Na Wschodzie bez zmian (analiza)

We wschodniej części Ukrainy czas jakby zatrzymał się w miejscu. W wyborach do parlamentu ukraińskiego znowu zwyciężyli tam politycy z byłej Partii Regionów poprzedniego prezydenta Wiktora Janukowycza, który zbiegł do Rosji pod naciskiem rewolucji „Euromajdanu”. Frekwencja była bardzo niska, gdyż wielu mieszkańców Donbasu nadal nie identyfikuje się z ukraińskim państwem i nie wierzy w możliwość zmian obiecywanych przez władze w Kijowie.

2014-10-31, 10:16

Na Wschodzie bez zmian (analiza)

Kontrast z resztą kraju jest uderzający. Wyniki wyborów parlamentarnych w skali całego państwa niosą nadzieję. W centralnej i zachodniej części społeczeństwo wybrało nowych polityków, którzy deklarują wolę zerwania z korupcją, wprowadzanie nowej jakości w życiu politycznym i prozachodnią orientację.

Kas(z)a dla wyborców

Jak w soczewce sytuację polityczną Donbasu pokazuje Słowiańsk. Stutysięczne miasto pretenduje do roli zastępczej stolicy regionu - po zajęciu przez prorosyjskich separatystów dwóch jego największych miast: Doniecka i Ługańska. W wyborach w okręgu jednomandatowym startowało w Słowiańsku 31 kandydatów. Zdecydowanie zwyciężył Jurij Sołod, miejscowy biznesmen-oligarcha i mąż Natalii Korolewskiej - byłej minister polityki społecznej w czasach prezydenta Wiktora Janukowycza. Wyborcze hasło Sołoda sprowadzało się do „powrotu do programu premiera (Mykoły) Azarowa” (były szef rządu w czasie prezydentury Janukowycza).
Małżonkowie robili kampanię wyborczą w starym stylu. Każdy potencjalny uczestnik głosowania dostawał do wypełnienia ankietę „potrzeb socjalnych”. Na jej podstawie obliczano, ile pieniędzy powinien otrzymać. Oczywiście była to jedynie wyborcza obietnica, ale prócz tego wyborcom wręczano podstawowe produkty: kaszę, mąkę, proszek do prania. Każdy emeryt dostawał do ręki 50 hrywien, czyli około 10 złotych. Działo się tak pomimo zaostrzenia kar za handel głosami.
Bohaterka przegrywa

Na przeciwnym biegunie w gronie kandydatów do parlamentu Ukrainy znajdowała się Irina Dowhań. Tę byłą właścicielkę zakładu kosmetycznego w Doniecku separatyści więzili i torturowali - za to, że pomagała ukraińskim żołnierzom. Cudem uniknęła śmierci, wywieziona przez amerykańskich dziennikarzy. W Kijowie i ukraińskiej telewizji była określana, jako „twarz nowego Donbasu”. Do wejścia do polityki namawiał ją sam prezydent Petro Poroszenko. Dowhań w swojej kampanii nawoływała do wprowadzenia nowych standardów, zerwania z korupcją.

WOJNA NA UKRAINIE - serwis specjalny >>>
Od początku jednak w Słowiańsku zderzyła się z murem wrogości i niezrozumienia. Jak mówiła w wywiadzie dla Polskiego Radia, w Kijowie była traktowana jak gwiazda mediów, a w Słowiańsku nikt jej nie znał. Mieszkańcy tego miasta nie oglądają ukraińskiej telewizji a tylko rosyjską, chociaż teoretycznie jest ona zakazana – jak handel głosami. Spotkań z Iriną Dowhań nie chciały organizować zakłady pracy, a jeżeli takie spotkanie miało miejsce, przychodziło zaledwie kilkanaście osób.
Irina Dowhań wybory oczywiście przegrała. Dla mieszkańców regionu jej patriotyczna, proukraińska postawa była zupełnie niezrozumiała. Na każdym kroku podkreślają oni swoją odrębność. Często nie potrafią nawet określić narodowości, nie nazywając się ani Rosjanami, ani Ukraińcami, tylko miejscowymi. Decydującą postawą jest dystansowanie się zarówno wobec rządu w Kijowie, jak i wobec prorosyjskich separatystów. Największą potrzebą jest zapewnienie pokoju, ale równocześnie potężne jest przekonanie, że wszyscy chcą Donbas wykorzystać, eksploatując bogactwa naturalne i miejscową ludność.
Ta ogromna nieufność spowodowała, że frekwencja w Słowiańsku wyniosła 26%, a w całej kontrolowanej przez Ukrainę części Donbasu poniżej 33% - i była najniższa na tle innych regionów.
Odrębność poradziecka

REKLAMA

Ci, którzy głosowali, zachowali się jak zawsze od 23 lat - poparli polityków byłej Partii Regionów, obecnie Bloku Opozycyjnego, którzy równocześnie są najbogatszymi oligarchami. Co więcej, tylko oni są zdolni zmobilizować mieszkańców. Inne partie polityczne ani autorytety – nawet cerkiew - praktycznie nie istnieją.
W tej sytuacji byli współpracownicy prezydenta Janukowycza są dzisiaj postrzegani, jako jedyni potencjalni obrońcy „donbaskiej tożsamości”. Można by ją określić, jako wspólnotę ludzi mówiących po rosyjsku, ale niemających silnej identyfikacji narodowej. Wspólna tożsamość została zbudowana na etosie ciężkiej pracy robotnika wielkiego zakładu pracy, któremu najlepiej żyło się w czasach ZSRR. Cały czas żywy jest też mit II wojny światowej, zwycięskiej armii radzieckiej. Dlatego wszelkie próby gloryfikacji Ukraińskiej Armii Powstańczej są traktowane jak najgorsza zbrodnia. To tożsamość przeniesiona z czasów radzieckiej Ukrainy, odrębna od rosyjskiej, ale jeszcze bardziej od ukraińskiej z zachodniej części kraju.
Wybory w Donbasie pokazują, jak duży problem będzie miał rząd w Kijowie - nawet wtedy, gdyby wygrał wojnę z separatystami. Ogromna większość mieszkańców regionu jest zupełnie wyalienowana. Traktuje państwo ukraińskie, jako wroga, który próbuje dokonać kolonialnej agresji. Za jedynych reprezentantów Donbasu trzeba uznać polityków byłej Partii Regionów, obecnie Bloku Opozycyjnego. Mieszkańcy wschodu Ukrainy czują się obcy we własnym kraju i jedynie świadoma polityka budowania nowej tożsamości regionu może coś zmienić. Musi to jednak trwać długie lata.

Grzegorz Ślubowski, Polskie Radio, Słowiańsk/ JU

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej