Biegli: obecność gen. Andrzeja Błasika w kokpicie Tu-154M niewykluczona

2015-03-27, 13:49

Biegli: obecność gen. Andrzeja Błasika w kokpicie Tu-154M niewykluczona
Szef Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie płk Ireneusz Szeląg. Foto: PAP/Radek Pietruszka

Jak poinformował szef warszawskiej Wojskowej Prokuratury Okręgowej płk Ireneusz Szeląg, biegli uznali, że nie była zachowana tzw. sterylność kokpitu.

Posłuchaj

Szef warszawskiej Wojskowej Prokuratury Okręgowej płk Ireneusz Szeląg o obecności gen. Andrzeja Błasika w kokpicie (IAR)
+
Dodaj do playlisty

- Zdaniem biegłych (...) przeprowadzone prace fonoskopów wskazały, że istnieją przesłanki na możliwość przebywania w kabinie samolotu dowódcy sił powietrznych w ostatnim fragmencie zbliżania się samolotu do lotniska - powiedział płk Ireneusz Szeląg. Dodał, że biegli oparli się m.in. na analizie częstotliwości głosu gen. Andrzeja Błasika, zeznaniach jednego ze świadków, który znał generała i brał udział w odsłuchiwaniu nagrań, jak też uwzględnili kontekst sytuacyjny.
- Biegli wskazali, że istnieją okoliczności, które wskazują na to, że możliwie jest uznanie obecności osoby dowódcy sił powietrznych w kokpicie bądź też w jego bezpośrednim sąsiedztwie. Wszystkie dotychczasowe stenogramy i analizy głosów wskazują na to, że nie była zachowana tzw. sterylność kokpitu, sterylność kabiny - oświadczył szef warszawskiej WPO.
"Nie złamano przepisów"
Prokurator podkreślił, że osoba, która przebywała w kokpicie, nie złamała ówczesnych przepisów. - Obowiązujące wtedy przepisy w siłach powietrznych nie zawierały bezwzględnej sterylności kokpitu. Przepis (...) wskazywał, że wstęp do kabiny pilotów mają tylko członkowie statku powietrznego i szef pokładu, ale w uzasadnionych przypadkach zezwolenie na wejście do kabiny pilotów innych osób wydać może dowódca statku powietrznego - wyjaśnił.
- Zatem, jeśli przebywały jakieś osoby w kabinie pilotów, bądź też drzwi od kokpitu były otwarte i osoby przebywały blisko, a przecież wiemy ze stenogramów i fonoskopów, że bez wątpienia część wypowiedzi należy do innych osób niż członkowie załogi - to odbyło się to w zasadzie zgodnie z przepisami. W tym zakresie decyzje podejmował dowódca statku powietrznego - wytłumaczył.
Dodał, że obecność jakiejkolwiek innej osoby w kokpicie bądź w jego pobliżu "nie może przekładać się na to, że osobę tę można próbować obarczać jakąś odpowiedzialnością za to, co dotyczyło bezpośrednio procesu kierowania samolotem". - W zasadzie wszyscy - poza członkami załogi i personelu - mieli status tylko pasażerów lotu. Nikt inny poza personelem lotu i załogą samolotu (...) nie miał prawa wpływać, sugerować w ogóle, żądać, polecać czy też rozkazywać określonego działania załodze samolotu - oświadczył.
Udało się odczytać więcej niż dotychczas
Podał, że prokuratorzy dokonywali i cały czas dokonują precyzyjnej analizy "każdej wypowiedzi", którą udało się odczytać. - Decyzja o ewentualnym upublicznieniu nowych stenogramów zapadnie dopiero po zakończeniu tej analizy. Udało się odczytać więcej niż w dotychczasowych stenogramach. Istotą jest teraz, czy te wypowiedzi, które dodano do dotychczasowych stenogramów, mają znaczenie dla biegu śledztwa, czyli wyjaśnienia przyczyn i okoliczności katastrofy, czy też dotyczą one kwestii zupełnie dla katastrofy obojętnych - stwierdził.
Zaznaczył, że publikacja stenogramów z Instytutu Ekspertyz Sądowych "była sytuacją dosyć bezprecedensową". - Istotą i zasadą prowadzenia postępowań dotyczących katastrof lotniczych jest, że tego typu informacji się nie udziela. Jest to zasada wiążąca zarówno komisję badania wypadków lotniczych, jak i prokuratorów - podkreślił. Zaznaczył, że w tym przypadku strona rosyjska upubliczniła dźwiękowe nagrania z katastrofy i w efekcie polska prokuratura uznała, że - wobec takiej wagi sprawy - można, czy też należy, stenogramy upublicznić.
Katastrofa smoleńska
10 kwietnia 2010 roku o godz. 8.41 pod Smoleńskiem rozbił się samolot Tu-154M, którym polska delegacja państwowa leciała do Katynia na uroczystości upamiętniające 70. rocznicę mordu NKWD na polskich oficerach. W katastrofie zginęło 96 osób, w tym prezydent RP Lech Kaczyński i jego małżonka Maria. Wraz z parą prezydencką śmierć ponieśli również ministrowie, parlamentarzyści, szefowie centralnych urzędów państwowych, dowódcy wszystkich rodzajów sił zbrojnych, a także oficerowie Biura Ochrony Rządu i członkowie załogi tupolewa.
PAP, kk

Polecane

Wróć do strony głównej