Premier przegrał z Twitterem. Turcy znów będą "ćwierkać"
Sąd administracyjny w Ankarze nakazał odblokowanie dostępu do Twittera w Turcji. W ubiegłym tygodniu urząd telekomunikacyjny uniemożliwił korzystanie z tego mikrobloga w całym kraju.
2014-03-26, 21:21
Blokada Twittera "jest niezgodna z zasadami państwa prawa" - ocenił sąd w orzeczeniu, cytowanym przez telewizję informacyjną CNN-Turk. Turecki urząd telekomunikacyjny (TIB) zablokował 20 marca serwis, po tym jak wpłynęły do niego skargi obywateli, którzy skarżyli się, że narusza się tam ich prywatność. Decyzję zaskarżyła opozycja parlamentarna i kilka organizacji pozarządowych.
TIB może odwołać się od decyzji, ale powinien odblokować Twittera w oczekiwaniu na orzeczenie sądu apelacyjnego - pisze agencja AFP. Wicepremier Turcji Bulent Arinc powiedział dziennikarzom, że TIB będzie postępował zgodnie z decyzją sądu, gdy otrzyma oficjalne dokumenty w tej sprawie.
We wtorek wieczorem Premier Turcji Recep Tayyip Erdogan w wywiadzie telewizyjnym zapewniał, że pozbędzie się Twittera. Uznał, że ten mikroblog "zagraża bezpieczeństwu narodowemu" i powiedział, że firma odmówiła współpracy z tureckimi władzami. Dodał, że chciałby także uniemożliwić korzystanie w Turcji z YouTube'a.
Po blokadzie Twittera krytycy mówili o cenzurze i autorytarnych tendencjach tureckiego rządu, który jest u władzy od 2002 roku. Wielu tureckich internautów znalazło jednak sposoby na obejście zakazu.
REKLAMA
(FILM - Tureccy dziennikarze protestują przeciwko cenzurze mediów)
Źródło: TR NTV/x-news
W opinii szefa rządu portale społecznościowe są wykorzystywane przez politycznych przeciwników do ataków na władze w Ankarze. Na portalu YouTube pojawiło się kilka rozmów telefonicznych Erdogana, na podstawie których jest on oskarżany przez opozycję o nadużywanie władzy i sprzyjanie korupcji. Rozmowy te były następnie rozpowszechniane na Twitterze.
REKLAMA
O publikowanie "sfabrykowanych" nagrań audio Erdogan oskarżył mieszkającego w USA charyzmatycznego kaznodzieję muzułmańskiego Fethullaha Gulena. Ten były sojusznik premiera Turcji nie zgadza się z oskarżeniami i zapewnia, że nie miał z publikacją nagrań nic wspólnego. Zapewnia także, że nie wykorzystuje internetu do wywierania wpływu na turecką politykę.
REKLAMA