Wybory prezydenckie nie zawsze z oczywistym zwycięzcą
Dwukrotnie zdarzyło się, że wbrew sondażom wybory prezydenckie wygrywał polityk, któremu badania opinii publicznej nie dawały szans na pokonanie rywala. Tak było w 1995 roku, kiedy o prezydenturę walczył Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski. A także 10 lat później, gdy w pojedynku zmierzył się Donald Tusk i Lech Kaczyński.
2015-05-24, 20:19
W 1995 roku Lech Wałęsa walczył o reelekcję. Pierwsze sondaże nie dawały mu jednak zdecydowanego zwycięstwa. Przegrywał z kandydatem SLD Aleksandrem Kwaśniewskim. Na finiszu kampanii pokonał jednak kontrkandydata. Niespodzianką był więc ostateczny wynik wyborów.
Wrześniowy sondaż pokazywał, że poparcie dla urzędującego wówczas prezydenta jest niemal dwukrotnie niższe od poparcia jakim cieszył się Aleksander Kwaśniewski. Z czasem Wałęsa zaczął nadrabiać straty i z tygodnia na tydzień rosła liczba jego zwolenników. Jak pisze Antoni Dudek w książce "Historia polityczna Polski 1989-2012" "w badaniach CBOS z 6-9 października różnica między pretendentami zmalała do 41:37, a tydzień później Wałęsa wyprzedził już minimalnie Kwaśniewskiego 39:40".
Wybory, które odbyły się 5 listopada nie przyniosły rozstrzygnięcia. Nieznacznie wygrał je kandydat SLD, na którego swój głos oddało 6 275 670 osób, czyli 35,11 procent wyborców. Drugie miejsce zajął Wałęsa z poparciem 5 917 328 osób, czyli 33,11 procent.
O tym, kto zostanie prezydentem na kolejne pięć lat miała zatem zdecydować II tura. Warto odnotować, że zwycięstwo Kwaśniewskiego miało istotne znaczenie psychologiczne. Oznaczało bowiem, że były aparatczyk PZPR może zwyciężyć z pierwszym przewodniczącym "Solidarności", symbolem opozycji wobec władzy komunistów w latach 80.
REKLAMA
Powiązany Artykuł
Sztab Kwaśniewskiego natychmiast po ogłoszeniu jeszcze nieoficjalnych wyników wyborów zaczął zabiegać o głosy wyborców. "Atmosfera polityczna między I a II turą uległa wyraźnemu zaostrzeniu. Nie doszło, co prawda, do fizycznych starć między zwolennikami obu kandydatów, ale wzajemne ataki nabrały większej gwałtowności" – odnotowuje Dudek.
Sondaże, które zostały przeprowadzone tuż po I turze pokazywały, że różnica poparcia między Wałęsą a Kwaśniewskim jest niewielka, mieszcząca się w granicach błędu statystycznego.
Polacy poszli do urn ponownie 9 listopada. Na Kwaśniewskiego głosowało 9 704 439 osób (51,72 procent), na Wałęsę – 9 058 176 (48,28). Różnica wyniosła zatem niewiele ponad 600 tysięcy głosów. Niezwykły był tamten wieczór wyborczy. Tuż po zamknięciu lokali wyborczych ogłoszono, że zwycięzcą jest Wałęsa, jednak w miarę jak napływały dane okazywało się, że lider "Solidarności" będzie musiał wyprowadzić się z Pałacu Prezydenckiego. Jego nowym lokatorem został Kwaśniewski.
W sondażach wygrywał Tusk. Wyborach - Kaczyński
Nie aż tak dramatyczny przebieg miało to, co wydarzyło się w nocy z 23 na 24 października 2005 roku. Choć także wtedy, gdy o prezydenturę walczył Donald Tusk i Lech Kaczyński niemal do ostatnich chwil nie było pewne, który z nich przekonał do siebie większość wyborców.
REKLAMA
Zwycięsko z pierwszej tury wyszedł ówczesny lider Platformy Obywatelskiej. Głosowało na niego blisko 5,43 mln osób (36,3 procent), na Kaczyńskiego – 4,94 mln (33,10 procent).
"Niewielka przewaga Tuska, uzyskana w pierwszej turze, okazała się zbyt mała, by zatrzymać wznoszącą się falę poparcia dla Kaczyńskiego, o wsparcie którego w drugiej turze zaapelował do swoich wyborców zarówno Andrzej Lepper, jak i Jarosław Kalinowski. Tuska poparł natomiast Marek Borowski (…) oraz Henryka Bochniarz" – czytamy w książce "Historia polityczna Polski 1989-2012".
Antoni Dudek zauważa jednak, że "największym sojusznikiem Tuska okazała się jednak większość ośrodków badania opinii publicznej, prognozujących jego zwycięstwo".
Powiązany Artykuł
23 października była ładna pogoda. Do urn poszło minimalnie więcej wyborców niż dwa tygodnie wcześniej. Sztab PO zorganizował wieczór w auli Politechniki Warszawskiej. Sala wypełniona była po brzegi. Jednak wśród zwolenników Tuska panował grobowy nastrój. Wiadomo już było, że lider PO wyborów nie wygrał. Oddało na niego swój głos 7 022 319 osób (45,96 procent). Lider PO po króciutkim wystąpieniu zamknął się w jednej z sal Politechniki ze swoimi najbliższymi współpracownikami. Aula szybko opustoszała.
REKLAMA
Zupełnie inny nastrój był w siedzibie PiS przy Nowogrodzkiej w Warszawie. Ówczesnego prezydenta Warszawy poparło bowiem 8 257 468 wyborców, co stanowiło 54,04 procent ważnie oddanych głosów. Lech Kaczyński nie krył szczęścia. Z ust prezydenta-elekta padły wówczas słowa: "Panie prezesie, melduję wykonanie zadania!".
Agnieszka Sopińska-Jaremczak
REKLAMA