Minister edukacji o ruchu Ratuj Maluchy: dobro dziecka nie jest dla nich priorytetem
Zdaniem Joanny Kluzik-Rostkowskiej głównym celem inicjatorów akcji zachęcającej do odroczenia obowiązku szkolnego dla sześciolatków jest "postawienie na swoim".
2014-02-03, 12:20
W sierpniu ubiegłego roku Sejm zdecydował, że w 2014 roku obowiązkiem szkolnym objęte zostaną sześciolatki z pierwszej połowy 2008 roku. Pozostałe dzieci z tego rocznika rozpoczną naukę w 2015 roku.
Wprowadzeniu obowiązku szkolnego dla sześciolatków od początku towarzyszyły protesty części rodziców. Stowarzyszenie Ratuj Maluchy na swojej stronie internetowej zamieściło instrukcję informującą, jak można odroczyć obowiązek szkolny - można to zrobić na podstawie opinii z poradni psychologiczno-pedagogicznej, która wykaże brak gotowości szkolnej dziecka.
Komentując opublikowanie instrukcji, minister edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska powiedziała w radiu TOK FM, że "rozumie, że priorytetem nie jest dobro dziecka tylko postawienie na swoim". Dodała, że potrafi zrozumieć niepewność rodziców dotyczącą tego, czy dziecko ma dojrzałość szkolną, ale uważa, że rodzice powinni poczekać z badaniem do maja-czerwca, ponieważ robienie go w styczniu jest "zdecydowanie przedwczesne".
Minister stwierdziła, że nie można na siłę "upupiać dziecka", czyli robić wszystkiego, by udowodnić, że jest mniej dojrzałe niż to jest w rzeczywistości. Zaznaczyła, że w wielu krajach dzieci rozpoczynają edukację w wieku lat sześciu, a w Wielkiej Brytanii idą do pierwszej klasy, gdy skończą pięć lat.
Szefowa resortu edukacji podkreśliła także, że w przygotowanym przez resort edukacji projekcie ustawy i projekcie rozporządzenia znalazły się rozwiązania, które dają nauczycielom dużą swobodę w prowadzeniu lekcji dla sześciolatków.
"Nie rozumiem protestu związkowców"
Odnosząc się do sprzeciwu Związku Nauczycielstwa Polskiego (ZNP) i oświatowej Solidarności w sprawie zatrudnienia w szkołach osób wspierających nauczycieli na podstawie kodeksu pracy, a nie Karty Nauczyciela Kluzik-Rostkowska powiedziała, że nie rozumie protestu związków.
Zapis dotyczący możliwości zatrudniania w szkole podstawowej osoby wspierającej znalazł się w projekcie nowelizacji ustawy o systemie oświaty autorstwa posłów PO. Osoby takie wspierałyby nauczyciela w pracy z uczniami, zarówno podczas lekcji, jak i na świetlicy. Mają mieć co najmniej poziom wykształcenia wymagany od nauczyciela szkoły podstawowej oraz przygotowanie pedagogiczne. Osoby te zatrudnione będą na zasadach określonych w kodeksie pracy, a nie w Karcie Nauczyciela.
Zdaniem Kluzik-Rostkowskiej to jest szansa dla osób, które mogą stracić pracę z powodu niżu demograficznego w szkołach. - Przyznam szczerze, że nie rozumiem związków zawodowych, bo to jest bardzo duża szansa dla osób, które muszą odejść z zawodu, bo po prostu jest niż demograficzny i w szkołach jest mniej dzieci, i to jest szansa, żeby ci nauczyciele zostali w szkole - oceniła.
Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>
PAP, kk
REKLAMA
REKLAMA