Wybory w Wielkiej Brytanii. Waży się przyszłość Unii Europejskiej?
Czwartkowe wybory parlamentarne w Wielkiej Brytanii są według komentatorów najbardziej nieprzewidywalne od kilkudziesięciu lat.
2015-05-07, 12:10
Posłuchaj
W sondażach współrządząca Partia Konserwatywna i opozycyjna Partia Pracy mają wyrównane poparcie, co zapowiada, że należy się spodziewać negocjacji w sprawie utworzenia rządu koalicyjnego.
Decydujące może się okazać głosowanie w Szkocji, gdzie Szkocka Partia Narodowa (SNP) może stać się siłą dominującą kosztem Partii Pracy. Stawką w wyborach jest nie tylko to, kto obejmie rządy, ale też przyszłość Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej.
Referendum w sprawie członkostwa w Unii Europejskiej
Premier David Cameron zapowiedział, że w razie zwycięstwa konserwatystów przeprowadzi referendum w sprawie ewentualnego wyjścia kraju z Unii Europejskiej.
Zdaniem eksperta Centrum Inicjatyw Międzynarodowych Grzegorza Gogowskiego, zapowiedzi referendum to sygnał, że Wielka Brytania chce renegocjować warunki członkostwa w unii.
Grzegorz Gogowski uważa, że do referendum dojdzie nawet jeśli wygrają labourzyści. Jego zdaniem presja społeczna zmusi ich do przeprowadzenia takiego plebiscytu. Ekspert twierdzi, że rezultat ewentualnego referendum będzie podobny do głosowania w Szkocji, która opowiedziała się za pozostaniem w Wielkiej Brytanii. Grzegorz Głogowski ma nadzieję, że Brytyjczycy ostatecznie zrozumieją, że wyjście ze wspólnoty było by dla nich niekorzystne, bo tamtejsza gospodarka jest bardzo powiązana z UE.
REKLAMA
Brytyjczykom zależy na renegocjacji jeszcze innej kwestii – zasad, wedle których na Wyspy przyjeżdżają imigranci. Choć jak mówi ekspert, żadna z największych partii nie licząc Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP) nie ma klasycznych antyimigracyjnych haseł. Grzegorz Gogowski wyjaśnia, że partie nie postulują całkowitego zamknięcia brytyjskich granic dla imigrantów z Unii Europejskiej. Jak dodaje, chodzi o to, by ograniczyć turystykę socjalną, która z punktu widzenia wydatków brytyjskich stanowi ogromny problem.
Nikt nie wie, co będzie dalej
Sondaże plasowały do końca torysów i labourzystów o włos od siebie, ale przy tym z niewystarczającym poparciem, aby uzyskali zwykłą większość parlamentarną. Lider konserwatystów David Cameron, który do końca jeździł po kraju kaptując głosy, przyznał na koniec: "To będzie bardzo wyrównany wyścig, aż do samej mety." Lider labourzystów ograniczył się do końcowego występu w otoczeniu tchnących optymizmem pretorianów z Partii Pracy: "Następny brytyjski premier, Ed Miliband!"
Przywódca liberałów Nick Clegg, który stracił popularność wchodząc w koalicję z torysami, zaklinał los: "Liberalni demokraci będą niespodzianką tych wyborów."
Według sondaży, niezależnie od tego, kto wygra, ani labourzyści ani torysi nie będą w stanie rządzić sami. O tym, która partia będzie rządzić zdecyduje zdolność do utworzenia koalicji. Na brytyjskiej scenie politycznej na znaczeniu zyskują więc mniejsze partie.
REKLAMA
Brytyjskie media komentują, że wynik jest absolutnie nie do przewidzenia: "Nie wiem, jakoś mam wrażenie, że Ed Miliband wyjdzie z tego jako premier, ale jak? Nie wiem..." "Nie mam pojęcia, jeździłem po kraju, czytałem i oglądałem wszystko, ale nie mam pojęcia i nie będę udawał, że mam." - mówili BBC eksperci poważnej prasy, Rachel Sylvester z "Times’a" i Steve Richards z gazety "Independent".
Głosowanie do wieczora
Lokale wyborcze będą czynne do godziny 23 czasu polskiego (22 czasu lokalnego). Pierwsze sondaże oczekiwane są po zakończeniu głosowania, a ostateczne wyniki - najwcześniej w piątek rano.
Uprawnionych do oddania głosu jest 48 mln Brytyjczyków. Badania opinii publicznej pokazywały, że frekwencja wyniesie od 65 do 70 proc. Nad przebiegiem wyborów ma czuwać ok. 3,5 tys. osób. Szacuje się, że najwięcej głosujących uda się do lokali wyborczych między godziną 17 a 18, kiedy ludzie zaczną wychodzić z pracy.
W przedwyborczych analizach brytyjskie media podkreślały, że przyszły gabinet stworzy lider tej partii, której uda się w Izbie Gmin zebrać największe poparcie. Zwracano uwagę, że nie musi to być przywódca ugrupowania, które zdobędzie największą liczbę mandatów. Brany jest też pod uwagę scenariusz rządu mniejszościowego.
Nowy parlament zbierze się po raz pierwszy 18 maja.
W Wielkiej Brytanii obowiązuje większościowa ordynacja wyborcza, która faworyzuje duże partie. W związku z tym od czasu II wojny światowej do roku 2010 w kraju nie było rządu koalicyjnego. Zjednoczone Królestwo dzieli się na 650 okręgów wyborczych, z każdego z nich wybierany jest tylko jeden przedstawiciel. Wyborcy głosują na daną osobę, ponieważ w kraju nie obowiązują listy partyjne. Aby uzyskać większość umożliwiającą samodzielne rządzenie, należy zdobyć 326 miejsc w parlamencie.
IAR/PAP/agkm
REKLAMA
REKLAMA