Polityczne kryzysy w Armenii i Gruzji. Ekspert: destabilizacja obu państw jest na rękę Moskwie
W krótkim czasie w dwóch kaukaskich państwach doszło do dużych politycznych zawirowań. - Przyczyny obu konfliktów są drastycznie inne: Armenia przegrała wojnę, w Gruzji opozycja nie może demokratycznie odsunąć rządu od władzy, więc chce mu przyprawić autorytarną łatkę - tłumaczy w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Arkadiusz Legieć, analityk PISM ds. Kaukazu i Azji Centralnej. Dodaje, że niestabilna sytuacja w regionie pozwala Rosji na sprawniejsze realizowanie swojej polityki.
2021-02-28, 06:50
PolskieRadio24.pl: I z Gruzji, i z Armenii płyną w tym tygodniu informacje o politycznych kryzysach. Czy były to nagłe tąpnięcia, czy efekty problemów narastających od jakiegoś czasu?
Arkadiusz Legieć (Polski Instytut Spraw Międzynarodowy): W obu krajach doszło do eskalacji konfliktu politycznego. W Gruzji trwa on od co najmniej czerwca 2019 roku, kiedy po wizycie rosyjskiej delegacji w tym kraju doszło do protestów antyrosyjskich, które wkrótce przerodziły się w manifestacje antyrządowe. Spór między Gruzińskim Marzeniem (GM) a opozycją skupioną wokół byłego ugrupowania Micheila Saakaszwilego - Zjednoczonego Ruchu Narodowego - trwa do dziś, a w ostatnim tygodniu zyskał nową odsłonę. Sąd umożliwił aresztowanie lidera ZRN - Niki Melii.
Dlaczego sąd tak zdecydował?
Decyzja ta związana jest z postępowaniem przeciwko temu politykowi związanym z wydarzeniami podczas wspomnianych protestów. Wówczas Melia, jako uczestnik manifestacji, nawoływał zgromadzonych do starć z policją i szturmu na parlament, do których zresztą doszło. Za to ciążą na nim zarzuty i dlatego też przebywał na zwolnieniu warunkowym. Świadomie złamał jego warunki: zdjął opaskę geolokacyjną i nie wpłacił kolejnej kaucji. W związku z tym parlament pozbawił go immunitetu, a w tym tygodniu doszło do aresztowania.
Jak to wpłynęło na scenę polityczną w Gruzji?
Sprawa została zinstrumentalizowana przez opozycję. Melia jeszcze do grudnia 2020 r. był szeregowym członkiem Zjednoczonego Ruchu Narodowego, tymczasem zarząd partii powołał go na przewodniczącego, pomimo świadomości, że to polityk o awanturniczym charakterze. Celem było wykorzystywanie sprawy postępowania w jego sprawie, by uderzać w rządzące Gruzińskie Marzenie. Wskazuje na to także jego zachowanie: poza łamaniem zasad zwolnienia warunkowego, świadomy aresztowania ukrywał się w siedzibie partii, co zwiększało teatralność całego zajścia i pozwoliło mówić o represjach wobec opozycji.
Powiązany Artykuł
Napięta sytuacja w Gruzji. Anna Maria Dyner: Rosja stara się namieszać jeszcze bardziej
Wydarzenie wpłynęło na koalicję rządową w dość niespodziewany sposób. W ubiegłym tygodniu do dymisji podał się premier Giorgi Gacharia. Czy to oznacza, że ujął się za liderem opozycyjnej partii?
Absolutnie nie chodziło o "ujęcie się" za tym politykiem. W Gruzińskim Marzeniu narasta konflikt dwóch frakcji. Jedna, członkiem jej jest Gacharia, opowiada się za kontynuacją dotychczasowej polityki partii, czyli niepodejmowania zdecydowanych działań wobec opozycji, by nie dać jej argumentów do oskarżeń, że władze w Tbilisi są autorytarne. Ten nurt w partii chce przedstawiać Gruzińskie Marzenie jako partię rozsądku na tle awanturniczej opozycji, rząd zapewniający stabilność i kontynuujący proeuropejski kurs kraju.
REKLAMA
Na czele drugiego nurtu stoi Irakli Garibaszwili, nowy premier. On i jego zwolennicy chcą walczyć z opozycją jej własną bronią.
Co takiego robi opozycja w Gruzji, że jej polityka i polityka wobec niej doprowadza do sporów wśród rządzących?
Po pierwsze, kwestionuje ubiegłoroczne, zwycięskie dla Gruzińskiego Marzenia, wybory parlamentarne. Podnoszone są hasła o sfałszowaniu wyborów. Tymczasem OBWE nie potwierdza, aby którekolwiek wygrane przez GM głosowania nie odzwierciedlały woli obywateli.
