Francja w ogniu protestów, blokady dróg, strajki. Amanda Dziubińska (PISM): Macron nie wycofa się z reformy emerytur

2023-03-23, 21:00

Francja w ogniu protestów, blokady dróg, strajki. Amanda Dziubińska (PISM): Macron nie wycofa się z reformy emerytur
Na zdjęciu: protesty działaczy związkowych przed rafinerią Fos-Sur-Mer. Foto: PAP/EPA/GUILLAUME HORCAJUELO

- We Francji mamy do czynienia z poważnym kryzysem politycznym i społecznym. Nie chodzi wyłącznie o samą reformę emerytalną i sprzeciw społeczny wobec niej. Chodzi o sposób procedowania rządu w tej kadencji – przekazała portalowi PolskieRadio24.pl Amanda Dziubińska (Polski Instytut Spraw Międzynarodowych).

Francuzom może nie wystarczyć zapewnienie, że rząd będzie rozmawiał ze społeczeństwem. Prezydent Macron będzie musiał zastanowić się nad konkretnymi rozwiązaniami: jak można usprawnić proces demokratyczny i jak można wdrożyć nową formę zarządzania krajem – ocenia analityczka PISM Amanda Dziubińska w rozmowie z Polskim Radiem, z portalem PolskieRadio24.pl.

Gniew Francuzów wywołało wprowadzenie reformy emerytalnej, które odbyło się na mocy par. 49.3 Konstytucji z pominięciem głosowania w izbie niższej parlamentu. W związku z tym półtora tygodnia trwają protesty przeciwko polityce rządu i reformie. W wielu miastach Francji mają miejsce demonstracje. Organizowane są blokady dróg dojazdowych do lotnisk, dworców, rafinerii, składów benzyny. Związki zawodowe wielu branży ogłosiły strajki. Na 14 procent stacji benzynowych we Francji brakuje paliwa. Ruch na niektórych lotniskach jest utrudniony. Strajkują służby komunalne.

O tle protestów, przyczynach, dla których wprowadzono reformę emerytalną, i możliwych scenariuszach rozwoju sytuacji – mówi Amanda Dziubińska (PISM).


Protesty w Marsylii. PAP/EPA/GUILLAUME HORCAJUELO Protesty w Marsylii. PAP/EPA/GUILLAUME HORCAJUELO

***

Zapraszamy do lektury wywiadu.

***

PolskieRadio24.pl: We Francji od półtora tygodnia mają miejsce protesty przeciwko reformie emerytur, podnoszącej wiek emerytalny z 62 do 64 lat. Francuski rząd wprowadził tę reformę, pomijając głosowanie w izbie niższej Zgromadzenia Narodowego, stosując specjalną procedurę na bazie 49.3 artykułu Konstytucji. Protesty odbywają się na ulicach wielu miast, blokowane są także składy paliw, drogi dojazdowe do rafinerii i lotnisk. Czwartek jest dniem masowych strajków. Oburzone są związki zawodowe, ale i duża część społeczeństwa francuskiego.

Prezydent Emmanuel Macron powiedział w środę w specjalnym wystąpieniu telewizyjnym, że nie zamierza ustąpić, jeśli chodzi o reformę emerytur. Sytuacja jest patowa. Jak to wszystko może się rozwinąć?

Dlaczego Macron jest tak zdeterminowany, czego można się spodziewać w najbliższym czasie? Jak można opisać sytuację?

Amanda Dziubińska (PISM): We Francji mamy do czynienia z poważnym kryzysem politycznym i społecznym. Nie chodzi wyłącznie o samą reformę emerytalną, sprzeciw społeczny wobec niej i o rozwiązania szczegółowe, jakie owa reforma przewiduje. Chodzi o sposób procedowania rządu w tej kadencji. Obecny impas polityczny jest daleki od rozwiązania. Być może to dopiero jego początek.

