Zawaliła ochrona prezydenta Francji. "Sytuacja była krytyczna"
Jeden błąd a skutki mogły być tragiczne. O mały włos uzbrojeni po zęby członkowie organizacji rebeliantów muzułmańskich nie dostali się w pobliże prezydenta Francji Francis Hollande.
2013-12-15, 17:59
Posłuchaj
Hollande był wśród tych liderów światowych, który osobiście brał udział w uroczystościach żałobnych po śmierci Nelsona Mandeli. Odbywały się one w miniony wtorek, 10 grudnia w Johannesburgu w RPA.
Wracając do Francji samolot z prezydentem wylądował w Bangi, stolicy Republiki Środkowoafrykańskiej. W terminalu lotniska Hollande miał spotkanie z narzuconym przez rebeliantów tymczasowym prezydentem kraju Michelem Djotodia.
I w tym momencie rozegrały się sceny niczym z filmu sensacyjnego. Na płytę lotniska wtargnęły dwa samochody terenowe i cztery półciężarówki. Były wypełnione uzbrojonymi po zęby członkami Saleki - organizacji rebeliantów muzułmańskich.
Czego chcieli? I jak im się udało dotrzeć tak blisko prezydenta Francji? - to pytania, które pozostają bez odpowiedzi. Prezydencka ochrona przeżyła chwile grozy. Było o krok od tragedii. Na szczęście rebelianci dali się przekonać sudańskiemu generałowi i opuścili teren lotniska.
REKLAMA
Pałac Elizejski przyznał, że sytuacja była krytyczna. Komentatorzy zastanawiają się, w jaki sposób rebeliantom udało się dostać tak blisko prezydenta Hollande'a na oczach francuskich jednostek specjalnych, które mają strzec obywateli Francji w Bangi i właśnie lotniska.
IAR/asop
REKLAMA