Kim Dzong Un na wojennej ścieżce, czyli w co gra Korea Północna

2024-02-01, 07:20

Kim Dzong Un na wojennej ścieżce, czyli w co gra Korea Północna
Kim Dzong Un. Foto: Shutterstock/Alexander Khitrov

Nasilone testy rakietowe Korei Północnej sprawiły, że informacje o tym kraju i możliwym zagrożeniu nuklearnym coraz częściej przebijają się w mediach. Dodatkowo Pjongjang podjął w ostatnim czasie szereg decyzji, które świadczą o zaostrzeniu polityki wobec południowego sąsiada i stojącego za nim potężnego sojusznika - Stanów Zjednoczonych. Czy stoimy u progu militarnej konfrontacji, a tlący się od dekad konflikt przerodzi się w otwartą wojnę w kolejnym obok Ukrainy i Strefy Gazy rejonie świata?

Korea Północna po raz drugi w ciągu tygodnia przetestowała nowe strategiczne rakiety manewrujące - informowały media w styczniu. Były to pociski "Pulhwasal-3-31" wystrzeliwane z łodzi podwodnej. Sugeruje się, że mogą one przenosić głowice nuklearne.

W ostatnich miesiącach Korea Północna przetestowała szereg rodzajów broni, w tym systemy rakiet balistycznych, nad którymi obecnie trwają prace, oraz podwodny dron. W budowie ma być atomowy okręt podwodny. 

To efekt wygłoszonego przez Kim Dzong Una wezwania do intensyfikacji przygotowań wojskowych do "wojny, która może rozpocząć się w każdej chwili".

Rakiety za technologię

Ale koreańskie rakiety wykonują nie tylko loty testowe nad Morzem Wschodnim czy Morzem Żółtym. Na początku stycznia Biały Dom informował o sprowadzaniu do Rosji północnokoreańskich rakiet balistycznych, które są wykorzystywane w wojnie na Ukrainie. Z kolei południowokoreańska agencja wywiadowcza potwierdziła podejrzenia dotyczące wykorzystywania broni wyprodukowanej w Korei Północnej przez terrorystyczny Hamas w trwającej wojnie z Izraelem.

Według Waszyngtonu Korea Północna w zamian za sprzedaż Moskwie rakiet i pocisków stara się o pomoc Rosji m.in. w rozwoju swojego programu rakietowego. M.in. dzięki temu Korea Północna miała w ubiegłym roku umieścić na orbicie satelitę szpiegowskiego. 

- Współpraca Moskwy i Pjongjangu budzi znaczne obawy USA i powinna też budzić obawy całego świata w kontekście starań o powstrzymanie rozprzestrzeniania broni jądrowej - ocenił rzecznik Departamentu Stanu Vedant Patel.

Zobacz również:

Wróg z Południa

To zbrojeniowe przyspieszenie to nie jedyny sygnał, który może niepokoić. Przywódca Korei Płn. Kim Dzong Un jednocześnie wezwał do określenia Korei Płd. w konstytucji jako "niezmiennie głównego wroga" i wpisania zobowiązania do "całkowitego zajęcia" jej terytorium w przypadku wojny.

Według KCNA w przemówieniu wygłoszonym w poniedziałek przed Najwyższym Zgromadzeniem Ludowym Kim wezwał również do zakazania wyrażeń opisujących dwie Koree jako "ten sam naród", a także do usunięcia z konstytucji niektórych terminów, takich jak "pokojowe zjednoczenie".

Jednocześnie Kim nakazał demontaż "pozostałości minionej epoki", w tym "bolesnego dla oczu" Łuku Zjednoczenia w Pjongjangu, symbolu nadziei na pojednanie. Pjongjang postanowił również zlikwidować trzy agencje związane z promowaniem międzykoreańskiego dialogu i współpracy – Komitet na rzecz Pokojowego Zjednoczenia Kraju, Krajowe Biuro Współpracy Gospodarczej i Międzynarodową Administrację Turystyczną Kumgangsan.

Początek nowej, niebezpiecznej ery

"Odrzucenie idei zjednoczenia obu państw koreańskich przez przywódcę Korei Północnej Kim Dzong Una oznacza początek nowej, niebezpiecznej ery na Półwyspie Koreańskim" – alarmował dziennik "Financial Times", przywołując opinie ekspertów, według których Kim jest zdecydowany, by rozpocząć wojnę.

"Zerwanie z polityką zjednoczenia, której początki sięgają lat 40. XX wieku, pokazuje, że Kim jest ośmielony osiągniętymi przez swój kraj postępami w programie zbrojeń jądrowych oraz rozwojem współpracy wojskowej z przywódcą Rosji Władimirem Putinem" – analizował "FT".

Niedawno wizytę w Rosji złożyła szefowa MSZ Korei Płn. Cze Son Hui, a we wrześniu - Kim Dzong Un. Z kolei szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow odwiedził Pjongjang. Planowana jest też, choć nie wskazano terminu, wizyta Władimira Putina w Korei Północnej.

Decyzja o wojnie

- Sądzimy, że Kim Dzong Un, podobnie jak jego dziadek w 1950 roku, podjął strategiczną decyzję, by iść na wojnę – ostrzegli w niedawnym komentarzu dla waszyngtońskiego think tanku Stimson Center doświadczony amerykański dyplomata Robert Carlin i fizyk jądrowy Siegfried Hecker.

Analityczka Stimson Center Rachel Minyoung Lee uważa z kolei, że Kim "położył wojskowe i prawne podwaliny pod użycie broni nuklearnej przeciwko Korei Południowej, jeśli i gdy będzie to konieczne". Jej zdaniem ciężko byłoby uzasadnić użycie takiej broni przeciwko komuś, kto jest częścią tego samego narodu.