Warto podkreślić, że nie minął rok od początku kadencji parlamentu, a rząd już kilkunastokrotnie uciekał się do mechanizmu wynikającego z artykułu 49.3 Konstytucji, który pozwala premierowi przyjąć projekt ustawy bez głosowania w parlamencie. To rodzi pytania o demokratyczność samej procedury. Nie jestem zwolennikiem kwestionowania jej demokratyczności, ponieważ wynika ona wprost z przepisów konstytucji. Tworząc podwaliny V Republiki Francuskiej, jej architekci starali się zapobiec impasowi, który wynikałby z braku posiadania przez rząd bezwzględnej większości w parlamencie.


Bordeaux: plakat z napisem: "49.3: powód do buntu". PAP/EPA/CAROLINE BLUMBERG Bordeaux: plakat z napisem: "49.3: powód do buntu". PAP/EPA/CAROLINE BLUMBERG

Mechanizm ten został uwzględniony w Konstytucji, wzmacnia on władzę wykonawczą i rząd ma prawo z niego korzystać. Powstaje tylko pytanie, czy w taki sposób można przez długi czas zarządzać Francją.

Obecne oburzenie społeczne wynika właśnie z tego, że pomija się zdanie reprezentantów ludu, którzy nie tylko są przecież deputowanymi większości prezydenckiej, ale także reprezentują inne ugrupowania, od skrajnej lewicy przez centrum do skrajnej prawicy. Opcji porozumienia w różnych kwestiach jest zatem dużo.

Tymczasem rząd nieskutecznie poszukuje kompromisów w parlamencie. A były możliwości uzyskania trochę szerszego poparcia dla reformy. Można tak wnioskować chociażby na podstawie prac Wspólnej Komisji Zgromadzenia Narodowego i Senatu, na poziomie której większości prezydenckiej udało się przekonać deputowanych republikańskich do tego, że ta reforma jest zasadna.

Republikanie to partia, która co do zasady zgadza się z tym, że należy podwyższać wiek emerytalny we Francji, bo sytuacja demograficzna, społeczna, finansowa tego wymaga. Ma zatem punkty wspólne z polityką Macrona, ale rząd nieskutecznie zabiega o jej poparcie.

Rząd nie zdecydował się też, by rozmawiać z osobami, które protestują na ulicy, i ze związkami zawodowymi.

I to się Macronowi zarzuca: że dialog społeczny, o którym przecież bardzo głośno mówił jeszcze w kampanii wyborczej przed drugą kadencją, jest niewystarczający. Mieliśmy w ubiegłej kadencji chociażby protesty żółtych kamizelek, które pokazały prezydentowi, że bez dialogu ze społeczeństwem, bez stosowania pewnych mechanizmów, które angażują również ludzi w podejmowanie demokratycznych decyzji, trudno jest sprawować rządy we Francji. Należy liczyć się z oporem. Abstrahując już od tego, czy mechanizm, do którego uciekł się rząd na podstawie art. 49.3 Konstytucji, jest demokratyczny czy nie, budzi on sprzeciw społeczny i to jest także przyczyna, dla której wielu Francuzów zdecydowało się wyjść na ulice.

W ostatnich dniach wiele akcji protestacyjnych było spontanicznych. Mieliśmy także do czynienia z charakterystycznym już elementem takich protestów dla Francji:  sytuacjami, gdy dochodzi do starć z policją, do aktów wandalizmu. Z tym także prezydent musi się mierzyć.


Protest w Bordeaux. PAP/EPA/GUILLAUME HORCAJUELO Protest w Bordeaux. PAP/EPA/GUILLAUME HORCAJUELO

Prezydent w swoim wystąpieniu we wtorek podkreślił, że ta reforma jest konieczna, że trzeba ją doprowadzić do końca demokratycznej procedury.

Musi jednak zwracać uwagę na nastroje społeczne i zastanawiać się, jak będzie można je rozładować. Można natomiast było odnieść wrażenie, że w wywiadzie dla mediów francuskich Macron zwraca się głównie do swojego elektoratu, nie zaś do całego społeczeństwa.

