Kwadratura koła, czyli jak UE usiłuje rozwiązać problem uchodźców

Unia Europejska próbując stawić czoła masowemu napływowi afrykańskich i azjatyckich uchodźców mierzy się z problemem, który wydaje się nie do rozwikłania.

2015-04-25, 17:20

Kwadratura koła, czyli jak UE usiłuje rozwiązać problem uchodźców
Czy Europę czeka zalew przybyszów z Afryki i Azji?. Foto: PAP/EPA/MARCO COSTANTINO

W ubiegłym roku liczba nowych nielegalnych imigrantów w Europie zwiększyła się trzykrotnie – do prawie 280 tys., z czego 220 tys. dostało się przez Morze Śródziemne – według europejskiej agencji ochrony granic Frontex.

Milion ludzi u bram Europy

W tym roku, wedle szacunków, może to być już pół miliona osób. Szacunków ostrożnych, bo w świetle danych, którymi dysponują rządy państw europejskich, na afrykańskim wybrzeżu Morza Śródziemnego w prowizorycznych obozach czeka na przerzucenie do Europy milion osób. Ta liczba jeszcze zapewne wzrośnie.

Po jednej stronie są zatem setki tysięcy, a nawet miliony zdesperowanych ludzi, gotowych ze wszelką cenę przedostać się do Europy z pogrążonych w konfliktach zbrojnych, wojnach domowych i terroryzmie krajów Bliskiego Wschodu, Afryki Północnej i Subsaharyjskiej. Tą ceną często jest życie – setki osób toną w drodze do upragnionego raju, podróżując doń w nędznych łodziach. Uciekinierzy są skazani na łaskę i niełaskę gangów trudniących się przemytem imigrantów.

Zatamować tę falę!

Po drugiej stronie są rządy państw europejskich i wspólnotowe instytucje, które miotają się pomiędzy różnymi posunięciami, by zatamować falę uchodźców, niechcianych przez Europejczyków. Na nadzwyczajnym szczycie Unii Europejskiej poświęconym kryzysowi uchodźców przywódcy państw członkowskich zdecydowali trzykrotnie zwiększyć fundusze na poszukiwanie i ratowanie uciekinierów na morzu w ramach operacji „Tryton”. Planują też zwalczać gangi przemytnicze, niszcząc ich łodzie i statki zanim jeszcze wypłyną w podróż z uchodźcami. Wedle koncepcji Komisji Europejskiej, przemytnicy mają być zwalczani podobnie jak morscy piraci. Prezydent Francji Francois Hollande poinformował, że jego kraj wraz z Wielką Brytanią zamierza zabiegać o mandat Rady Bezpieczeństwa ONZ dla unijnej operacji militarnej, wymierzonej w gangi przemytników ludzi.

REKLAMA

Video: 638 uchodźców na pontonach. Akcja ratunkowa włoskiej straży przybrzeżnej

Źródło: ENEX/x-news

Powrót „taksówek” ?

Matteo Renzi, premier Włoch, z którego inicjatywy zwołano brukselski szczyt, uznał że po raz pierwszy pojawiła się unijna strategia w kwestii uchodźców. Jednak pospiesznie zwołany szczyt (pod wpływem zatonięcia kilkuset migrantów w ostatni weekend, które wstrząsnęło opinią publiczną) kończy się równie doraźną receptą. Unia właściwie wraca do rozwiązania porzuconego kilka miesięcy temu, czyli do skali działania, jaką miała w ubiegłym roku finansowana przez Brukselę włoska operacja „Mare Nostrum”, którą następnie przykrojono do formatu „Trytona”.

REKLAMA

Katastrofa statku w Cieśninie Sycylijskiej. ONZ potwierdza 800 ofiar śmiertelnych >>>

Unia wchodzi w stare buty pod naciskiem organizacji broniących praw człowieka, które alarmowały, że Bruksela prowadzi „śmiertelną” politykę imigracyjną, przyzwalając na to, by uchodźcy masowo tonęli przed osiągnięciem europejskich brzegów. Wcześniej jednak UE była z kolei pod pręgierzem krytyki przeciwników masowej imigracji. Wytykali oni, że zakrojone na dużą skalę patrole ratunkowe były zachętą do zwiększonego przemytu ludzi - „wodnym serwisem taksówkowym”. Gangi powszechnie wysyłały bowiem sygnały SOS niemal zaraz po odprawieniu od brzegów Libii czy Tunezji byle jakich łodzi z uchodźcami.

Nikt nie chce uratowanych?