Po drugie, politycy opozycji nie chcą, świadomie, objąć mandatów w parlamencie i wziąć udziału w jego pracach. Dążą do uziemienia tej instytucji. Po trzecie od ponad półtora roku mamy w Gruzji do czynienia z regularnymi protestami.
To wszystko doprowadziło do zmiany strategii Gruzińskiego Marzenia. Być może uznano, że z uwagi na brak ważniejszych wyborów w kraju najbliższym czasie, można uderzyć w opozycję.
REKLAMA
Ile może stracić Gruzińskie Marzenie na takim podejściu?
Na rządzących może się to odbić rykoszetem. Przekaz promowany przez opozycję, że GM to partia autorytarna i prorosyjska - co jest nieprawdą - przebił się na arenie międzynarodowej i rząd w Tbilisi krytykowany jest m.in. przez UE i Stany Zjednoczone.
Kryzys rządowy jest też w sąsiedniej Armenii. Jednak droga do tąpnięcia w erywańskim rządzie nie była taka sama.
Sytuacja jest zupełnie inna. Zacznijmy od tego, że jesienią zeszłego roku Armenia przegrała wojnę z Azerbejdżanem. Premier Nikoł Paszynian spotkał się wówczas z falą krytyki. Polityk ten broni się, że zgodził się na niekorzystne dla Erywania porozumienie, bo tej wojny po prostu nie dało się wygrać. Do pewnego stopnia to tłumaczenie jest słuszne, ale im więcej mija czasu, tym więcej pojawia się informacji, że działania szefa rządu doprowadziły do tego, że Armenia była jeszcze słabsza, niż mogłaby być. Paszynian dokonał czystek personalnych w armii i służbach, armia była źle zarządzana i nieprzygotowana do obrony. Na to wszystko premier miał wpływ. Być może Armenia i tak przegrałaby tę wojnę, ale mniej dałoby się mu zarzucić.
Porażka w tak ważnym konflikcie dla Ormian pewnie znacząco odbiła się na poparciu dla przywódcy?
Pamiętajmy jak potężne zaufanie społeczne miał Paszynian, kiedy dochodził do władzy. Dziś traci kolejnych współpracowników, sondaże pokazują, że więcej osób sprzeciwia się jego rządom, niż go popiera. Nagle temu politykowi zaczęto zarzucać korupcję i kumoterstwo. Te zarzuty nie przywierałyby tak mocno do jego wizerunku, gdyby nie przegrana wojna wzmacniająca ten przekaz.
Teraz na ulicach Erywania część mieszkańców kraju protestuje przeciw premierowi, część - w jego obronie.
Bezpośrednią przyczyną tych protestów był list opublikowany przez dowództwo armii, w którym wezwano Nikoła Paszyniana do dymisji. Ten zinterpretował to jako próbę zamachu stanu. Na ulicach są nie tylko jego przeciwnicy, ale też zwolennicy, niemniej wrogie premierowi środowiska ewidentnie "poczuły krew". Coraz trudniej będzie mu się utrzymać przy władzy. Koniec jego rządów jest bardzo realny, niemniej będzie on trzymał się swojej pozycji tak długo, jak długo będzie mógł zapewnić sobie bezpieczeństwo i będzie kontrolował większość w parlamencie.
REKLAMA
Czy można te kryzysy sprowadzić do wspólnego mianownika? W ciągu tygodnia w dwóch sąsiadujących ze sobą krajach na Kaukazie doszło do znaczących zawirowań.
Można tu mówić o temperamencie lokalnych społeczeństw i fakcie, że to najbardziej zdemokratyzowane kraje na Kaukazie. A protesty i polityczne spory są dużo częstszym i bardziej widocznym zjawiskiem w takich państwach.
Gruzja i Armenia borykają się też ze skutkami covidowego kryzysu ekonomicznego. Paszynian był krytykowany za nieskuteczną walkę z pandemią, rząd w Tbilisi radził sobie z tym lepiej, ale poważnie odczuł zastój w turystyce. Społeczeństwo jest zmęczone obostrzeniami i brakiem możliwości wyjazdu z kraju, choćby w celach zarobkowych. Ludzie, którzy mogliby zarabiać za granicą, są na miejscu, a problemy gospodarcze sprawiają, że wychodzą oni na ulicę.
Jednak przyczyny obu konfliktów politycznych są drastycznie inne: Armenia przegrała wojnę, w Gruzji opozycja nie może demokratycznie odsunąć rządu od władzy, więc chce mu przyprawić autorytarną łatkę.
Pozostaje pytanie: jak na te wydarzenia zareaguje Rosja?
Destabilizacja obu państw jest oczywiście Moskwie na rękę. Łatwiej jest bowiem realizować swoją politykę wobec Kaukazu, często opartą o zarządzanie tego typu niestabilnością.
REKLAMA
ms
REKLAMA