Trynkiewicz na wolności? Poznaj historię zabójcy

Nie udziela wywiadów. Nie zgodził się, by służby więzienne informowały o nim media. O dzisiejszym Mariuszu Trynkiewiczu wiadomo bardzo mało.

2014-01-22, 15:42

Trynkiewicz na wolności? Poznaj historię zabójcy
Mariusz Trynkiewicz na wolności. Politycy atakują ministra sprawiedliwości. Foto: PAP/Grzegorz Michałowski

- Jest chimeryczny, zmienny. Ma o sobie wysokie mniemanie, uważa się za kogoś lepszego niż inni, mądrzejszego, sprytniejszego - tak o Mariuszu Trynkiewiczu mówił jeden ze strażników. Było to w 1996 roku. Trynkiewicz od ośmiu lat siedział w więzieniu w Strzelcach Opolskich. Na miejsce pojechał Piotr Pytlakowski. Dziennikarz opisywał przypadki skazanych na karę śmierci, którym - dzięki amnestii - zamieniono wyrok na 25 lat pozbawienia wolności. Trynkiewicz stał się jednym z bohaterów wydanej wtedy książki: "Czekając na kata".

Mariusz Trynkiewicz uznany za niebezpiecznego. Wniosek o izolację

"Średniego wzrostu, przygarbiony, wygląda niechlujnie: tłuste włosy, wymięte ubranie, przekrwione oczy" - to Trynkiewicz widziany oczami Pytlakowskiego. Z jego opisu wynika, że skazaniec miał mocną pozycję w więzieniu. Jeśli w jego celi znalazł się współwięzień, który z jakichś powodów mu nie odpowiadał - natychmiast był przenoszony do innej.

Pytlakowski spędził z Trynkiewiczem dwie godziny. Morderca mówił o sobie: - Moim problemem była inność. Odróżniałem się od pozostałych, musiałem z tym żyć. Nie potrafiłem się z tym pogodzić.

REKLAMA

Nie wyjaśnił na tym polegała na "inność". W książce pada jasna odpowiedź: chodzi o jego upodobania seksualne. Podobno miał dziewczynę, chciał się nawet żenić, ale matka  przekonała swojego jedynego syna, że wybranka nie ta i nie czas na żeniaczkę. Autor książki snuje przypuszczenia, że Trynkiewicz niezadowolony z kontaktów seksualnych z kobietami poszukuje zaspokojenia w relacjach z mężczyznami.

"Posiada biseksualną orientację płciową z cechami pedofilii. Nie identyfikuje się z rolą męską" - opisuje Trynkiewicza seksuolog prof. Zbigniew Lew Starowicz, cytowany przez Pytlakowskiego.

Zdjęcie
Zdjęcie w aktach sprawy karnej przeciwko Mariuszowi Trynkiewiczow, fot: PAP/Grzegorz Michałowski
Trynkiewicz był nauczycielem wychowania fizycznego w szkole w Piotrkowie Trybunalskim. - Byłem lubiany. Ale dostałem powołanie do wojska i zawaliło mi się wszystko. W wojsku było źle, czułem, że pętla się zaciska, wisiała jakaś ostateczność, byłem w zupełnym dołku. Na przełomie lat 1987/88 byłem w ostateczności. I z tego wojska już do cywila nie wyszedłem, tylko do więzienia.
Według Pytlakowskiego, "nieszczęścia zaczęły się podczas służby wojskowej. Trynkiewicz bronił się przed poborem, bał się surowej dyscypliny i żołnierskich obyczajów. Zapewne miał już wtedy świadomość, że umieszczony w środowisku młodych mężczyzn zostanie zdekonspirowany - wiedział przecież, że rożni się od otoczenia, ma w sobie skazę".
Trynkiewicz - podczas przepustki wojskowej zwabia do domku letniskowego swoich rodziców - dwunastoletniego Szymona F.  Za dokonanie "czynu lubieżnego polegającego na dotykaniu go po obnażonych częściach ciała" zostaje skazany przez sąd wojskowy na półtora roku "odsiadki". Na prośbę rodziców - sąd udziela mu przerwy w odbywaniu kary do 2 sierpnia 1988 roku. Gdyby wtedy Trynkiewicz trafił za kratki być może nie doszłoby do tragedii.