Francuzom, jak się wydaje, nie wystarczy zapewnienie, że rząd będzie rozmawiał ze społeczeństwem. Prezydent Macron będzie musiał zastanowić się nad konkretnymi rozwiązaniami: jak można usprawnić proces demokratyczny i jak można wdrożyć nową formę zarządzania krajem.

Na razie protesty się nasilają. Czwartek to dzień masowych strajków i dziewiąty dzień tzw. mobilizacji społecznej. We Francji już wcześniej miały miejsce blokady dróg, rafinerii, składów paliw, w niektórych miejscach w związku z tym brakuje benzyny. Blokowane są drogi dojazdowe do lotnisk i dworców kolejowych.

Macron nie załagodził nastrojów społecznych, mówiąc, że na pewno nie ustąpi w kwestii reformy.

Marcon podkreślał, że radykalne akty na ulicach, które prowadziły do niszczenia infrastruktury publicznej, są nieuprawnione. Trudno się nie zgodzić z tym, że agresja nie jest dobrym sposobem na wyrażanie swojego zdania. Jednak z całą pewnością jego wtorkowe wystąpienie nie ukoiło nastrojów społecznych i nie pokazało demonstrującym konkretnego sposobu na zażegnanie kryzysu. To jest duży problem.

To bardzo istotne, bo oprócz tego, że Francuzi masowo wychodzą na ulicę, to jeszcze ich działania obejmują tak naprawdę wszystkie kluczowe gałęzie gospodarki i dochodzi do paraliżu państwa na wielu płaszczyznach.

W tym przypadku mówimy nie tylko o infrastrukturze, o rafineriach, o funkcjonowaniu stacji paliwowych, lotnisk, kolei czy transportu publicznego, ale także np. o szkołach. Szkoły nie zawsze mogą normlanie funkcjonować, gdy duża część personelu w sektorze edukacji jest objęta strajkiem i bierze udział w protestach ulicznych. Do strajków przyłączają się też uczniowie i studenci.

To niedobry sygnał dla prezydenta Macrona, że protestujący nie tylko są skłonni wyjść na ulicę i skandować przeciwko rządowi i reformie, ale także są w stanie bardzo skutecznie uniemożliwić normalne funkcjonowanie tego kraju. Póki co, nie widzę by, rząd miał na myśli jakieś rozwiązanie, które sprawi, że nastroje zostaną rozładowane.

Przez ostatnie dwa miesiące protesty gromadziły wielu przeciwników reformy. Dane dotyczące ich skali różnią się w zależności od źródła, czy powołujemy się na związki zawodowe, czy MSW. Wedle różnych szacunków, dotyczących ośmiu poprzednich dni protestu,  na ulice wychodziło od 370 tysięcy do nawet ponad 3 milionów ludzi. Nie jest to skala, którą można lekceważyć.

Z drugiej strony na szali jest wysiłek związany z przeprowadzeniem reformy i wszystkie argumenty, które podnosi rząd, co do tego, czy ta reforma jest konieczna i w jakim zakresie.


Strajk okupacyjny studentów w Bordeaux.  PAP/EPA/CAROLINE BLUMBERG Strajk okupacyjny studentów w Bordeaux. PAP/EPA/CAROLINE BLUMBERG

Dlaczego Emmanuel Macron jest tak zdeterminowany, by wprowadzić reformę emerytur?

Oczywiście powodów przeprowadzenia reformy jest wiele. Pierwszym jest stan finansów publicznych we Francji.

Finanse publiczne we Francji nie są w najlepszej kondycji. Mamy do czynienia z wysokim deficytem budżetowym, który sięga około 5 procent PKB.

Do tego Francja jest jednym z najbardziej zadłużonych państw w Unii Europejskiej. To dług większy od PKB, na poziomie 113 procent.

W Unii Europejskiej Francję wyprzedzają jedynie Grecja, Włochy, Portugalia i Hiszpania. Można by powiedzieć, że to nie jest chluba Francji.

Rząd wychodzi z założenia, że aby utrzymać dyscyplinę finansów publicznych, zapewnić, że w kasie państwa nie zabraknie pieniędzy i z drugiej strony, żeby uspokoić rynki finansowe, uwiarygodnić działania Francji na arenie międzynarodowej, ta reforma musi zostać przeprowadzona.

