"Koczujemy na podłodze". Dramatyczne relacje polskich turystów z Rodos

2023-07-24, 15:04

"Koczujemy na podłodze". Dramatyczne relacje polskich turystów z Rodos
Rodos płonie od prawie tygodnia. Ewakuowano już ponad 30 tys. osób, co jest największą operacją ewakuacyjną, jaką kiedykolwiek przeprowadzono w Grecji. Foto: PAP/EPA/BOUGIOTIS EVANGELOS

Już drugi dzień część z ewakuowanych turystów na greckiej wyspie Rodos koczuje w hotelach, ośrodkach lub halach. Ponad stu Polaków trafiło do jednego z większych ośrodków wypoczynkowych w mieście Rodos. Zostali ewakuowani z okolic Lardos.

Wśród nich jest między innymi Anna Kostrzewska, która opowiedział Informacyjnej Agencji Radiowej o swojej sytuacji. - Jest zakaz powrotu do naszych hoteli. Nie ma dla nas miejsc i cały czas czekamy. Drugi dzień koczujemy na dywanie i jest bardzo ciężko. W pierwszym rzucie to było ok. 2 tys. osób śpiących na podłogach - powiedziała.

- Powrót do kraju mam zaplanowany na 31 lipca i nie wyobrażam sobie spędzenia takiego czasu na podłodze - dodała.

Ciężka sytuacja na Rodos

Rodos płonie od prawie tygodnia. Ewakuowano już ponad 30 tys. osób, co jest największą operacją ewakuacyjną, jaką kiedykolwiek przeprowadzono w Grecji. Na miejscu wciąż jest wielu Polaków, którzy spędzali wakacje na wyspie i jak najszybciej starają się znaleźć lot powrotny do kraju.

Anna Kostrzewska jest jedną z wielu poszkodowanych turystek z Polski. Inna z nich - pani Agnieszka - przyleciała z rodziną na Rodos w piątek w nocy. Miała do kolejnego piątku zarezerwowany nocleg w hotelu w Lardos. - Jak przyjechaliśmy, czuliśmy dym. Nawet pytaliśmy w recepcji, co się dzieje i czy jest bezpiecznie. Wszyscy nas zapewniali, że tak. W biurze podróży w czwartek przed samym wyjazdem mówiliśmy, że w telewizji są informacje o pożarach i czy powinniśmy wylatywać. Zapewniono nas, że nie ma problemu - opowiada. Rodzina poleciała na wczasy.

Niestety już w sobotę po godz. 12 kazano im się ewakuować z hotelu w Lardos, bo pożar był blisko. Wcześniej w hotelu wyłączono prąd i wodę. - Widzieliśmy dym za wzgórzami, ale ciężko było określić odległość - mówi turystka z Polski.

Podkreśla, że gdy tylko otrzymała informację o ewakuacji, zadzwoniła do rezydenta biura podróży, które organizowało ich wyjazd na Rodos. - Powiedziano nam, że zrobi spotkanie i wszystko wyjaśni oraz żeby zostawić walizki, wziąć dokumenty, ewentualnie leki i najpotrzebniejsze rzeczy - relacjonuje pani Agnieszka.

Ewakuacja

Jej rodzina z pozostałymi turystami miała czekać na autokary, które zawiozą ich w inne miejsce. - Czekaliśmy kilka minut, ale nastąpiła zmiana decyzji i kazano nam ewakuować się na plażę, bo tam jest bezpiecznie. Musieliśmy pieszo iść kilkanaście minut na tę plażę i tam spędziliśmy z rezydentką jakieś dwie godziny - relacjonuje.

Turyści trafili do hotelu w Lindos. - Myśleliśmy, że będziemy przekwaterowani. Ale tam ponad trzy godziny siedzieliśmy w recepcji, na podłodze. W trakcie tego oczekiwania pojawiały się informacje, że tworzona jest jakaś lista, kto ewentualnie chce być przekwaterowany, a kto chce wcześniej wracać do Polski. Zadeklarowałam, że chcemy wracać - wyjaśnia pani Agnieszka.

Dodaje, że sama też próbowała zarezerwować loty do Polski, ale było to niemożliwe.

- Z tego hotelu w Lindos autokary zabrały nas do hotelu Rodos Palace. Wszyscy turyści zrozumieli, że będziemy tam zakwaterowani w pokojach zastępczych. Rezydentka zaznaczyła nas na liście, że przyjechaliśmy, i skierowano nas na salę konferencyjną. Jesteśmy tam od soboty od godz. 21.30. Śpimy na podłodze z dziećmi, toaleta to umywalka. Ludzie zabierali obrusy ze stołów, żeby się przykryć, brali leżaki z basenu, poduszki z foteli z korytarza - opowiada pani Agnieszka.

Brak informacji

Dodaje, że najgorszy jest brak jakiejkolwiek informacji. - W niedzielę mieliśmy co godzinę lub dwie spotkanie z naszymi rezydentami, którzy kazali nam po prostu czekać i nigdzie się nie ruszać - relacjonuje pani Agnieszka.

Turystka wraz z rodziną dopiero w poniedziałek po południu dostała w końcu informację, że wieczorem będą mogli wrócić do Polski samolotem.

Pożar na Rodos doprowadził do największej ewakuacji w historii Grecji - poinformowała w niedzielę grecka policja. Z wyspy udało się już wywieźć łodziami 3 tys. osób.

Na ulicach gromadzą się nadal duże grupy osób oczekujących na przewiezienie ich do bezpiecznych miejsc. Nie ma na razie informacji o ofiarach śmiertelnych pożarów - podaje Reuters.

Pomoc dla turystów

Turyści chwalą mieszkańców wyspy za pomoc; sklepy nie przyjmują pieniędzy za wodę i żywność, a małe lokalne łodzie zabierają z Rodos najpierw dzieci i kobiety, a następnie wracają po mężczyzn.

Na wyspę dotarły posiłki i teraz z pożarem walczy już 250 strażaków, wspieranych z powietrza przez 15 samolotów i śmigłowców.

W Atenach rząd powołał przy resorcie spraw zagranicznych specjalny sztab kryzysowy, który będzie kierował akcją ewakuacji zagranicznych turystów.

Posłuchaj

Już drugi dzień część z ewakuowanych turystów na greckiej wyspie Rodos spędza koczując w hotelach, ośrodkach lub halach (IAR) 0:29
+
Dodaj do playlisty
Czytaj także:

Pożary w Grecji. Jabłoński: Polacy zostali ewakuowani w bezpieczne miejsce

dz/IAR, PAP

Polecane

Wróć do strony głównej