Katastrofa airbusa: Francja nie wyklucza zamachu, USA wątpią w atak terrorystów
Pojawia się coraz więcej pytań i sprzecznych informacji dotyczących okoliczności w jakich doszło do katastrofy samolotu linii Germanwings we francuskich Alpach. Premier Francji Manuel Valls w Zgromadzeniu Narodowym stwierdził, że nie wyklucza się żadnego tropu, także zamachu.
2015-03-24, 21:57
Samolot rozbił się o górskie zbocze i rozpadł na małe kawałki. Według pierwszych raportów największa część samolotu, którą zauważyli żandarmi ze śmigłowca nie miała więcej niż metr długości. Później przedstawiciel władz departamentu Alpes-de-Haute-Provence Gilbert Sauvan przekazał mediom, że szczątki samolotu są rozrzucone w promieniu 100-200 metrów. Według niego największa z części wraku jest wielkości małego samochodu.
Wiadomo, że maszyna nie runęła gwałtownie, lecz schodziła stopniowo z pułapu 10 tys. metrów na 2 tys. tak, jakby miała lądować. Trwało to około 8 minut. To według ekspertów może świadczyć o tym, że na pokładzie nie doszło do wybuchu. Dlaczego jednak piloci nie byli w stanie zapobiec tragedii, nie wzywali pomocy i nie sygnalizowali problemów technicznych? Dlaczego też mieliby przystąpić do lądowania między alpejskimi szczytami?
W pierwszych doniesieniach z Francji podawano, że załoga wysłała sygnał wzywania pomocy. Informację tę jednak sprostowała później francuska Dyrekcja Generalna Lotnictwa Cywilnego. Okazało się, że to kontrola powietrzna zdecydowała o ogłoszeniu tzw. fazy niebezpieczeństwa, gdy utracono kontakt z załogą, a samolot rozpoczął zniżanie. Faza niebezpieczeństwa jest trzecim i ostatnim poziomem zagrożenia, służącym do koordynowania akcji ratowniczej, gdy uznaje się, że samolot znalazł się w niebezpieczeństwie.
Przedstawiciel Germanwings podkreślał, że za sterami maszyny siedział pilot, który pracował 10 lat dla niemieckiego przewoźnika i miał wylatanych 6 tys. godzin. Trudno podejrzewać, że tak doświadczony kapitan, nie zauważył, że dzieje się coś niedobrego. Jak podkreślał przewodniczący Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych dr Maciej Lasek, prawie 10 minut to wystarczająco czasu, by skomunikować się z organami ruchu lotniczego. Główny pilot Germanwings Stefan Scheib przyznał, że pilot airbusa z niewiadomych powodów nie zgłosił obniżania lotu.
REKLAMA
Samolot, który się rozbił, trafił do Lufthansy w 1991 roku, a od ubiegłego roku latał pod szyldem taniego przewoźnika Germanwings. Mimo ponad 20 lat służby, trudno w tym doszukiwać się przyczyn katastrofy. Zaledwie dzień wcześniej maszyna została sprawdzona przez niemieckich techników w Düsseldorfie, a w 2013 roku przeszła gruntowny przegląd.
źródło: FR M6/x-news
Zdaniem Tomasza Hypkiego piloci samolotu Airbus A320, który rozbił się w Alpach, mogli świadomie obniżać lot. Wydawca magazynu "Skrzydlata Polska" podejrzewa, że mogło to mieć związek z rozszczelnieniem kabiny pasażerskiej. Mógł popsuć się mechanizm zamykania drzwi, mogło powstać pęknięcie w kadłubie czy nawet mógł nastąpić jakiś wybuch. Wtedy natychmiast wyskakują maski, jednak tlenu w nich wystarczy na jakieś 10 minut. To jest czas jaki piloci mają do zejścia na wysokość około 3 kilometrów, gdzie już temperatura powietrza i zawartość tlenu jest taka, że można swobodnie oddychać.
REKLAMA
Jak zauważa Tomasz Hypki, to nie wyjaśnia jednak czemu to obniżanie było kontynuowane. Być może piloci przestali wtedy panować nad maszyną. Mogli na przykład stracić przytomność lub zostali w jakiś sposób obezwładnieni.
Tomasz Hypki nie wyklucza też samobójstwa pilota. To wprawdzie daleko idąca spekulacja, ale w historii lotnictwa były już takie przypadki. Mogło zatem być tak, że jeden z pilotów wyszedł do toalety, a w tym czasie drugi z nich zabarykadował się w kokpicie.
Choć wątpliwości i niewiadomych jest dużo, udział zamachowców, którzy sterroryzowali załogę i przejęli samolot, wydaje się Amerykanom, dość czułym na tym punkcie, mało prawdopodobny. - Nic nie wskazuje na to, by wtorkowa katastrofa samolotu niemieckich linii Germanwings we francuskich Alpach, w której zginęło 150 ludzi, była spowodowana przez atak terrorystyczny - poinformował Biały Dom. Rzeczniczka Rady Bezpieczeństwa Narodowego przy Białym Domu Bernadette Meehan podkreśliła w komunikacie, że "na tym etapie nic nie wskazuje na związki z terroryzmem". Biały Dom zaznaczył, że amerykańskie władze są w kontakcie z przedstawicielami francuskich, niemieckich i hiszpańskich władz w sprawie ewentualnej pomocy.
Przywódcy tych trzech europejskich państw ustalili, że będą wzajemnie sobie pomagać w zakresie ustalenia przyczyn katastrofy. Śledztwo oficjalnie przeprowadzą władze francuskie, ponieważ przepisy stanowią, że prowadzi je kraj, na którego terytorium doszło do katastrofy. Jednak uzgodniono już, że w śledztwo włączą się śledczy i eksperci z Niemiec. Hiszpański premier Mariano Rajoy poinformował, że w środę uda się na miejsce katastrofy. Swój przyjazd zapowiedziała także kanclerz Niemiec Angela Merkel.
REKLAMA
Jest szansa, że okoliczności tej katastrofy zostaną szybko, jak na standardy badania wypadków lotniczych, wyjaśnione. Udało się już bowiem odnaleźć jedną z czarnych skrzynek. Szef francuskiego MSW Bernard Cazeneuve poinformował, że rozpoczęła się już analiza zawartych w niej informacji. Są to dane dotyczące lotu. W drugiej, na razie nie odnalezionej, zapisane są rozmowy jakie miały miejsce w kokpicie.
Heike Birlenbach, wiceprezydent niemieckich linii Lufthansa, do których należą Germanwings, oświadczyła, że przewoźnik obecnie uważa katastrofę za wypadek. - Wszystkie inne wersje byłyby spekulacją - dodała.
IAR/PAP/fc
REKLAMA