia Europejska otwierała się na współpracy gospodarczą z Rosją pod warunkiem, że Rosja będzie przestrzegała pewnych ogólnych standardów.
W praktyce do tej pory było tak, że z jednej strony Europejczycy krytykowali i potępiali władze Rosji, wyrażali swoje zaniepokojenie i oburzenie różnymi jej działaniami, a z drugiej strony podtrzymywali współpracę gospodarczą i kontakty dyplomatyczne, mimo obowiązywania sankcji, które są wycinkowe, dotykają drobnego ułamka relacji gospodarczych unijno-rosyjskich.
Tu świetną egzemplifikacją jest oczywiście Nord Stream 2. Europejczycy inwestują w Rosji, Rosjanie na terenie Unii Europejskiej. Niewiele się zmieniło w tej sferze po 2014 r. - Unia Europejska nadal jest największym ekonomicznym partnerem rosyjskim. Można rzecz, mamy business as usual, z pewnymi może istotnymi, ale jednak nadal dość wąskimi ograniczeniami.
REKLAMA
EU jednej strony zatem krytykowała rosyjską politykę, tak zagraniczną, jak i wewnętrzną, a z drugiej strony prowadziła de facto polityka zaangażowania.
A Rosjanie powiedzieli teraz: "my się na to więcej nie godzimy, nie chcemy wysłuchiwać żadnej krytyki, nie macie do tego prawa".
Jest to zmiana w ich taktyce i to pokazuje, że strona rosyjska czuje się pewniejsza w relacjach z Unią Europejską.
To rzeczywiście śmiała próba, ale czy Kreml w tym przypadku nie pokazał, że boi się unijnych sankcji? Ławrow powiedział, że Kreml jest gotów do zerwania relacji z UE w przypadku sankcji, które będą zagrażały jej gospodarce.
REKLAMA
Kreml rzeczywiście boi się sankcji. Jednocześnie jest przekonany, że Unia Europejska nie wprowadzi żadnych dotkliwych ekonomicznie (tzw. sektoralnych) sankcji, możliwe są jedynie sankcje personalne wobec ograniczonej liczby osób.
Grożąc zerwaniem relacji szef MSZ Siergiej Ławrow mówił nie o jakichkolwiek sankcjach, ale o poważnych sankcjach gospodarczych. Unia Europejska w zasadzie, w odróżnieniu od Amerykanów, nie wprowadzała do tej pory praktycznie żadnych sankcji gospodarczych, po tych które zostały wprowadzone latem 2014 roku po zestrzeleniu malezyjskiego samolotu nad Ukrainą.
Wówczas zostały wprowadzone sankcje sektoralne i od tej pory nie były one właściwie rozszerzane. Później wprowadzano, i to w wąskim zakresie, tylko sankcje personalne.
Ławrow nie mówił o sankcjach personalnych, a o tych, co do których Kreml i tak jest pewny, że nie zostaną wprowadzone przez Unię Europejską – nic tego nie zapowiada.
REKLAMA
To jest zaplanowana gra Rosji. Nie tylko Ławrow zaostrzył swoją retorykę, ale i inni dyplomaci. Ostrzejszy ton przybrał rosyjski przedstawiciel przy ONZ Wasilij Niebenzia – niedawno oskarżał Francuzów i Niemców o zbrodnie wojenne na Donbasie.
Najostrzejsze było dwukrotnie powtarzane publiczne oskarżenie w kwestii Nawalnego: Ławrow oświadczył, że "rzekome otrucie Nawalnego to inscenizacja", czyli że w domyśle Niemcy mieli zainscenizować taką sytuację i przygotowano taki "teatr". To poważne oskarżenie.
To próba wmówienia, że oczywiste kłamstwo jest prawdą i na odwrót – i w przypadku Donbasu, i w przypadku Aleksieja Nawalnego, oraz próba przerzucenia odpowiedzialności. To szokuje i jest policzkiem dla Zachodu, to nie jest poważne traktowanie. Do tego to bardzo daleko posunięta próba dezinformacji.
Ławrow najpierw wygłosił takie oskarżenie wobec szwedzkiej minister spraw zagranicznych Ann Linde podczas jej wizyty w Moskwie 2 lutego, wynikającej z obowiązków Szwecji jako przewodniczącej OBWE w br.
REKLAMA
Ławrow powtarzał te oskarżenia także przy innych okazjach: twierdził, że Nawalnego otruto w samolocie do Niemiec.
W taki oto sposób Rosjanie próbują nastraszyć Europejczyków, teraz Ławrow pogroził jeszcze zerwaniem relacji. Moim zdaniem jednak jest to czysty blef. Oni sami zdają sobie sprawę, że relacje z Unią Europejską są im coraz bardziej potrzebne.
Widzimy jednak próby uzyskani korzyści w relacjach politycznych z UE tanim kosztem, za pomocą ostrego języka, szantażu, grożenia.
Co by miało oznaczać zerwanie relacji? Że przestaną sprzedawać gaz Europejczykom? Gdzie oni go sprzedadzą?
REKLAMA
Może zrezygnowaliby z Nord Streamu 2?
To pewna gra. Jest to gra psychologiczna. Rosjanie zauważyli, że europejscy politycy unikają konfrontacji, źle się czują w sporach tego rodzaju, czują dyskomfort. Zatem Rosjanie uważają że im mocniej będą naciskać, tym lepsze uzyskają rezultaty. I to próbują realizować.
To nie jest jednak takie proste. Z jednej strony Rosjanie czują się pewniejsi wobec Unii Europejskiej, uważają, że jest ona coraz słabsza politycznie.
Natomiast sprawa Nawalnego jest dla nich dużym problemem. Mają ewidentnie poczucie słabości wewnętrznej. Zaś poczucie przewagi nad UE w wymiarze wojskowym, politycznym i dyplomatycznym powoduje, że Rosja chce rozwiązać ten problem wewnętrzny przez tego rodzaju działania.
REKLAMA
Oprócz tego elita rosyjska także wierzy w to, że problemy wewnętrzne, niezadowolenie, protesty, są w dużym stopniu konsekwencją działań zachodnich.
Ci myślący w sposób bardziej wyrafinowany, widzą w tym konsekwencje relacji z Zachodem – chodzi o uniwersalne wartości, wzorce, które w wyniku wzajemnych kontaktów Rosji i Zachodu wpływają na nastroje społeczne w Rosji.
A ci, myślący w sposób bardziej czekistowski, uważają te wszystkie zjawiska za rezultat wywrotowej działalności prowadzonej przez zachodnie służby. Do tej pory w ich mniemaniu były to służby amerykańskie, a teraz uznają, że to służby niemieckie i to jest ważna zmiana w polityce rosyjskiej.
W narracji rosyjskiej pojawiają się zatem bardzo istotne antyniemieckie wątki.
REKLAMA
W stenogramie bardzo długiego wywiadu Ławrowa widzimy, że podnosi on kwestię historii, mówi o tym, parafrazując, że Niemcy nie czują się winni z racji drugiej wojny światowej i nie są gotowi tego uwzględniać w swojej polityce wobec Rosji, nie uwzględniają już w swoich działaniach trudnej historii.
Rosja jest teraz zatem zaniepokojona, bo zebrało się jej wiele problemów. Po pierwsze na jaw wyszła próba otrucia Aleksieja Nawalnego, po drugie trwają protesty w związku z jego uwięzieniem, w związku z filmami o korupcji Władimira Putina, w związku z niezadowoleniem społecznym. Po drugie Rosji wymyka się Nord Stream 2 – USA póki co podtrzymują sankcje. Te wszystkie problemy nagromadziły się, Kreml ma poczucie, że będzie odzew ze strony Zachodu, i też dlatego próbuje go szantażować?
Przede wszystkim w związku z niepewną sytuacją wewnętrzną chcą zmienić formułę relacji z Europą Zachodnią.
Chcą, żeby Europa Zachodnia nie robiła niczego, co by mogło podsycać ferment wewnątrz Rosji.
REKLAMA
Chcą też, żeby Europa swoim zachowaniem legitymizowała obecną władzę, a nie na odwrót.
W związku z tym posuwają się do ostrej retoryki i szantażu. Próbują nastraszyć elity europejskie tym, że zwrócą się do Chin.
Niemniej jednak to jest nierealistyczny scenariusz.
Ale i tak w mediach europejskich pojawiły się po wizycie też głosy, że "Rosjanie odpływają", więc trzeba robić więcej, by temu zapobiec. To logika m.in. naszego zachodniego sąsiada. Kreml chciałby, aby teraz wszyscy próbowali go udobruchać i oferowali mu zyskowne interesy.
REKLAMA
Kreml chciałby, aby Europa zastanawiała się jak pomóc Putinowi.
W takich terminach się tego nie ujmuje, ale w pewnym sensie o to chodzi. Retoryka jest nieco inna. Są jednak i nieco bardziej cyniczne głosy. Pojawia się też wątek, który często sufluje Moskwa, że Putin jest najlepszy z możliwych, bo ci którzy przyjdą po nim, będą jeszcze gorsi – faszyści z zakrzywionymi nożami w zębach. Pewien wariant tej narracji pojawia się w propagandzie Kremla o Nawalnym.
A Kreml - tak przekonuje propaganda, jest pragmatyczny, racjonalny, a z pewnością chrześcijański, i trzeba z nim prowadzić interesy, bo i tak zmiany nikt się nie doczeka.
Nie wiadomo, czy obecna próba straszenia Europejczyków nie okaże się skuteczną strategią.
REKLAMA
Ale sama zapowiedź zerwania Rosji z UE to blef. Więc Moskwa uważa, że przestraszy UE czymś nierealnym. Nie docenia Europy.
Moim zdaniem taka groźba to blef. Z kim Rosja miałaby handlować gazem? Moskwa będzie jednak z pewnością próbowała zaszkodzić UE.
To jednak i tak czyni od wielu lat, i bez zerwania relacji.
