Wielki Chiński Brat patrzy. Trwa ludobójstwo kulturowe Ujgurów w Sinciangu

2021-12-21, 14:00

Wielki Chiński Brat patrzy. Trwa ludobójstwo kulturowe Ujgurów w Sinciangu
Protest w Paryżu . Foto: PAP/Villette Pierrick/Avenir Pictures/ABACA

Nikt się za Ujgurami nie wstawi, nikt nie będzie ryzykował interesów handlowych czy politycznych. To zbrodnia przeciwko ludzkości - mówią portalowi PolskieRadio24 eksperci, pytani o sytuację w Sinciangu. Kim są Ujgurzy i na czym polega ich dramat? 

Na świecie jest 13,5 mln Ujgurów. Większość z nich mieszka w Chinach w największej, liczącej 1,6 mln kilometrów kwadratowych, chińskiej prowincji Sinciang. Ten turkijski naród jeszcze w 1949 roku stanowił 75 proc. jej populacji. Według oficjalnych danych - w 2010 roku liczba ta spadła do 46 proc.

Ujgurzy noszą w sobie mieszkankę wielu kultur między innymi buddyjskiej, greckiej, chrześcijańskiej i muzułmańskiej. Obecnie są wyznawcami islamu. Warto zwrócić uwagę na jeden z głównych powodów tak licznych wpływów - rejon ten od dawna łączy ze sobą wiele szlaków handlowych. To "euroazjatyckie skrzyżowanie dróg" jest niestety cenne z perspektywy Komunistycznej Partii Chin. Ponadto Sinciang ma ważne znaczenie strategiczne w kwestii gospodarki. Chodzi tu o produkcję żywności oraz bawełny. Znajdują się tam również złoża węgla, gazu ziemnego i metali ziem rzadkich. 

Obecną sytuację Ujgurów eksperci oceniają jako dramatyczną, a ich przyszłość rysuje się w ciemnych barwach. Co się dzieje w Sinciangu, czym jest ludobójstwo kulturowe i czy ta mniejszość muzułmańska ma jeszcze szansę na przetrwanie? 

Przymusowa asymilacja

Pierwsze wzmianki o Ujgurach w zapiskach historycznych pojawiły się już w VI wieku. W czasach swojej świetności lud ten stworzył imperium, jednak później wielokrotnie był zmuszony do walk o niepodległość. Choć część takich prób przynosiła chwilowy skutek, to po II wojnie światowej władzę nad regionem Sinciang zyskała Armia Ludowo-Wyzwoleńcza. Od tamtego czasu, zmagając się z tendencjami separatystycznymi, które szczególnie nasiliły się po upadku Związku Radzieckiego, KPCh stara się "zasymilować" Ujgurów z chińską większością. 

Jak tłumaczył w 2018 roku dr Michał Romańczuk, w celu zmiany struktury społecznej w regionie władze skutecznie zachęcały ludność Han (która stanowi większość) do masowych migracji. Jeszcze w 1940 roku Chińczycy Han stanowili 7 proc. mieszkańców. W 1991 było ich już 39 proc. Większość z nich zamieszkiwała północną, bardziej przystępną, jeśli chodzi o warunki naturalne, część regionu. To również w nią rząd chętniej inwestował. Ujgurom z kolei przypadł obszar południowy i takie zajęcia jak rolnictwo oraz hodowla zwierząt. Napływ imigrantów i czynniki ekonomiczne przyczyniły się do powstania opozycji i eskalacji napięcia w latach 90. Do buntu i działań przeciwko ChRL podżegał także ZSRR. 

Islam a terroryzm

Działania "asymilacyjne" polegają między innymi na ograniczaniu możliwości praktykowania islamu. W latach 90. taka polityka doprowadziła do radykalizacji mniejszości, w tym do sięgania przez nią po środki terroru. To właśnie wtedy powstała jedna z najbardziej skrajnych grup ujgurskich, najsilniejsza organizacja separatystyczna - Islamski Ruch Wschodniego Turkiestanu. Rząd w Pekinie oskarża ją chociażby o podkładanie bomb, jednak zdaniem wielu ekspertów trudno znaleźć szczegółowe i wiarygodne dane na temat działania IRWT.

Na stronie Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych wskazano natomiast, że obwinia się go m.in. za przeprowadzanie zamachów bombowych w Urumczi w 1997 i 2014 roku, a także ataki nożowników w Aksu w 2015 roku i w Kunimingu w 2014. Wizerunkowo nie pomaga fakt, że - jak czytamy - tysiąc Ujgurów "wstąpiło w szeregi Państwa Islamskiego, które deklarowało walkę z Chinami w odwecie za represjonowanie muzułmanów".

