Przez 7 godzin czekał na pomoc. Zmarł w szpitalnej poczekalni
Zsunął się z ławki na ziemię. I dopiero wtedy pojawili się lekarze i pielęgniarki - opowiada ojciec 47-latka, który zmarł w szpitalu w Janowie Lubelskim. Mężczyźnie odmówiono wcześniej skierowania na oddział i odesłano do domu.
2014-12-03, 21:44
W nocy z czwartku na piątek rodzice 47-letniego mężczyzny wezwali karetkę. Poinformowali, że syn upadł i nie może się podnieść. Prawdopodobnie doznał urazu kręgosłupa.
Pacjent trafił na SOR przed godziną 4 w nocy. O godzinie 7 w piątek został wypisany. Jego stan się nie poprawiał, dlatego rodzice postanowili ponownie zawieźć go do szpitala. Przez siedem godzin czekał tam na pomoc. - Zsunął się z ławki na ziemię. Krzyknąłem. I dopiero wtedy pojawili się lekarze i pielęgniarki - opowiada ojciec.
Kto zawinił?
Sprawą zajęła się policja i prokuratura. - Policja przyjęła zgłoszenie w kierunku popełnienia błędów w sztuce medycznej. Udała się do szpitala, gdzie ustaliła personel medyczny, który w tym czasie pełnił dyżur. Decyzją prokuratora zwłoki zostały zabezpieczone do dalszych czynności procesowych - informuje podkom Norbert Hys z komendy w Janowie Lubelskim.
- Być może będzie dodatkowa dokumentacja medyczna, bo na chwilę obecną nie wiemy, czy zmarły leczył się wcześniej w innym miejscu. I przede wszystkim nie znamy wyniku sekcji zwłok. Od tego będą uzależnione dalsze czynności w tej sprawie - stwierdza Ewa Kuźnicka z prokuratury w Janowie Lubelskim.
REKLAMA
Wyniki sekcji zwłok za 3 tygodnie
Jak podaje TVN24 w środę przeprowadzono sekcję zwłok mężczyzny. Jej wyniki będą znane za trzy tygodnie.
- Powołaliśmy komisję, składającą się z czterech lekarzy. To kardiolog, chirurg, anestezjolog i lekarz medycyny ratunkowej. Sprawa wymaga wyjaśnienia. My zawsze rozważamy takie sytuacje, bo zgon dla szpitala zawsze jest przykry. Robimy analizy zgonów, żeby było ich jak najmniej i żeby wyciągnąć wnioski. Korytarz nie jest wyłączony od śmierci. Pacjenci nie umierają tylko w określonych miejscach szpitala. Pacjent może umrzeć też przed szpitalem. Na to wpływu nie mamy, bo taka jest śmierć. Ona nie wybiera miejsca - zapewnia Janusz Popielec, zastępca dyrektora ds. lecznictwa szpitala w Janowie Podlaskim.
Źródło: TVN24/x-news
REKLAMA
TVN24, mr
REKLAMA