Rostowski o nagraniach "Wprost": są nielegalne
Nielegalne i wynikające z przestępstwa - tak b. minister finansów Jacek Rostowski mówi o upublicznionych przez "Wprost" nagraniach swojej rozmowy z szefem MSZ Radosławem Sikorskim.
2014-06-23, 10:10
Zdaniem Rostowskiego ujawnienie rozmowy "nie służy żadnemu celowi publicznemu".
- Nie będę komentował nielegalnego, wynikającego z przestępstwa nagrania - podkreślił Rostowski w poniedziałek w radiu TOK FM. W jego opinii rozpowszechnienie nagrania "prawdopodobnie także jest przestępstwem". B. minister finansów deklaruje, że nie chce komentować "częściowego stenogramu z rozmowy prywatnej między dwiema osobami, które przyjaźnią się od ponad 30 lat".
Rostowski nie wykluczył złożenia skargi do prokuratury w związku z nagraniem i rozpowszechnieniem rozmowy. - Skarga do prokuratury musi mieć miejsce, by prokuratura mogła się zająć tym przestępczym nagraniem - zaznaczył.
Rząd na podsłuchu. Serwis specjalny portalu Polskiego Radia >>>
Były minister powołał się na art. 267 kodeksu karnego, zgodnie z którym "kto bez uprawnienia uzyskuje dostęp do informacji dla niego nieprzeznaczonej, otwierając zamknięte pismo, podłączając się do sieci telekomunikacyjnej lub przełamując albo omijając elektroniczne, magnetyczne, informatyczne lub inne szczególne jej zabezpieczenie, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2". Tej samej karze podlega ten, kto taką informację ujawnia innej osobie.
- Jak się czyta ten artykuł, wygląda na to, że nie tylko podsłuch i nagrywanie prywatnych rozmów jest przestępstwem, ale także przekazywanie informacji z takich nagrań innym osobom - uważa Rostowski.
B. minister wrócił uwagę, że w stenogramie z rozmowy "nie słyszy się ironii w głosie, a niektóre rzeczy były powiedziane tonem ironicznym i nie widać gestów, (...) np. gestu, że coś chce się powiedzieć w cudzysłowie". - Taka jest natura stenogramu i nagrania, że te rzeczy mogą się nie znaleźć - powiedział.
W opublikowanym przez "Wprost" stenogramie z rozmowy z Rostowskim Sikorski mówi m.in., że "polsko-amerykański sojusz jest nic nie warty". - Bull shit kompletny. Skonfliktujemy się z Niemcami, z Rosją i będziemy uważali, że wszystko jest super, bo zrobiliśmy laskę Amerykanom - mówił szef MSZ.
"Sam chciałem odejść"
Rostowski w TOK FM odniósł się także do upublicznionej wcześniej przez "Wprost" rozmowy ministra spraw wewnętrznych Bartłomieja Sienkiewicza i prezesa NBP Marka Belki. Sienkiewicz i Belka rozmawiali o hipotetycznym wsparciu przez bank centralny budżetu państwa kilka miesięcy przed wyborami, które może wygrać PiS. Belka w zamian za wsparcie stawia warunek dymisji ówczesnego ministra finansów Jacka Rostowskiego oraz nowelizacji ustawy o banku centralnym. Tygodnik twierdzi, że do rozmowy doszło w lipcu 2013 roku. W listopadzie Rostowski został zdymisjonowany; pod koniec maja 2014 roku do Rady Ministrów wpłynął projekt założeń nowelizacji ustawy o NBP.
- Osobiście podjąłem decyzję, że chcę odejść. Mniej więcej w czasie, gdy ta rozmowa miała miejsce, poinformowałem premiera o tym, że chcę odejść - powiedział Rostowski.
Jak podkreślił, polska konstytucja i projekt nowej ustaw o NBP, a także kontrola ze strony instytucji unijnych oznacza, że "scenariusz, o którym mówił minister Sienkiewicz, byłby nie do zrealizowania".
- Nawet po zmianie ustawy o NBP hipotetyczne działanie ze strony banku centralnego w finansowaniu deficytu, który nie byłby możliwy do sfinansowania (...) byłoby dalej niemożliwe, sprzeczne z konstytucją, a także ze znowelizowaną ustawą o NBP i traktatami, które są monitorowane przez Komisję Europejską i Europejski Bank Centralny - tłumaczył Rostowski.
Jak wyjaśnił, celem zmian w ustawie o NBP jest wyposażenie banku centralnego w "dodatkowy instrument" w sytuacji, gdy "inflacja robi się zbyt niska, znacznie poniżej celu, a nawet mogłaby nastąpić deflacja, a obniżenie stóp procentowych jest niedostępne, gdyż one już są bardzo niskie". - Ten instrument mógłby także być używany, gdyby nastąpił kryzys systemu finansowego - powiedział Rostowski.
Nadal nie wiadomo kto i dlaczego nielegalnie nagrywał najważniejszych polityków w kraju. Śledztwo w tej sprawie prowadzą ABW i CBŚ.
REKLAMA
PAP, to
REKLAMA