"Trzy siły zła"

Chińska "polityka mocnego uderzenia" wobec Ujgurów znalazła szczególnie wygodne usprawiedliwienie po 11 września 2001 roku - zbiegła się ona z globalnym wzrostem strachu przed terroryzmem. PISM wskazuje jednak, że przełomowym momentem w polityce KPCh wobec opisywanej mniejszości były starcia Hanów z Ujgurami w 2009 roku. W wyniku tamtych wydarzeń zginęło kilkaset ludzi, a zamieszki zostały wykorzystane w retoryce chińskich władz. "Terroryzm stał się jedną z »trzech sił zła«, obok separatyzmu i religijnego ekstremizmu, których zwalczanie przy wykorzystaniu wszelkich środków nakazał przewodniczący Xi Jinping podczas wizyty w regionie w 2014 r." - pisze Marcin Przychodniak w analizie dla PISM. 

W sprawie ujgurskiego separatyzmu warto jednak zwrócić uwagę na powszechnie zauważalne działanie. Władze ChRL "manipulują problemem, aby dostosować się do konkretnych potrzeb w danym czasie". Kilka lat temu na tego typu politykę zwracały uwagę między innymi Stany Zjednoczone. 

Obozy pracy 

Chińska walka (oficjalnie) z terroryzmem uderza przede wszystkim w zwykłych mieszkańców regionu. Wśród metod represji na szczególną uwagę niechlubnie zasługują obozy pracy. Choć władze zapewniają, że prowadzone przez nich placówki są pewnego rodzaju ośrodkami edukacyjnymi, w których ludzie przebywają dobrowolnie, to wszelkie doniesienia medialne oraz stanowiska organizacji pozarządowych malują zupełnie inny obraz.

Dowodem na działania łamiące prawa człowieka jest chociażby wyciek danych z rządowej bazy. W jednym z dokumentów znajdują się jasne wskazówki dla personelu placówek, mające zapewnić nieustanną inwigilację więźniów. Przebywający tam nie mogą posiadać telefonów ani utrzymywać kontaktów ze światem zewnętrznym, w tym z bliskimi. Ma to zapobiec dojściu do jakichkolwiek zmów. 

W stosunku do więźniów stosowana jest również przemoc fizyczna. Pojawia się ona na każdym kroku. W ten sposób chińscy pracownicy próbują zmusić Ujgurów do odrzucenia swojej kultury. Jak opowiadała pochodząca z Sinciangu Gulbahar Haitiwaji w wywiadzie dla "The Guardian" - poczucie zagrożenia śmiercią nie opuszcza przebywających w centrach ani na chwilę. 

Czytaj także:

Milion uwięzionych

W obozach jest przetrzymywanych - według organizacji praw człowieka - około miliona osób. Po ich opuszczeniu życie wielu byłych więźniów "jest skończone". - Mówią, że ludzie są wypuszczani, ale moim zdaniem każdy, kto wychodzi z obozu, jest skończony (…) Ich (władz - przyp. red.) celem jest zniszczyć wszystkich - ocenia Ujgurka, która udzieliła wywiadu dla BBC. Jak mówiła - znaczna część byłych osadzonych popada np. w alkoholizm. - Kawałki mojej duszy pękły i oderwały się od siebie. Nigdy ich nie odzyskam - tak dwa lata w obozie opisywała inna kobieta.

Bazując na dokumentach opublikowanych przez "New York Times" oraz na raportach Światowego Konsorcjum Dziennikarstwa Śledczego (ICIJ), można stwierdzić, że część osadzonych może być przetrzymywana bez końca. Trafić do placówki jest z kolei banalnie łatwo, bo tak naprawdę nie potrzeba ani złamać prawa, ani usłyszeć zarzutów. Wśród obowiązujących zasad jest natomiast polityka zero tolerancji dla prób ucieczki. 