Strach przed USA

Czy Korea Północna faktycznie dąży do wojny i militarnego rozwiązania konfliktu? Nie jest o tym przekonany dr hab. Marcin Jacoby, kierownik Zakładu Studiów Azjatyckich na Uniwersytecie SWPS. 

Jego zdaniem, żeby dobrze zrozumieć obecną sytuację, trzeba się cofnąć do lat 90. ubiegłego wieku i sytuacji po upadku ZSRR. Jak wskazał, pozbawiona wsparcia Korea obawiała się, że USA wykorzystają nowy układ sił do usunięcia reżimu. Posiadanie broni atomowej miało być gwarancją, że nie dojdzie do ataku. 

Czytaj także:

Porozumienie tylko na papierze

Po wypowiedzeniu układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej przez Koreę Płn. w 1993 roku strony siadły do rozmów i rok później doszło do porozumienia. Północ miała porzucić swój program nuklearny, a Amerykanie w zamian dostarczyć nowoczesne reaktory na lekką wodę. Porozumienia nie udało się jednak zrealizować.

Po stronie amerykańskiej republikański kongres utrudniał wdrażanie wynegocjowanej przez administrację Billa Clintona umowy, a po objęciu fotela prezydenta przez Georga W. Busha temat umarł całkowicie. Z drugiej strony Korea Płn., według USA, miała cały czas prowadzić potajemne prace nad wzbogacaniem uranu.

Po fiasku porozumienia z 1994 r. Pjonjang wrócił do programu nuklearnego. Spirala północnokoreańskich zbrojeń i amerykańskich gróźb zaczęła się nakręcać. 

Próby dialogu

Niestabilne są także relacje z Seulem, co - jak wyjaśnia Jacoby - jest zależne od tego, czy u władzy jest tam progresywny prezydent, który uważa, że konieczny jest dialog, czy przedstawiciel proamerykańskiej prawicy.

- Jeśli w Korei Południowej była próba dialogu, Korea Północna była otwarta. Było wiele takich prób - wskazuje ekspert. - Ostatnia, gdy prezydentem był Mun Jae-in w latach 2018-19 - dodaje.

- Korea Południowa zrobiła bardzo dużo, żeby Stany Zjednoczone i Korea Północna zechciały rozmawiać poważnie o denuklearyzacji półwyspu - wskazał Marcin Jacoby i zaznaczył, że "te rozmowy położyły Stany Zjednoczone". 

- W informacjach prasowych winą będzie obarczona Korea Północna, natomiast w mojej ocenie Amerykanie nie byli gotowi do tego, żeby z Koreą Północną się porozumieć. Amerykanie mają też swoje cele, żeby utrzymać pewne napięcie i swoją obecność militarną w regionie - wyjaśnił.

- W mojej ocenie Korea Północna działa reaktywnie przede wszystkim i cały program nuklearny, rozwój armii jest spowodowany tym, że szczerze i autentycznie boi się ataku ze strony amerykańskiej - dodał.

Zmiana kursu

Tłumacząc ostatnie posunięcia Kim Dzong Una, sinolog wskazał, że po fiasku rozmów Północ stwierdziła, że nie ma sensu dalej tego ciągnąć, bo z USA nie sposób się porozumieć, a Seul raz chce, raz nie chce rozmawiać. Stąd decyzja o rezygnacji z dążenia do zjednoczenia. 

Ekspert wskazał też, że Pjongjang jest skazany na współpracę Chinami, od których jest w dużej mierze zależny gospodarczo oraz Rosją.

- Pojawiła się szansa na współpracę z Rosją. Z nikim innym nie mogą, przez sankcje. Nareszcie mogli sprzedać komuś cokolwiek - przedstawił sytuację. 

Nuklearny straszak

W podobnym tonie, jako gość cyklu Strefa Kultur Uniwersytetu SWPS, wypowiadał się Oskar Pietrewicz, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Zwrócił on uwagę na brak ciągłości w amerykańskiej polityce zagranicznej oraz na fakt, że reaktory dla Korei Północnej miały być finansowane głównie przez Koreę Południową, Japonię i Unię Europejską, a nie Stany Zjednoczone. To jeden z argumentów, który ma dowodzić, że w USA nie ma woli rozwiązania problemu koreańskiego. 

Jego zdaniem program nuklearny Korei Północnej już przyniósł pewne efekty - Pjongjang, w koreańskim postrzeganiu, przestał być pionkiem w grze mocarstw i stał się równorzędnym partnerem dla USA do rozmów. Jak mówił, północni Koreańczycy traktują broń jako instrument, wartością broni jest groźba, a nie faktyczne jej użycie. 

Ograni przez pariasa

Pietrewicz ocenił, że propozycje USA podczas spotkania w Hanoi w lutym 2019 r. były nie do zaakceptowania - Korea Północna miała natychmiast zgodzić się na denuklearyzację, "oddać wszystko". 

- USA chcą konserwować status quo, a nie zmieniać. Zdają sobie sprawę, że denuklearyzacja jest niemożliwa - mówił.

Możliwe może być ograniczenie zbrojeń, ale to oznaczałoby porzucenie przez USA celu denuklearyzacji i fiasko prowadzonej od 30 lat polityki wobec Korei Północnej.

- Nikt tego nie chce głośno powiedzieć, że zostali ograni przez pariasa - zauważył, wskazując, że byłby to duży cios w wiarygodność Stanów Zjednoczonych. 

Koreański pretekst

Analityk PISM wskazywał też, że amerykańska obecność w regionie ma na celu szachowanie Chin, a Korea Północna jest dobrym pretekstem.

- Gdyby nie Korea, co by tam mieli robić Amerykanie - pytał retorycznie. 

IAR/PAP/fc/wmkor

Polecane

Wróć do strony głównej