Po drugie z szacunków rządowych wynika, że w kasach systemu emerytalnego do 2030 roku, gdyby reforma nie została przeprowadzona, powstałby olbrzymi deficyt, czego da się uniknąć właśnie przez podwyższenie wieku emerytalnego o dwa lata. Spowodowałoby to nawet niewielką nadwyżkę w kasach systemu emerytalnego.

Rząd mówi także, że istniałyby rozwiązania alternatywne wobec podniesienia wieku emerytalnego, ale nie wchodzą one w grę. Trzeba byłoby np. podwyższyć obowiązujące składki emerytalne, ale to nie jest dobry pomysł, jeśli brać pod uwagę siłę nabywczą Francuzów.

Innym rozwiązaniem byłoby obniżenie już obowiązujących świadczeń emerytalnych, co także nie wchodzi w grę.

Są jednak i argumenty przeciwko reformie, i nie tylko te, wysuwane przez protestujących, którzy mówią, by nie odbierać im lat emerytury.

Głównym zarzutem wobec reformy jest to, że nie rozwiązuje ona problemów, które leżą u podstaw tego systemu. A są to np. problemy związane z dużymi nierównościami społecznymi, które, jak podkreślają protestujący, w wyniku wejścia w życie reformy mogą się jeszcze pogłębić. Są to nierówności z jednej strony dotyczące płci, z drugiej wysokości dochodu poszczególnych grup społecznych. Osoby najmniej zarabiające przeważnie wykonują prace najcięższe i mają dużo krótszą spodziewaną długość życia. W przypadku mężczyzn ta różnica jest zdecydowanie większa niż u kobiet i sięga nawet trzynastu lat - między tymi, którzy zarabiają najmniej i wykonują prace najcięższe, a tymi, którzy zarabiają najwięcej. Pozostaje również kwestia uciążliwości samej pracy.

Zatem przeciwnicy podnoszą, że reforma uderza przede wszystkim w najsłabszych, w tych którzy są najgorzej chronieni, tych, którzy pracują najwięcej, za najniższe stawki, a także w kobiety, które nie zawsze mają szansę na pełną karierę zawodową.

Czego można spodziewać się dalej? Macron zapewne liczy, że protest się wypali, jak wspomniany przez Panią protest Żółtych Kamizelek. Protestujący pewnie liczą na ustępstwo.

Nikt nie podejmuje się, by jednoznacznie stwierdzić, jak będą wyglądały kolejne tygodnie. To zależy od wielu czynników.

Trudno spodziewać się, że Macron ustąpi. Sąd Konstytucyjny zbada w nadchodzących dniach jej konstytucyjność. Rząd z reformy raczej się nie wycofa.

Pozostaje oczywiście możliwość przeprowadzenia referendum na mocy art. 11 Konstytucji, jednak najpewniej skutkowałoby to odrzuceniem reformy. Według badań sprzeciw społeczny wobec niej jest bardzo wysoki: dotyczy 2 na 3 Francuzów. Również nie do przyjęcia dla Macrona wydaje się rozwiązanie Zgromadzenia Narodowego, prezydent nie ryzykowałby straty większości w parlamencie w wyniku wyborów.

Na tej reformie zyskuje natomiast opozycja parlamentarna. Zmniejsza się popularność rządu, widać osłabienie wiarygodności prezydenta Macrona i jego pozycji politycznej.

Raczej nie trzeba się spodziewać także zmian w składzie rządu. Prezydent pokładał nadzieje w premier Elizabeth Borne, a ona wykonała zadanie i doprowadziła ten proces w parlamencie do końca.

Trudno przewidzieć, jak długo potrwają protesty. Już do tej pory miały bardzo szeroką skalę, objęły cały kraj, związki zawodowe skłoniły pracowników wielu sektorów do udziału w protestach. To ich niewątpliwy sukces.

 

***

Z Amandą Dziubińską z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl


 

 


Polecane

Wróć do strony głównej