Ujgurzy w Chinach PAP/REUTERS/Adam Ziemienowicz
Ujgurzy w Chinach PAP/REUTERS/Adam Ziemienowicz

Gwałty i sterylizacja 

Według relacji byłych więźniarek Ujgurki są w obozach systematycznie gwałcone, dręczone seksualnie i prześladowane. BBC dotarło do kobiety, której udało się uciec do USA. Jak opowiadała dziennikarzom - w placówce była bita i stosowano na niej tortury. "Została trzykrotnie zgwałcona, za każdym razem przez dwóch lub trzech mężczyzn" - podaje telewizja. - Jakiś czas po północy (mężczyźni w garniturach i maskach - przyp. red.) przychodzili do cel, wybierali kobiety, które chcieli, i zabierali je korytarzem do "ciemnego pokoju", gdzie nie było monitoringu - mówiła z kolei Tursunay Ziawudun w rozmowie z BBC. Także i ona została zabrana. - To blizna, która prawdopodobnie zostanie ze mną na zawsze. Nie chcę nawet, aby te słowa wyszły z moich ust - podkreśliła. 

O takich sytuacjach poinformował również Polskie Radio 24 Koen Stoop z World Uyghur Congress. Jak wskazał, sytuacja Ujgurek jest "bardzo tragiczna". Potwierdził on fakt systematycznych gwałtów dokonywanych na kobietach oraz zmuszania ich do sterylizacji i dokonywania aborcji. "Kobiety są jedną z najbardziej dotkniętych grup w społeczności ujgurskiej" - napisał.

W tym miejscu warto zwrócić uwagę, że przemoc seksualna może stanowić pewnego rodzaju narzędzie w realizacji ludobójstwa kulturowego. - Można znaleźć wiele funkcji instytucji (gwałtu - przyp. red.) tzn., że nie chodzi o inwencję indywidualnego sprawcy, ale o coś, co ma służyć zbiorowości i pognębić inną zbiorowość. Było wiele takich przykładów w historii, kiedy przemoc seksualna była stosowana po to, aby poniżyć, stłamsić jakąś wspólnotę - tłumaczył w rozmowie z portalem PolskieRadio24 prof. Lech Nijakowski. Jak wskazał - badanie tych instytucji należy jednak już do zadań socjologii. 

Powiązany Artykuł

Berlin Ujgur protest 1200 PAP.jpg
Gwałty, molestowanie seksualne, tortury. Wstrząsająca relacja BBC o obozach reedukacji w Chinach

Życie w panoptykonie

Od 2017 roku w Sinciangu stosuje się inwigilację wielosystemową. Polega ona między innymi na kontroli internetu, monitoringu połączonym z profilowaniem, lokalizacji pobytu, gromadzeniu baz DNA, a także tworzenie systemów big data - wymienia PISM.  

Ujgurzy są ciągle pilnowani nie tylko na ulicach, a nawet we własnych domach. Jak w 2018 roku podała oficjalna chińska gazeta, 1,1 mln lokalnych urzędników, którzy podawali się za krewnych ujgurskich rodzin, zamieszkało z nimi. Doprowadzało to do sytuacji, w której domownicy nie mogli modlić się ani ubierać się w sposób wskazujący na przynależność religijną. Każdy błąd mógł sprowokować zatrzymanie, istniało (i wciąż istnieje!) więc realne zagrożenie trafienia do obozu pracy. 

Wspomniana przed chwilą religia jest poddawana w Sinciangu ograniczeniom. U kobiet zakazany jest sposób ubierania wskazany przez islam, a mężczyznom sprawdza się długość brody. Kontrolowana jest również częstotliwość uczęszczania do meczetów, długość modlenia się i nadawanie imion muzułmańskich. Choć zbyt długie oddawanie się praktykom religijnym nie jest wskazane, to z drugiej strony zaprzestanie ich również może wzbudzić podejrzenia władz. 

Czy jest możliwość ucieczki? Odpowiedź niestety brzmi: praktycznie nie. "Ponieważ region ten został przekształcony w państwo policyjne, w którym Ujgurzy są monitorowani i inwigilowani 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, opuszczenie przez nich regionu jest prawie niemożliwe. Niektórym udało się uciec z powodu pracy lub posiadania członków rodziny w sąsiednich krajach. Ale dla znacznej większości Ujgurów ucieczka jest niemożliwa" - komentował dla portalu PolskieRadio24 Koen Stoop z World Uyghur Congress. 

Czytaj także:

"Jesteśmy głęboko zaniepokojeni"

Represje wobec Ujgurów są jedną z najważniejszych przyczyn krytyki Chin przez świat. To właśnie z tego powodu sankcje na kraj nałożyły między innymi Unia Europejska, Stany Zjednoczone, Kanada czy Wielka Brytania. Coraz częściej działania ChRL są określane jako ludobójstwo. Takie stanowisko przedstawiły Stany Zjednoczone, Kanada, Wielka Brytania, Holandia, Belgia, Litwa, Czechy, USA. Niedawno tak określił tę sytuację niezależny Trybunał Ujgurski. Protest przeciwko dramatycznej sytuacji mieszkańców Sincjangu poparło także 39 państw ONZ, w tym Polska. O zmianę polityki apelowała również Japonia. 

