"Mówiło się, że droga z Oświęcimia prowadzi przez komin"

2015-01-27, 13:55

"Mówiło się, że droga z Oświęcimia prowadzi przez komin"
Mija 70. rocznica wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau. Foto: PAP/Reprodukcja

Mija 70. rocznica wyzwolenia obozu Auschwitz- Birkenau. W serwisie specjalnym Polskiego Radia poświęconym temu wydarzeniu mogą Państwo znaleźć m.in. archiwalne rozmowy z byłymi więźniami obozu.

Nazistowski niemiecki obóz koncentracyjny Auschwitz stał się dla świata symbolem Holokaustu, ludobójstwa i terroru. Utworzony został przez Niemców w połowie 1940 roku na przedmieściach Oświęcimia, polskiego miasta, które zostało włączone przez nazistów do Trzeciej Rzeszy.

"Niemcy każdemu transportowi, który zajeżdżał przed rampę w Oświęcimiu, mówili: masz prawo do życia najwyżej trzy miesiące. Była to prawda, przeważnie dłużej nie trwał pobyt w obozie. Z mojego transportu, po tych trzech miesiącach, z trzystu osób zostało kilkanaście" - wspomina była więźniarka.

Rocznica wyzwolenia Auschwitz-Birkenau - zobacz serwis specjalny >>>

"Przekroczenie bramy obozu z napisem Arbeit macht frei to był dla mnie krok między życiem a śmiercią. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że w ogóle jest możliwe, że ja tą bramą wyjdę z powrotem, nigdy bym mu nie uwierzyła. Myślę, że każdy z nas czuł podobnie" - powiedziała inna.

"Mówiło się, że droga do Oświęcimia prowadzi przez bramę, a droga z Oświęcimia prowadzi tylko przez komin" - stwierdzili byli więźniowie.

"Dziwnym może się wydawać, że część osób przeżyła"

Władze okupacyjne w pierwszym okresie istnienia obozu kierowały do niego przede wszystkim polskich więźniów politycznych. Z czasem władze niemieckie zaczęły wysyłać do obozu również grupy więźniów z innych okupowanych krajów, a także Romów i sowieckich jeńców wojennych. Od 1942 roku obóz zaczął pełnić drugą funkcję - stał się ośrodkiem masowej zagłady europejskich Żydów.

"Jeżeli w tej masie ludzkiej oko esesmana dojrzało kogoś, komu się ugięły lekko kolana, wówczas wyławiano go z szeregu i zamęczano na śmierć. Tych nabitych tłuszczem, nabitych żarciem esesmanów napawało to jakimś uczuciem dumy, że potrafili pozbawić człowieka tego, co najważniejsze - człowieczeństwa. Zrobić z niego kłębek strachu, kupkę trzęsącej się ze strachu galaretki. To miało im dawać poczucie nadczłowieczeństwa" - wyjaśnił były więzień.

"Dziwnym może się wydawać, że część osób przeżyła. Czasem był to wynik przypadku, ale głównie efekt niesłychanie wielkiej solidarności między więźniami. Przy życiu trzymała nas jakaś siła wewnętrzna" - oceniła jedna z więźniarek.

"Pamiętam lipiec 1945 roku. Byłam w Warszawie, plac Zbawiciela był jedną kupą gruzów. Dwie osoby, które sprzedawały tam herbatę rzuciły mi się na szyję. - Doktor przeżyła! Uratowała nam życie! - krzyknęły. Poznałam oświęcimianki.

Zastanowiło mnie, dlaczego mówią o uratowaniu życia, nie poczuwałam się do tego. Jedna z nich wyjaśniła: gdy zdawało mi się, że umieram, przyszłaś do mnie, wzięłaś mnie za rękę i powiedziałaś: nie jest źle, będzie lepiej. Od tego dnia zaczęła wierzyć, że wyjdę - stwierdziła - opowiedziała kobieta, która w obozie była pielęgniarką.

"Taka kolumna szła, pół szkieletów w pasiakach"

Pod koniec 1944 roku, w obliczu zbliżającej się ofensywy Armii Czerwonej, władze obozowe przystąpiły do zacierania śladów swych zbrodni. Niszczono dokumenty, niektóre obiekty rozebrano, inne spalono lub wysadzono w powietrze. Więźniów zdolnych do marszu ewakuowano w dniach 17-21 stycznia 1945 roku w głąb Trzeciej Rzeszy. Ok. 7 tys. osób, pozostawionych w obozie, zostało oswobodzonych przez żołnierzy Armii Czerwonej w dniu 27 stycznia 1945 roku.

"Więźniowie byli mocno podnieceni tym, że wiadomo było, że front się zbliża i może być koniec wojny. Dwojakie były nasze perspektywy - zdawało nam się, że albo nas wszystkich spalą w krematoriach, które wciąż dymiły, były czynne, albo stanie się jakiś cud i bramy obozu się otworzą i pójdziemy sobie grzecznie do domów" - powiedziała była więźniarka.

"Obudzono nas w nocy, syreny obozowe wyły. Nikt nie wiedział, co się dzieje. Wiedzieliśmy tylko, że opuszczamy obóz" - opisali byli więźniowie.  "Taka kolumna szła, pół szkieletów w pasiakach i różnych innych łachmanach. Poruszająca się wolnym krokiem w tym zaśnieżonym terenie, kolumna takich półtrupów" - opowiedział były więzień.

***

"Często ludzie widząc wytatuowany numer mówią: to musiało strasznie boleć. Ludzie nie potrafią wniknąć w istotę bólu, który przeżywali więźniowie. Jeżeli widać złamaną rękę czy obandażowaną głowę, to ludzie mówią, że boli. My chodzimy bez złamanych kończyn i obandażowanych głów, a boli" - stwierdził były więzień.

Polecane

Wróć do strony głównej