Jeśli retoryka nie pomoże, możliwe są działania Rosji w kwestii uchodźców, a także rozpoczęcie znowu wojny w Donbasie. Różne zdarzenia na to wskazują, przede wszystkim retoryka. Są wypowiedzi, które można uznać za tworzenie tła propagandowego do rozpoczęcia aktywnych działań w Donbasie. Rosyjska propaganda sugeruje bowiem, że Ukraińcy zaraz zaczną wojnę w Donbasie.
REKLAMA
Tak czy inaczej, na Kremlu widać determinację, by zmusić Europejczyków do przyjęcia innego podejścia do Rosji, zaakceptowania, że Kreml jest jaki jest.
To jednak niemożliwe – i z tego Ławrow z pewnością zdaje sobie sprawę. Europa nie może przymykać oka na morderstwa polityczne, represje, szwadrony trucicieli z Kremla, pozorowane procesy, represje. Szef MSZ Siergiej Ławrow o tym dobrze wie. Społeczeństwa europejskie nigdy by na to nie pozwoliły.
Myślę, że Ławrow może mieć inne przekonanie. Kreml nie uważa społeczeństwa za samodzielnego aktora. Uważa, że społeczeństwa są manipulowane, tylko inaczej niż w Rosji. Takie poglądy mają kremlowscy politycy – dokonają projekcji mechanizmów władzy i świata, w którym żyją, na inne kraje, innych nie potrafią sobie wyobrazić.
W związku z tym Kreml uważa, iż problemem jest postawa europejskich elit, które po prostu trzeba porządnie nastraszyć i wtedy dojdą do wniosku, że trzeba spełnić życzenia Kremla. Ławrow na to liczy. Czy się przeliczy? Zobaczymy.
REKLAMA
Wszyscy już wiedzą, że uleganie presji Kremla nie przynosi nic dobrego, wręcz przeciwnie.
Jednak nie widać tego w wypowiedziach szefa MSZ Niemiec Heiko Maasa i prezydenta Niemiec Franka Waltera Steinmeiera. Pierwszy w kontekście NS2 mówi o możliwym związku Rosji z Chinami, drugi o II wojnie światowej – nie wiadomo jednak, dlaczego nie wspomina, że pokrzywdzeni zostali w niej, a także w jej wyniku, także Białorusini i Ukraińcy.
To nielogiczne, ale tego nikt mu tego nie wytknie. Zareagowała ambasada Ukrainy, ale Berlin nie odniósł się w swojej reakcji do meritum ukraińskich zarzutów.
Jednak jeśli takie uwagi jak ambasady Ukrainy będę powtarzane, to w końcu przyjdzie się do nich odnieść. Bo są słuszne.
REKLAMA
Ławrow kiedyś powiedział o politykach Zachodu, że są jak Burboni - niczego nie zapomnieli i niczego się nie nauczyli. Polityka wobec Rosji wynika z różnych przesłanek.
Nie jestem niestety przekonany, że ta nowa taktyka Kremla nie przyniesie korzystnych rezultatów Putinowi.
A może Ławrow stara się desperacko wyprzedzającym ruchem zmiękczyć ciosy, które na pewno spadną Kremlowi na grzbiet w związku ze sprawą Nawalnego? Wiedzą, że także prezydent USA Joe Biden nie będzie chwalił Kremla.
Rosjanie liczą na to, że w relacjach z Amerykanami będą liczyć na takie relacje, jak do tej pory mieli z Europejczykami. To znaczy, Biden z jednej strony będzie ich ostro krytykował, a z drugiej strony robił rzeczy, które są dla nich korzystne w imię wyższego dobra.
Niemniej jednak wobec Europy Kreml zachowuje się inaczej. Z retoryką USA Kreml jest gotowy się pogodzić – nie czuje się na tyle silny, żeby zmusić Amerykanów do milczenia.
REKLAMA
Zatem Moskwa zupełnie inaczej traktuje UE niż USA.
Kreml zgadza się z krytyką USA, ale ucisza Europę. Stara się rozbić Zachód.
Kreml twierdzi, że UE nie będzie w sojuszu z USA przeciwko niemu, w jego zamierzeniu Europa ma być cicho.
I Kreml zapewne nie bardzo boi się sankcji europejskich, bo nie wierzy, że zostaną wprowadzone. Sankcje personalne byłyby skuteczne, gdyby rzeczywiście były konsekwentnie stosowane, po drugie gdyby były masowe. Rozmiękczałyby reżim, w ten sposób że każdy sędzia z sądu rejonowego w Petersburgu od razie wiedziałby, że do Finlandii się już nie wybierze na zakupy.
REKLAMA
Na Białorusi tego rodzaju sankcje byłyby jeszcze bardziej bolesne i skuteczne. Rosja jest znacznie większa, ale i tu, być może, powoli lojalność i dyspozycyjność wobec reżimu by erodowała.
Pozostaje jeszcze problem rosyjskich pieniędzy na Zachodzie. To już jednak osobna kwestia, niemniej bardzo ważna, jak pokazały choćby śledztwa antykorupcyjne Aleksieja Nawalnego. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl
REKLAMA
REKLAMA