Poproszony przez nas o komentarz Koen Stoop z World Uyghur Congress ocenił, że "kraje na całym świecie mają moralną i prawną odpowiedzialność za podjęcie działań przeciwko ludobójstwu na Ujgurach". "Mogą zrobić różne rzeczy, na przykład wprowadzić przepisy mające zapewnić, że produkty wytworzone przy użyciu ujgurskiej pracy przymusowej nie trafią na nasze rynki, bojkotować Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Pekinie 2022 oraz nakładać sankcje na chińskich urzędników zamieszanych w okrucieństwa dotyczące praw człowieka" - wymieniał Stoop. 

Podobnego zdania jest prof. Lech Nijakowski. Według niego Globalna Północ ma wręcz obowiązek interweniować. - Globalna Północ, czyli takie podmioty jak Stany Zjednoczone czy Unia Europejska mają siłę i możliwość interweniować wobec innych państw. (...) Może nie będę zgodny z dyskursem obrony byłych kolonizowanych ludów, ale to nie jest sytuacja prosta, czarno-biały schemat. W tym wypadku widać, że Chiny, które kiedyś były ofiarą procesów kolonizacji, dzisiaj są sprawcą przestępstw. Jak najbardziej uważam, że Globalna Północ musi ingerować. Chodzi tu z jednej strony o mocarstwa takie jak Chiny, ale z drugiej strony państwa takie jak Birma. Trzeba ingerować. To wręcz obowiązek wspólnoty międzynarodowej - podkreślał ekspert.

Światu brak odwagi

Niektóre państwa uznają jednak działania Chin za walkę z terroryzmem. Oczywistymi przykładami są Rosja i Białoruś. Ujgurzy nie otrzymują wsparcia także ze względów gospodarczych. Zdaniem prof. Lecha Nijakowskiego to właśnie z powodów politycznych i gospodarczych opisywana tu mniejszość nie ma wielkich szans na poprawę sytuacji. 

- Może powiem rzecz niepopularną. Nikt się nie wstawi za Ujgurami. Nikt nie będzie ryzykował interesów handlowych i politycznych w imię dobrostanu Ujgurów. Niestety, taka jest smutna rzeczywistość. Poza tym co innego, gdy mówimy o grupie etnicznej, o narodzie w jakimś państwie, a co innego, gdy mówimy o jednej z mniejszości w takim mocarstwie jak Chiny. Jest to po prostu o wiele trudniejsze. Nie wierzę, żeby ktoś miał odwagę. Do tej pory nikt nie miał i nie wierzę, żeby nagle ją znalazł - przyznał profesor. 

Luka w prawach człowieka

Co istotne, ludobójstwo kulturowe stanowi pewnego rodzaju lukę w prawach człowieka. - Ludobójstwo kulturowe w odróżnieniu od ludobójstwa sensu stricto nie jest kategorią prawną. W prawie międzynarodowym nie ma takiego przestępstwa. Próbowano je wprowadzić do prawa międzynarodowego, ale to się nie udało. Ludobójstwo jest w konwencji ONZ ws. zapobiegania i karania zbrodni ludobójstwa opisane, zdefiniowane itd., a ludobójstwo kulturowe można powiedzieć, że pewien element jest w konwencji, ale samego przestępstwa tak nazwanego nie ma - tłumaczył prof. Lech Nijakowski. 

Czym się zatem różni ludobójstwo kulturowe od ludobójstwa "po prostu"? - W obu przypadkach chodzi o likwidację grupy, ale w ludobójstwie kulturowym likwidujemy grupę przede wszystkim przez niszczenie jej kultury, czyli np. zakazywanie posługiwania się językiem ojczystym, rodzimą kulturą. To znaczy - nie zabijamy członków grupy, co nam się najczęściej kojarzy ze zbrodnią ludobójstwa, tylko niszczymy ich kulturę. Tego typu przykłady były bardzo częste. Najczęściej mówi się o postępowaniu kolonialnych mocarstw, osadników wobec rdzennych mieszkańców różnych państw, kiedy oni później już nie zabijali, tylko niszczyli kulturę tej grupy i tym samym zmuszali ją do asymilacji, a więc niszczyli grupę jako grupę - wyjaśniał profesor. 

Stanowisko Chin

Pomimo początkowych zaprzeczeń o istnieniu "ośrodków reedukacji", wraz ze wzrostem potępiających stanowisk, Chiny zaczęły forsować narracje o walce z terroryzmem i separatyzmem. W swoich wypowiedział KPCh wypomina także państwom zachodnim hipokryzję, przywołując między innym zbrodnie hitlerowskich Niemiec. Polityka "walki z trzema siłami zła" stanowi wciąż dla władz narzędzie legitymizujące działania w Sinciangu. Jest także dowodem - zdaniem Chin - na "przewagę nad Zachodem w zakresie zapewnienia obywatelom bezpieczeństwa" (PISM).

Chińskie władze zaprzeczają także, że w Sinciangu dochodzi do prześladowań, w tym do przymusowych sterylizacji i aborcji oraz wykorzystywania pracy przymusowej. Przekonują, że dzięki kampanii edukacyjnej i deradykalizacji Ujgurki zostały wyemancypowane i nie chcą już być "maszynami do robienia dzieci". Twierdzą również, że od uruchomienia kampanii w Sinciangu w 2017 roku nie odnotowano ani jednego ataku terrorystycznego.

Odnosząc się do kwestii islamu, KPCh podkreśla, że islam został Ujgurom narzucony w wyniku "wojen religijnych i przez klasę panującą". "Islam wcale nie jest ani rdzennym, ani jedynym wierzeniem narodu ujgurskiego" - wskazują autorzy reżimowego raportu. 

ChRL odpowiada na krytykę również w bardziej zdecydowany sposób m.in. poprzez sankcje. Jak przypomina PISM - stosowane są one wobec polityków, naukowców, pracowników instytucji analitycznych. Polityka chińskich władz była skierowana również przeciw Komitetowi Politycznemu i Bezpieczeństwa przy Radzie UE. 

Co możemy zrobić?

Powiązany Artykuł

EN_01435047_0785-1200.jpg
Świat przeciw łamaniu praw człowieka w Chinach. Ponad 320 organizacji wzywa ONZ do działania

Koen Stoop z World Uyghur Congress, pytany przez portal PolskieRadio24, w jaki sposób mogą Ujgurom pomóc zwykli ludzie, podkreślił, że "obywatele mają do odegrania ważną rolę". "Przede wszystkim mogą podnosić świadomość sytuacji wśród przyjaciół, członków rodziny i współpracowników. Po drugie, mogą pisać do swoich posłów i prosić ich o poruszenie tej kwestii na szczeblu politycznym. Po trzecie, mogą przestać kupować produkty od firm zaopatrujących się w regionie ujgurskim i żądać od tych firm uporządkowania swoich łańcuchów dostaw" - tłumaczył. 

O jakie firmy chodzi? Odpowiedzi może dostarczyć raport amerykańskiego portalu The Information. Według niego "siedmiu dostawców amerykańskiej firmy Apple ma związki z domniemaną pracą przymusową wykonywaną przez Ujgurów i inne mniejszości etniczne z regionu Sinciang na zachodzie Chin". Dokument łączy z tymi dostawcami również między innymi firmy Amazon, Google, Microsoft i Facebook.

Inne doniesienia wskazują również na producentów odzieży. Według Chloe Cranston z londyńskiej Anti-Slavery International "każda popularna marka odzieżowa może pośrednio przyczyniać się do dramatu Ujgurów". Mowa tu między innymi o sieciówkach takich jak Zara i H&M, znane marki sportowe Nike, Puma, ale także z "wyższej półki" Zegna i Patagonia. Pod lupę warto wziąć też firmy sprzedające np. tekstylia, chociażby szwedzką IKEA. 

Źródła: World Uyghur Congress, IAR, PAP, dw.com, pism.pl, noizz.com, oko.press.com, polityka.pl, brief.outride.rs, Gazeta Wyborcza, Współczesne Chiny w kontekście stosunków międzynarodowych, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego (2018), The Uyghur Minority in China: A Case Study of Cultural Genocide, Minority Rights and the Insufficiency of the International Legal Framework in Preventing State-Imposed Extinction, Ciara Finnegan (2020), Naród ujgurski. Reformy i rewolucje na pograniczu rosyjsko-chińskim, Brophy David (2021), Separatyzm islamski w regionie autonomicznym Sinciang - Ujgur, dr Michał Romańczuk (2018). 

Joanna Twardowska

Polecane

Wróć do strony głównej