"Kochana mamo..."

Pierwszy chłopiec - ofiara Trynkiewicza - znika 4 lipca 1988 roku. Rodzice Wojtka alarmują milicję. Ta nie przykłada się do poszukiwań. Jest przekonana, że chłopak wróci. Dziesięć dni później matka Wojtka dostaje widokówkę : "Kochana mamo! Jestem w bezpiecznym miejscu z ogłoszenia i zarabiam trochę pieniędzy i niedługo wrócę. Wojtek". Matka poznaje pismo dziecka. Kilka dni później w jej skrzynce na listy znajduje się kolejne pismo do syna. Ale jego ręką jest tylko zaadresowana koperta. W środku anonim sporządzony z liter wyciętych z gazet. Z treści wynikało, że syn przystąpił do sekty, nie należy powiadamiać milicji, tylko złożyć okup" - czytamy w książce.

REKLAMA

Rodzice wszystko robią wedle wskazówek. Ale pieniądze zostają w skrytce. Nikt się po nie nie zgłasza.

W niewyjaśnionych okolicznościach ginie jeszcze trzech nastolatków. Wszyscy trafiają do mieszkania Trynkiewicza. Tam zostają zamordowani. - Robiłem to chaotycznie - mówi w sądzie morderca. "Ciała zabitych owinął zasłoną i poszewkami. Sam poszedł na obiad do swoich rodziców. Dopiero tam, jak twierdzi, uświadomił sobie, że przed chwilą dokonał zbrodni. Po powrocie do mieszkania zażył relanium, i przespał kilka godzin w fotelu. W nocy ciała chłopców (w sądzie używał określenia: "pakunki") wyniósł do piwnicy, a później, nocą z 3 na 4 sierpnia wywiózł samochodem swojego ojca do lasu. Tam oblał zwłoki benzyną i podpalił".

"Nie jestem zbrodniarzem"

Trynkiewicz nie potrafił wyjaśnić przed sądem, dlaczego zabił dzieci. - Nie jestem zbrodniarzem - przekonywał. - Wymagam długotrwałego leczenia. Nie wiem, czy powinienem wrócić do społeczeństwa.

<<<Ustawa o izolacji groźnych przestępców wchodzi w życie>>>

REKLAMA

Pytlakowski opisuje też swoje rozmowy z rodzicami ofiar Trynkiewicza, które także przeprowadził w 1996 roku. Według dziennikarza, mimo upływu ośmiu lat od zbrodni doskonale pamiętają każdą godzinę z dnia, gdy do domu nie wrócili ich synowie. Pamiętają bezskuteczne poszukiwania po lesie i okolicach. - Jakiś instynkt mnie prowadził, bo doszedłem prawie pod dom, gdzie on ich zabijał. To była już druga w nocy, teraz wiem, że nasze dzieci o tej porze już nie żyły - opowiada jeden z ojców.

Rodzice Trynkiewicza po tym, jak ich syn trafił do więzienia - w obawie przed sąsiadami - przenieśli się do innej dzielnicy Piotrkowa Trybunalskiego. On także zapowiada, że po wyjściu na wolność nie wróci do starego mieszkania.

Tak wygląda ośrodek dla wyjątkowo groźnych przestępców [video] >>>

Pytlakowski przywołuje też swoją rozmowę z dziennikarzem z lokalnej gazety, który w 1988 i 1989 roku śledził sprawę Trynkiewicza. - Oni mu nie zapomną - twierdzi dziennikarz z Piotrkowa. - Będą czekać i sami wyrok wykonają.

REKLAMA

Jedna z matek ofiar Trynkiewicza mówi: - Żeby był tak męczony przed śmiercią, jak męczył moje dziecko. Żeby chociaż miał taką chwilę w świadomości, że zaraz umrze.

Kara 25 lat więzienia dla Trynkiewicza kończy się 11 lutego.

Operacja "Trynkiewicz"

asop

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej