Pakt z separatystami grozi rozpadem Hiszpanii. Sanchez ulega katalońskim ambicjom

2024-01-09, 20:09

Pakt z separatystami grozi rozpadem Hiszpanii. Sanchez ulega katalońskim ambicjom
W Katalonii rosną nastroje niepodległościowe.Foto: Shutterstock/Jossfoto

Katalonia coraz mocniej domaga się przeprowadzania kolejnego referendum niepodległościowego. Premier Hiszpanii Pedro Sanchez dodatkowo wzmacnia tendencje separatystyczne w tym regionie, wchodząc w zależność od dwóch partii katalońskich, które za cenę poparcia jego trzeciego gabinetu, domagają się od niego kolejnych ustępstw, przybliżających ich do wyczekiwanego celu – utworzenia niepodległego państwa.

Sprawujący od dwóch kadencji rządy w Hiszpanii, Pedro Sanchez pomimo przegrania wyborów przez swoją Partię Socjaldemokratyczną (PSOE), dzięki głosom 14 parlamentarzystów Republikańskiej Lewicy Katalonii (ERC) i Razem dla Katalonii (Junts) otrzymał 16 listopada wotum zaufania dla utworzenia nowego gabinetu.

Jak można się było spodziewać, ugrupowania te nie zrobiły tego "za darmo" – domagają się one od rządu amnestii dla secesjonistów, a także kolejnych ustępstw w "sprawach" katalońskich.

Sprawa dotyczy wydarzenia, które miało miejsce - 27 października 2017 roku, gdy autonomiczny parlament w Barcelonie ogłosił deklarację utworzenia Republiki Katalonii. W reakcji na to hiszpańskie władze centralne tymczasowo zawiesiły autonomię Katalonii, odwołały tamtejszy rząd i rozwiązały parlament, a następnie rozpoczęły zatrzymania i procesy sądowe katalońskich polityków.

Problematyczna amnestia

Na razie projekt ustawy o amnestii dla katalońskich separatystów został przyjęty w połowie grudnia większością 178 głosów socjalistycznej PSOE, radykalnie lewicowego bloku Sumar i Podemos, partii separatystycznych z Katalonii i Kraju Basków oraz Galicyjskiego Bloku Nacjonalistycznego (BNG), a przeciwko niemu głosowała centroprawicowa Partia Ludowa (PP), prawicowa Vox oraz ugrupowania regionalne - UPN z Nawarry i Koalicja Kanaryjska – uzyskując razem 172 głosy.

Projekt zostanie następnie poddany debacie w niższej izbie parlamentu i za kilka tygodni, po tym jak zostanie najprawdopodobniej ponownie przegłosowany, trafi do Senatu. Co prawda, w izbie wyższej większość ma Partia Ludowa, ale nie będzie mogła go odrzucić, a jedynie spowolnić jego przyjęcie.

Cała lista żądań

Ale to nie koniec żądań. Pod koniec grudnia szef katalońskiego rządu Pere Aragones postawił sprawę jasno – zgoda na zorganizowanie referendum premiera Sancheza jest warunkiem do dalszych rozmów pomiędzy władzami obu państw. Zagroził on przy tym Madrytowi, by ten nie popełnił „błędu”, jakim był brak jego zgody na organizację przeprowadzonego 1 października 2017 r. referendum niepodległościowego, gdyż to przyczyniło się do kryzysu w relacjach pomiędzy obiema stronami.

Szef hiszpańskiego rządu nie ma zbyt dużo czasu do namysłu, gdyż separatyści chcieliby uwzględnić ten temat podczas planowanych rozmów władz Hiszpanii i Katalonii w pierwszym kwartał tego roku. Drugim punktem ma być zaś rozpoczęcie negocjacji w sprawie reformy finansowania tego regionu, co ma doprowadzić do m.in. zmiany w polityce fiskalnej.

Na trzeci punkt Sanchez już się zgodził - język kataloński stanie się oficjalnym językiem Hiszpanii obowiązującym na terenie całego kraju. To ważny ruch, gdyż do tej pory był nim jedynie hiszpański, a kataloński miał, podobnie jak baskijski, galicyjski oraz walencki, rangę języka urzędowego na terenie odpowiednich wspólnot autonomicznych.

Rośnie sprzeciw

Taka polityka Sancheza wzbudza obawy prawicowej opozycji, która przekonuje, że lider socjaldemokratów prowadzi politykę, która zakończy się rozbiciem kraju. W efekcie dochodzi do protestów i apeli o powstrzymanie się od polityki ustępstw wobec separatystów.

Sytuację tę wykorzystują partie katalońskich separatystów, które ostrzegają, że rozmowy między nimi a Sanchezem mogą doprowadzić do reakcji „ruchów skrajnie prawicowych” w hiszpańskiej armii, które będą chciały przeprowadzić wojskowy zamach stanu. Aby przeciwdziałać temu podejrzeniu, ERC wniosła do Komisji Obrony Kongresu Deputowanych propozycję przyjęcia ustawy w celu „zidentyfikowania, kontrolowania i ukarania osób wewnątrz armii, które w ostatnich tygodniach wygłosiły proklamacje na rzecz frankizmu i podżegały do nielegalnych działań”.

Co wzbudziło taki strach, czy można raczej powiedzieć - irytację katalońskich separatystów? Chodzi o manifest hiszpańskiej organizacji wojskowych (AME) z 17 listopada, w którym ok. 50 byłych oficerów „nawoływało siły zbrojne do spowodowania odwołania rządu i rozpisania wyborów powszechnych” w odpowiedzi na ustępstwa premiera Sancheza wobec katalońskich i baskijskich partii niepodległościowych, a także udzielenia amnestii separatystom.

Zdaniem ERC, potwierdza to istnienie w armii "antydemokratycznej ideologii z czasów wojny domowej", które wymagają, by im się przeciwstawić.

Zegar tyka

To zaś słowa, które wpadają w ucho wyborcom socjaldemokratów i innych lewicowych partii, które od lat walczą z przejawami „frankizmu”. Jednak nie oznacza to, że poprą oni w większości zgodę na możliwość przeprowadzenia przez Katalonię referendum, a co za tym idzie, prawdopodobieństwo jej secesji.

Czy Sanchez powie – stop – partiom, dzięki którym udało mu się utworzyć rząd? Czy może przejdzie do historii, jako polityk, który za możliwość kontynuowania funkcji premiera, przyczynił się do rozbicia kraju? Zegar tyka, a separatyści katalońscy robią się coraz bardziej niecierpliwi.

Petar Petrović

Czytaj także:

Polecane

Wróć do strony głównej