Gdy jednak unijne „taksówki” wycofały się do obszaru w promieniu 30 mil od Sycylii czy Lampedusy, liczba utonięć gwałtownie wzrosła. W rezultacie dotychczasowa polityka imigracyjna okazała się moralnie nie do utrzymania. Sęk w tym, że pomysłu na jej gruntowną zmianę nie widać. A doraźne rozwiązania przynoszą skutki odwrotne od zamierzonych. I tak np. uszczelnienie lądowej granicy grecko-tureckiej sprawiło, że więcej uchodźców syryjskich przedziera się przez Morze Egejskie

Video: Donald Tusk: Musimy uderzyć w przemytników i zniechęcić imigrantów do narażania życia

REKLAMA

Źródło: EU EBS/x-news

Europejczycy sypną więcej pieniędzy na patrolowanie Morza Śródziemnego, ale tu zgoda między nimi się kończy. Nie są w stanie porozumieć się bowiem, co należy robić z uratowanymi. Doskonale obrazuje ten stan wypowiedź brytyjskiego premiera Davida Camerona. Zadeklarował wysłanie brytyjskich samolotów i śmigłowców do poszukiwania i ratowania uciekinierów na morzu. Stanowczo wykluczył jednak możliwość przyjmowania ich przez Wielką Brytanię. Zrobił to ze względu na narastającą niechęć do imigrantów w brytyjskim społeczeństwie. Sam Cameron wprowadza rozwiązania, które np. ograniczają możliwość korzystania z opieki socjalnej przez imigrantów, nawet tych z państw unijnych, w tym z Polski. A w przypadku uchodźców z Afryki czy Bliskiego Wschodu dochodzi jeszcze obawa przed wzrostem zagrożenia terrorystycznego. Już obecnie Londyn ma wielki problem z własnymi obywatelami zasilającymi szeregi dżihadystów w Syrii, Iraku czy Libii.

WOJNA W SYRII - zobacz serwis specjalny>>>

REKLAMA

Tymczasem, kraje południowej flanki UE: Włochy, Grecja czy Hiszpania, do których przybywa fala niechcianych uchodźców domagają się od swoich sojuszników solidarnego udziału w ich przyjmowaniu. Tego żądają też Niemcy i Szwecja, a więc państwa o największym odsetku imigrantów w społeczeństwie.

Lecz na kwoty imigracyjne zgody brak. Tym bardziej, że polityki imigracyjne poszczególnych krajów, nawet sąsiadujących ze sobą, różnią się jak noc i dzień. Sąsiad niezwykle liberalnej pod tym względem Szwecji – Dania ma jedne z najbardziej restrykcyjnych reguł, utrudniając nawet uzyskanie prawa do pobytu zagranicznym małżonkom duńskich obywateli. Jak bardzo mogą się różnić perspektywy poszczególnych państw pokazuje też dobitnie statystyka. O ile w Estonii o azyl apelowało w ubiegłym roku ledwie ponad 120 osób, o tyle w Niemczech zrobiło to ponad 200 tys. ludzi.

Uchodźcy z Ukrainy

Najmniej gotowe na proponowane przez Komisję Europejską kwoty imigracyjne są zwłaszcza nowe państwa członkowskie UE w Europie Środkowej i Wschodniej, w tym Polska. W czasach komunizmu były to kraje i społeczeństwa zamknięte. Dotychczas nie wypracowały one długofalowych polityk imigracyjnych. Brakuje im niezbędnej infrastruktury i środków na masowe przyjmowanie imigrantów z egzotycznych państw. Nie jesteśmy też na to przygotowani społecznie, kulturowo i mentalnie. Tym bardziej, że sami eksportujemy licznych migrantów – głównie do bogatszych państw UE.

KRYZYS NA UKRAINIE - serwis specjalny >>>

REKLAMA

Sytuację komplikuje dodatkowo zwiększony napływ uchodźców ze wschodu: Ukraińców, uciekających przed wojną w Donbasie i kryzysem gospodarczym. W ich przypadku to Polska jest miejscem, do którego kierują się w pierwszej kolejności i chcielibyśmy solidarnej pomocy innych krajów w ich przyjmowaniu.

Dlatego szczyt UE nie zakończył się decyzją o proporcjonalnym przesiedlaniu uchodźców śródziemnomorskich do wszystkich krajów członkowskich. Zamiast tego jest mowa o dobrowolności w tej kwestii. Premier Polski Ewa Kopacz zobowiązała się jedynie do wysłania kilkunastu funkcjonariuszy straży granicznej, którzy wesprą operacje poszukiwawczo-ratunkowe.

Zabrakło USA?

Wszystko to sprawia, że Unia nie jest w stanie dać sobie rady z masowym napływem uchodźców. Szefowa unijnej dyplomacji, Włoszka Federica Mogherini słusznie podkreśla, że sprawa ma wymiar globalny, a za klucz do jej rozwiązania uważa sytuację w Libii oraz innych zdestabilizowanych państwach. A jeśli tak, to w Brukseli brakowało zwłaszcza przedstawicieli USA – bez ich aktywnego udziału trudno sobie wyobrazić ustabilizowanie sytuacji w regionach, które są źródłem wzrostu liczby uchodźców dobijających się do Europy.

Juliusz Urbanowicz, Polskie Radio.pl

REKLAMA

Polecane

REKLAMA

Wróć do strony głównej